Lepper powróci

06.08.2018

5 sierpnia to kolejna rocznica tajemniczej śmierci ostatniego autentycznego przywódcy nie tylko polskiej wsi, ale w ogóle polskiej niezależności politycznej – Andrzeja Leppera. Jego ciało, znalezione siedem lat temu ze śladami co najmniej sugerującymi udział osób trzecich – spoczywa w grobie w Krupach, jednak nazwisko chłopskiego wodza wciąż wykorzystywane jest w bieżącej walce politycznej. PiS chce wmówić wszystkim, że za śmierć Leppera odpowiada obecna opozycja, mająca obawiać się jego wiedzy o kontraktach gazowych – a przy okazji politycy partii obecnie rządzącej robią wszystko, by opinii publiczna zapomniała o roli Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro w zaszczuciu Leppera. Nad wszystkim zaś unosi się nie tylko duch powieszonego ex-wicepremiera, ale i obawa – że powróci on w nowym wcieleniu. Bo tylko polska wieś może obalić III RP i na jej miejscu ustanowić nowe, ale tradycyjne chrześcijańsko-ludowe państwo socjalno-narodowe.

Rząd oszukał rolników

Nadchodzące wybory samorządowe – zwłaszcza do sejmików województw – rozstrzygną się na wsi. I dlatego to właśnie na niwie rolniczej toczy się już nie tylko spór główny partii politycznych, ale też kwestie rolne zaczynają dominować w debacie publicznej. Nic dziwnego – każda władza musi przecież pamiętać, że wprawdzie najpierw są żniwa i plony, ale potem zawsze należy się spodziewać wykopków…

PiS wie już, że tym razem przegięło w sprawie NAPRAWDĘ ważnej. A partii rządzącej nie stać na dalsze wkurzanie rolników, zwłaszcza w roku wyborczym. Sęk w tym, że mimo tego lęku - rząd Morawieckiego nie ma rolnikom niczego do zaproponowania i liczy, że wykpi się drobnymi, jak podniesienie limitu zwrotu akcyzy od paliwa. Reszta, jak zapowiedziany w ramach "Plamy dla Wsi" "narodowy holding spożywczy" - to znowu, oferta raczej dla spragnionego posad aparatu PiS niż dla samych producentów rolnych. Prawo i Sprawiedliwość, podobnie jak PO, PSL i inne rządzące dotąd ugrupowania nie umieją i nie mogą wyjść poza zasadnicze ograniczenie, uniemożliwiające jakąkolwiek sensowną politykę rolną państwa. Minister Ardanowski nazwał zresztą tę barierę wprost:

"Nie jestem w stanie przeprowadzić renacjonalizacji. (...) Oczywiście nie stworzymy państwowego rynku skupu".

Otóż to. Nie mogą - bo zabraniają im tego zagraniczni mocodawcy, którym kiedyś wyprzedano cały niemal sektor około-rolniczy. Nie chcą - bo w obecnym złodziejskim systemie czują się najlepiej.

A płacą za to i rolnik, i konsumenci, i cała polska gospodarka.

Zagłuszyli premiera

Zresztą już obrywają wszyscy. Najpierw rolnicy, ogrodnicy i sadownicy syrenami i okrzykami dali wyraz swojemu rozczarowaniu braku interwencji rządowej na rynku owoców, w związku z czym zagłuszany na odsłonięciu pomnika Lecha Kaczyńskiego w Kraśniku premier Mateusz Morawiecki zaczął pospiesznie się tłumaczyć, swoim zwyczajem zwalając winę na poprzedników, przez których „sektor przetwórczy znalazł się w rękach obcego kapitału”. Na to szybko zareagowali ludowcy przypominając, że taki np. HORTEX został sprywatyzowany pod rządami… AWS, w skład której to koalicji wchodzili także obecni politycy PiS i której radnym był sam premier. Producentów guzik jednak dziś obchodzi kto zaczął niekorzystne dla nich przemiany na wsi i w jej otoczeniu, tylko to, że dostają mniej niż 1,5 zł za kg malin, 50 gr za agrest, 40 gr za czarną porzeczkę i ok 80 gr za wiśnie, czyli wielokrotnie poniżej kosztów produkcji. Nie tyle więc chodzi o przepychanki międzypartyjne, co o cały niewydolny system państwