Szlakiem Minina i Pożarskiego. Z podróży do Trzeciej Rosji
Jest Moskwa i jest reszta Rosji. Znający się na rzeczy wiedzą, że jest jeszcze Piter. My pojechaliśmy zobaczyć tę resztę.
Moim pierwszym rosyjskim wspomnieniem z dzieciństwa jest bierioza. Otworzyłem oczy w pociągu relacji Warszawa – Moskwa, dokoła którego biegały setki, tysiące białych drzew. Pojechałem sprawdzić, czy ciągle tam są[i].
Kiedy już dużo później umawiałem się z ekipą moskiewskiej telewizji na wywiad w Warszawie zapytali mnie jak daleko mieszkam. – W Lublinie– odpowiedziałem. - A to daleko?– zainteresowali się. – Jakieś 170 km. Wyraźnie się ucieszyli: – O, to przyjedziesz metrem? Głębia strategiczna.Jazda bardzo porządną drogą między najbliższymi sobie stolicami obwodów - uczy co to jest głębia strategiczna Rosji. Co daje jej i jej mieszkańcom tę znaną tylko jeszcze paru innym nacjom perspektywę przestrzeni i czasu, zagubioną w europejskim tłoku i na polskiej szachownicy poletek i wioseczek przepychających się przy szosach krajowych. Ta opowiastka będzie więc długa, trochę chaotyczna - jak ciąg skojarzeń pchający się do głowy podczas wielogodzinnej jazdy, powtarzalna jak las brzozowy i pewnie dla wielu nudna, jak praca rosyjskiego GPS-a[ii], powtarzającego monotonnie: „następne 300 kilometrów jedź prosto”…
----------------------------
Niżny Nowogródi Jarosław. Paradoksem historii jest, że te grody ruskie, które najbardziej konsekwentnie, uparcie – i beznadziejnie w XIV i XV wieku przyzywały i oczekiwały odsieczy litewskiej, a następnie polskiej przeciw Moskwie – były tymi, z których w wieku XVII wyszedł zew prowadzący do wygnania Polaków z Kremla i ostatecznego już upadku marzenia o polskiej organizacji obszaru eurazjatyckiego. I właśnie miasta te odwiedziliśmy.
Żadnych przypadków, tylko znaki, prawda? Właściwie każdą polską wycieczkę w Rosji można przeprowadzić tak, że wszędzie zobaczy ułamane brzozy i place Smoleńskie. Bo przecież Rosja to stan umysłu – jak lubimy powtarzać. Tylko nie dodajemy, że umysłu polskiego, ogarniętego tak często jakąś perwersyjną obsesją, nie pozwalającą przyjąć do wiadomości, że jesteśmy w swojej manii osamotnieni i nikt na Wschodzie mijając kolejny pomnik Mininai Pożarskiego nie rzuca pod nosem odziedziczonych po dziadach klątw przeciw Polakom. Miejsce historii jest w historii – zdają się uważać Rosjaniei choć jest jej na pewno więcej, niż pozostało wykastrowanym z pamięci społeczeństwom Zachodu – to leży sobie ona ładnie poukładana, jak matrioszka w matrioszce, w której kniaź chowa się w czynowniku, ten w rewolucjoniście, ów w konserwatywnym reformatorze, który z kolei zgrabnie mieści się w stachanowcu, okrytym szynelem wojny ojczyźnianej, pobłogosławionym przez patriarchę i dziś nadal optymistycznie uśmiechającym się ku przyszłości Matuszki Rosji.
Wszystko jest w ciągłości. Ziemia, przeszłość, ludzie, potencjał, przyroda, przyszłość, armia, flota, sport, grzyby przy drogach, bierioza, wódka w sklepie, to, że niby nie wolno, ale jak się bardzo chce – to można! Rosja nie tyle jest, Rosja trwa. Płynie sobie Matuszką Wołgą, a obok idą sobie Waregowie, Mongołowie, Waregowie, Polacy, drudzy jeszcze… i jeśli zostawią coś z siebie w Rosji – wtedy i coś z niej będą mogli sobie zabrać albo pozostać tam na zawsze. Wedle woli – po życie lub po śmierć…
-------------------------------
Coś się też jednak zmienia. Stadion w Niżnym Nowogrodzie. Gdyby to jeszcze były Gorki, to… po pierwsze by go nie było. Przecież nie gra się międzynarodowych meczów w mieście zamkniętym! A nawet gdyby był, to strach – bo przecież kiedy w latach 60-tych budowali w Moskwie hotel Rossija, to mało im się całkiem nie rozpadła najbardziej kiczowata, najśliczniejsza cerkiew na świecie. A dziś stadion w Nowogrodzie stoi, niebiesko-biały jak Oka mieszająca się z Wołgą i nawet pasuje na Striełce, nie przeszkadzając w kontemplowaniu soboru Aleksandra Newskiego, postawionego a jakże, przez cara-wyzwoliciela. A wota poświęcone świętemu znanemu z prawidłowego traktowania niemieckiego duchowieństwa i jemu podobnych zachodnich propozycji społeczno-ustrojowych dla Słowiańszczyzny – zawsze warto uszanować.
Cerkwie… Kiedyś w Normandii pewna zażywająca nieprzerwanie kąpieli słonecznych wciąż jeszcze szykowna dama w niebotycznym zdziwieniu pytała mnie o cel codziennych wyjazdów od miasteczka do miasteczka. – Przecież tam są tylko stare kościoły…!– nie mogła wyjść ze zdumienia. Więc przecież nie miałem pisać przewodnika po starych cerkwiach, po różnicach rosyjskiego baroku, po kopułach (przecież wiecie czemu świątynie różnią się ich liczbą i co ona symbolizuje, prawda? Pod koniec odpytam!). Cerkwie są. Stare. A jeśli nie są stare, tylko właśnie je zbudowano, to kiedy tylko zdejmie się rusztowania – też wyglądają na stare. I niech to wystarczy. Zwłaszcza, że one też są w ciągłości. To wrażenie, kiedy wychodzi się z hotelu przy ulicy Pawlika Morozowa, by pojechać na plac Sowiecki obejrzeć cerkiew św. Eliasza, o której sam Stalinpowiedział ponoć, że po co to niszczyć - skoro takie ładne i pasuje?
I pasuje nadal. Zwłaszcza fresk, jak Żyd, Arab i Niemiec idą do piekła. Już w XVII wieku to wiedzieli!
-------------------------------
Ale miało być o Mininie i Pożarskim. Polacy nigdy nie zajęli Niżnego Nowogrodu. To znaczy byli tam i bardzo to jest symboliczne, tylko…, że to nie do końca tak było. Po prostu, nasi rodacy pod koniec smuty już całkiem byli poplątani z kim, o co i po co walczą (czyli w sumie nic nowego, prawda?) i akurat w te rejony carstwa zapuścili się w służbie Marynyi Łże-Dymitra, w dodatku drugiego. No, ale jacyś się jednak zapuścili, więc miły polskiemu sercu akcent jednak był!
Zresztą nie jedyny. Kiedy w lipcu 1918 r. w Jarosławiu bunt wywołali dotychczasowi sojusznicy bolszewików – lewi eserzy (to takie bardziej ludowe skrzydło PiS-u tłumacząc na polski) – jego tłumieniem zajął się Czerwony Pułk Rewolucyjnej Warszawy. I stłumił na tyle dokładnie, że taki np. Sobór Uspieński skończono odbudowywać dopiero w 2010 r. I teraz zagadkę o nagrodę IPN – skoro antybolszewicki bunt Rosjan zbombardowali i rozstrzelali Polacy, to kto właściwie kogo powinien teraz przepraszać? No, bo że ktoś kogoś przepraszać musi - to przecież w dzisiejszych czasach oczywistość!
Akcenty akcentami, ale trochę szkoda tylko, że i Jan Piotr Sapieha, i komisarz Żbikowski dotarli w te okolice późno, bo wcześniej, sporo wcześniej przez 200 lat książęta suzdalscy/niżnonowogrodzcy (podobnie jak i sąsiedni Nowogród Wielki) wołali pomocy litewsko-polskiej przeciw Moskwie i nawet ją dostawali. W obietnicach. I tylko w obietnicach. Więc na drugi raz – tylko do siebie (no dobrze, do pra-pra-pra-pra itd. dziadów, Olgierda, Witolda, Jagiełły,Kazimierza Jagiellończyka) miejmy pretensje. Trzeba się było pofatygować.
-----------------------------------
Nie zrobiliśmy tego my – próbowali i próbują inni. Jak rozwalić Rosję? Przez ostatnie stulecia był to dla światowej geopolityki dylemat numer jeden, analizowany i niekiedy nawet wdrażany znacznie poważniej niż to się kiedykolwiek śniło polskim dziecinnym rusofobom. W Niżnym Nowogrodzie odwiedziliśmy pewne mieszkanie, w którym taki eksperyment prowadzono – czy raczej mu przeciwdziałano.
Jest coś optymistycznego w fakcie, że Muzeum Andrieja Sacharowa nie jest dziś miejscem pielgrzymek, ani obiektem kultu nowej Rosji – jak to się szykowała w latach 80-tych i 90-tych. To wciąż to samo zwykłe mieszkanie, w zwykłym bloku, na obejrzenie którego wypada się wcześniej umówić, tak małe budzi zainteresowanie. To dobrze, Rosja nigdy nie chciała czcić zdrajców, dobrze, że to się nie zmieniło. W głowie jednak wciąż kołacze się wątpliwość: czy wtedy, ukaranie Sacharowa 4-pokojowym mieszkaniem z kuchnią i łazienką było dowodem słabości czy siły systemu? No właśnie, a więc czy dziś brak kultu tego symbolu dysydencji jest jednym, czy drugim? Bo gangrena sacharyzmu jest przecież wciąż obecna w rosyjskim życiu – jeśli nawet nie w kanonicznej formie demokratyzmu, to jako etno-nacjonalizm, a wkrótce może jako ruch socjalny czy nawet libertariański. Byle tylko zatopić Matkę Rosji w Matce Wołdze… Skoro bowiem Zachodowi nie przeszkadzał Sacharow – twórca militarnej przewagi ZSSR nad Zachodem, jako lider „opcji demokratycznej” – to czemu miałby wadzić nacjonał-aferzysta Nawalny czy jakikolwiek nowy Własow? I jaka na to może być odpowiedź Rosji, wszystkim tym worom rozdadzą mieszkania? Tym razem apetyty są dużo większe…
Do możliwej rosyjskiej odpowiedzi jeszcze zresztą wrócimy.
--------------------------------------
Pojechaliśmy dalej. Z Niżnego Nowogrodu do Jarosławia. Jarosław jest mniejszy od Niżnego Nowogrodu. Jarosław nie był miastem zamkniętym. Jarosław wydaje się ambitniejszy.
Zarzucił nas danymi. 7,56 miliarda dolarów produktu regionalnego. 3,286 zarejestrowanych przedsiębiorstw, w tym 259 dużych i średnich zakładów przemysłowych (w tych 19 potężnych inwestycji zagranicznych, także chińskich), blisko 114-procentowy wzrost produkcji przemysłowej tylko w ciągu ostatnich trzech lat. I o dziwo wciąż istniejący handel z Polską – 114,5 mln dolarów wymiany w 2017 r. Dobre i to. A przecież przede wszystkim to stolica Złotego Pierścienia, obwód Uglicza, Rostowa, Peresława Zaleskiego, sąsiad Włodzimierza i Kostromy - najpiękniejszych, bajkowych miejsc dawnej Rosji, o których chyba nawet w Polsce musiano słyszeć! I jako trzecie ramię czworokąta rozwoju – lasy i jeziora, z największym w tej części świata bio-parkiem, w którym dziś na 123 hektarach w warunkach maksymalnie zbliżonych do naturalnych żyje 3,800 zwierząt, a już wkrótce i obszar, i inwentarz parku ulegną powiększeniu do ponad 200 ha i 7,000 mieszkańców. I wreszcie edukacja, potężne ukierunkowanie na przygotowanie kadr dla tych wielkich zadań. Przemysł, historia, ekologia i świadomość integralności środowiska naturalnego z polityką rozwoju oraz oświata, nie zaburzona „kształceniem umiejętności”, punktami i podobnymi pułapkami dla społeczeństw skazanych na wieczne prolstwo. A nasi kierownicy wciąż mają nadzieję, że zagrają na nosie Rosji niemieckimi montowniami nieskomplikowanych podzespołów! Nic z tego, jeszcze nie jest to idealne, rosyjski rynek pracy jest zaburzony (w Moskwie nie sposób wezwać elektryka, który by nie był Uzbekiem), widać jeszcze skutki zachłyśnięcia się znanym z Europy Środkowej równaniem „rozwój – inwestycje zewnętrzne/prywatyzacja”[iii], ale jest też coś, co w naszej części kontynentu celowo unicestwiono – zrozumienie, że żaden rozwój nie jest i nie będzie możliwy bez celowej i zorganizowanej polityki przemysłowej.
Aha, i w Jarosławiu są Polacy.
Niektórzy z tych Starszych Państwa kultywują swoją polskość odziedziczoną po przodkach przybyłych w dobie powstania listopadowego[iv]- a co zostało po tak zwanej "Wielkiej Emigracji", ilu jej potomków wciąż uważa się za Polaków? I, co mówię nie bez bólu – ile dzieci tych 3 milionów naszych, którzy wyjechali w ostatniej dekadzie – też już łatwiej znajduje słowa angielskie, niemieckie czy holenderskie, bo „nie wie jak to po polsku”, bo „inne dzieci tak nie mówią”? A tam są Polacy.
A co bardzo ważne - to wielcy orędownicy sprawy polskiej, choć oficjalne czynniki III RP wolą o nich nie pamiętać. – Mówimy wiesze o Wiśle, ale żyjemy nad Wołgą, kochamy Polskę, ale kochamy i Rosję, a tu nie musimy wybierać między tymi miłościami– mówili nam. – Czemu już nie przyjeżdżają polskie zespoły, tu wszyscy tak lubią polskie piosenki i polskie filmy– pytali i sami tak pięknie śpiewali. I tylko smutno i wstydno zrobiło się na chwilę, gdy 85-letnia nauczycielka takim ślicznym akcentem wtrącała: - Tu dbają o nasze groby, prosimy, nie dajcie tam burzyć tych żołnierskich...
Zresztą, jeśli ktoś chce sam zobaczyć i usłyszeć Polaków z Jarosławia – niech wbije w wyszukiwarkę nazwę tamtejszego zespołu – „Polskie Kwiaty” („Польские Квяты”). A jeszcze lepiej proszę się wybrać na któryś z ich koncertów, gdy przyjeżdżają do Polski.
--------------------------------
Rosjanie chcą wreszcie normalnie żyć. Ta dość oczywista myśl przywieziona z prowincji, żeby nabrać mocy oficjalnej – powinna jednak zostać potwierdzona w Moskwie. W końcu tak się to tu zawsze odbywało…
Przyjechaliśmy więc po potwierdzenie naszych obserwacji do stolicy, do niemal odrębnego kraju większych samochodów, krótszych spódniczek, dłuższych szpilek, centrów handlowych jak lotniska i lotnisk jak miasta. Ech, jak ja lubię miasta, w których nie należy być pieszym i nie wolno być rowerzystą!
Ale sama Moskwa, bez tej wizyty w jej Złotym Pierścieniu - jak zwykle nie powiedziałaby nam nic. Słyszeliście pogląd, że z zewnątrz lepiej widać? To zapomnijcie o nim. Rosję najlepiej widać, jedynie widać ze środka. Od zewnątrz jest za duża, za hermetyczna, za bardzo skupiona na sobie by poddać się analizie. Zwłaszcza, że Rosja sama lubi wysyłać na swój temat mylące sygnały. Nie można dać się nabrać na te (obowiązkowo przy gitarze) wygłaszane wódczane brząkania o „wyjątkowości duszy rosyjskiej” (koniecznie z jednorożcem na przebitkach, film o duszy rosyjskiej, zwłaszcza historyczny, bez jednorożca jest absolutnie nieważny i nie może być traktowany jako poważne źródło rusoznawcze). Nie, to zmyła.
O co więc chodzi Rosji? Bodaj od XVII wieku cierpi ona na straszną, nieuleczalna przypadłość. Chce być normalna. I tylko przejściowo kuracje Iwana Groźnego czy Stalina pozwalały jej uwolnić się od tej obsesji. Normalność. Partnerstwo. Te dwie choroby dręczą Rosję. Oczywiście przenikając się z autentyczną pokusą samowystarczalności i wyjątkowości, która jednak zawsze musiała ustąpić potwornej obawie, że coś się wydarzy w Europie i na świecie, a Rosja nie weźmie w tym udziału jako "normalny" uczestnik. Trochę to więc znowu podobnie, jak i u Polaków – tylko jednak skala każdorazowego zaangażowania zawsze robiła kolosalną różnicę.
- Teraz jest czas wzięcia się za gospodarkę, załatwienia zaległych spraw z nią związanych i wreszcie ukierunkowania na podniesienie warunków życia obywateli– tłumaczył prof. Fiodor Łukjanow, redaktor naczelny „Rosji w Polityce Globalnej”, jeden z głównych animatorów Klubu Wałdajskiego, a więc gremium, którego nie sposób podejrzewać o niedoceniania problemów międzynarodowych Rosji. Zdaniem tego zdecydowanie zbyt słabo w Polsce znanego analityka i komentatora – znajdujemy się dziś w punkcie nieoznaczoności, nie tylko wobec końca świata post-zimnowojennego, takiego jakim był od lat 90-tych, ale także nieuchronnej zmiany związanej ze zbliżającym się odejściem Władymira Putina[v]. I na obu tych płaszczyznach – nie sposób nawet zarysować scenariusza zdarzeń, skoro dysponujemy jedynie dezaktualizującym się właśnie zasobem pojęć, danych, nazwisk itd. – a odgadnąć musimy zupełnie nowe, które może być tych pojęć zaprzeczeń, choć może też stać ewolucją czy nawet kontynuacją. Nie wiemy. Jak rzadko analitycy używają tego zwrotu, a przecież często najlepiej oddaje on sytuację.
Odejście Putina w polityce wewnętrznej wymusza zrobienie tego, co zostało do zrobienia i musi zostać zrobione - jak nieszczęsna reforma emerytalna, o której nieuchronności wszyscy wiedzieli i której wdrożenia w iście słowiański sposób nie przygotowano, zadowalając się myślą, że Mundial wszystko przysłoni. Umówmy się, z rosyjskiej, moskiewskiej perspektywy protesty przeciw podniesieniu wieku emerytalnego (z absurdalnych 55 do 60 lat dla kobiet i z 60 do 65 lat dla mężczyzn) nie odbiegają od średniej, to znaczy w istocie nie mają społecznego i politycznego znaczenia. Znowu jednak, nie wiemy – wraz z Putinem ku zejściu zmierzają bowiem kolejne pokolenia rosyjskich polityków-czynowników, a nowe czasy mogą wyciągnąć znikąd zupełnie nowe odpowiedzi na niepostawione jeszcze pytania. Nie w samych nazwiskach następców bowiem rzecz, ale w wymianie całego języka i haseł. Co dzieje się, jak to w Rosji powoli i promieniści od Moskwy i Pitra – ale się dzieje[vi]. Czy więc nowy Własow będzie socjalistą, czy raczej libertarianinem – nie zgadniemy. Ale jeśli sprawy społeczno-gospodarcze nie zostaną załatwione teraz – będzie mu o wiele łatwiej.
- Teraz jest czas na ekonomię, na umocnienie wewnętrzne– powtarza red. Łukjanow. I to naprawdę tłumaczy wszystko. Całą linię polityczną Putina, dla jednych będącą objawem geniuszu politycznego, a dla innych zgubnym kunktatorstwem. Ta wymuszona sankcjami autarkia rolno-spożywcza, to nachalne, ale faktycznie konieczne ukierunkowanie na politykę przemysłową – to wszystko wymaga czasu, by dać owoce. Są największym krajem na ziemi, przecież do cholery muszą też wreszcie jakość żyć!
A że to się nakłada na naturalną skłonność prezydenta, tego dziecka lat 80-tych i 90-tych? Tego samego wieczora w hotelu oglądam w mojej ulubionej TV ZVEZDA dokument o relacjach ZSSR-USA po 1956 r. „Chruszczow był szczęśliwy po powrocie ze swojej pierwszej wizyty w Stanach. Uznał, że wreszcie przywódca radziecki jest traktowany na Zachodzie po partnersku…” – słyszę nie pozbawiony zgryźliwości głos lektora. I olśnienie: no przecież nic się nie zmieniło! To parszywe słowo, „PARTNERSTWO”! Tfu… To właśnie format miński, to oni w Syrii. Ciągle te słowiańskie mrzonki…
Ale przecież „normalność” i „partnerstwo” to choroby lat 90-tych! Tych samych, w których w zachodnich filmach co i raz jakiś szalony generał zdobywał władzę na Kremlu i bawił się guzkiem jądrowym, a z kolei polski serial kryminalny bez rosyjskiego mafioza w ogóle nie miał racji bytu. Dopiero teraz Rosja robi się normalna – gdy chcąc nie chcąc przestała czekać na certyfikat normalności wystawiony na Zachodzie.
Jednym z tego objawów jest zmiana nastawienia do relacji z innymi podmiotami międzynarodowymi. Upadek Bloku zapędził z powrotem Rosję na pozycję niewiary w układy wielostronne, a nawet w ogóle trwałe sojusze. Ale ta epoka już się skończyła, lata 90-te i tak trwały o prawie 20 lat za długo. Nie, nie będzie żadnego nowego bloku, żadnej zmowy anty-amerykańskiej, jakiegoś globalnego rozdania „wzrastający kontra schyłkowi”. Ale ostatnie 2-4 lata to jednak przebicie się do świadomości rosyjskich liderów choćby możliwości układów z kimś więcej, niż tylko z tym nieszczęsnym Zachodem, co to wystawi świadectwo partnerstwa. Nie będzie sojuszy. Ale są i mogą być układy– i pewnie będą następne, do załatwiania konkretnych problemów. To dobrze dla Polski – bo takich spraw do załatwienia w Rosji to my mamy dużo (a nie odwrotnie), a przecież własnych… „sojuszy” tak łatwo nie zmienimy. O konkretach jednak może jednak jeszcze kiedyś porozmawiamy…
No chyba, że… Nie, żadna wizyta, żadna podróż, żadne rozmowy ani spotkania, nic przecież nie może dać nam jednoznacznej odpowiedzi na najważniejsze pytanie:
A co, jeśli Rosja nie ma czasu?
Jeśli Rosja nie ma już czasu - to my go nie mamy wraz z nią.
---------------------------------------
Aaaaa, głowy kiedyś własnej zapomnę. Miało być jeszcze o kopułach. Więc. Proszę raz na zawsze zapamiętać:
· 1 kopuła - bo jest jeden Bóg,
· 2 kopuły - bo są dwie natury Jezusa Chrystusa,
· 3 kopuły – bo… No chyba oczywiste, Trójca Święta,
· 5 kopuł to Jezus i czterech ewangelistów,
· 7 kopuł symbolizuje siedem sakramentów, siedem darów Ducha Św. i siedem powszechnych Soborów, a także siedem filarów Domu Mądrości, siedem dni tygodnia, siedem pieczęci księgi w prawej ręce Tego, który zasiada na tronie, oraz zabitego Baranka z siedmioma rogami i siedmioma oczami, które są siedmioma duchami Boga,
· 9 kopuł = dziewięć chórów anielskich,
· 13 kopuł to Chrystus i dwunastu apostołów,
· 24 kopuły to dwanaście plemion Izraela (lub dwunastu mniejszych proroków) w Starym i dwunastu apostołów w Nowym Testamencie,
· 25 kopuł – bo dwudziestu czterech koronowanych starców siedzi na tronach w białych szatach wokół tronu Jezusa Chrystusa
· A 33 kopuły odpowiadają 33 latom życia Jezusa Chrystusa na ziemi.
Teraz wszystko jasne?
[i]Dla porządku dodam, że wspomnieniem drugim, chłopca zagubionego na Dworcu Białoruskim były dwa wrażenia – że w Moskwie nie wolno być pieszym, chyba, że ma się zmysł społeczny oraz że zawsze ktoś ci pokaże drogę, zaprowadzi i pomoże, choćby nawet właśnie przyjechał pociągiem z Sachalinu, pokonując jedną czwartą długości równika.
[ii]Tak, wiem że w Rosji to nie GPS, tylko ГЛОНАСС. Ale nie chcę Państwu jeszcze bardziej komplikować.
[iii]Bracia Rosjanie, co wy wyczyniacie ze swoim piwem?! Wprawdzie zwiedzane przez nas JarPiwo, w rękach Baltiki, a wraz z nią przez Carlsberga – całkiem trzyma jakość i nawet smakuje jak piwo, ale te sklepowe etykiety... A to piwo „po bawarsku”, „po monachijsku”. a to „po czesku”, „po austriacku” - dowodzą, że jednak słowiańskie kompleksy też mamy takie same. Toż to przecież jak polski sen z lat 80-tych, żeby piwo było w puszkach! No i jest, tylko pić się go nie da… Dlatego drodzy przyjaciele – nie idźcie tą drogą, macie dobry jęczmień, macie porządny chmiel i świetną wodę i ja wam radzę, już nic więcej nie kombinujcie. Zresztą w innej produkcji także.
[iv]Choć pierwsi Polacy, w liczbie 375 przybyli tu jeszcze w 1606 r., wraz z Maryną Mniszchówną, której Jarosław wskazano jako miejsce stałego zamieszkania.
[v]Na marginesie – jeszcze jedna ciekawa myśl naszego rozmówcy: - Stosunek społeczeństwa do Putina nie jest wcale prostym powtórzeniem wiary w „dobrego cara i złych bojarów”. To coś innego. Prezydentowi udało się zachować wizerunek „jednego nas, tego, któremu się udało i który TAM strzeże naszych interesów”. Niepowtarzalność obecnego rosyjskiego systemu polega więc na tym, że Putin pozostaje szefem państwowego aparatu, a jednocześnie uosabia a nawet realizuje interesy i oczekiwania społeczeństwa, które tenże aparat uważa za wyobcowaną narośl, zupełnie niezainteresowaną sprawami państwa i zwykłych ludzi. To daje obecnej Rosji stabilność i każe zadać pytanie co będzie dalej– opowiadał red. Łukjanow.
[vi]Nawet w służbie prasowej rosyjskiego MSZ, na całym świecie kojarzonej z petardą Marii Zacharowej– pytanie o metody obrony Federacji w wojnie informacyjnej z Zachodem i projekty obejścia blokad medialnych, docierania bezpośrednio do odbiorców i wykorzystywania miękkiej siły – budzą pewne zdziwienie i wręcz niepokój. – Wszak już jesteśmy nowocześni, mamy stronę internetową, ale przecież musimy być poważni, jesteśmy MSZ-em! - mówią nam panowie w garniturach w pachnącym Związkiem Radzieckim pałaco-kulturo podobnym gmachu Ministerstwa. Oj, musicie uczyć się szybciej…!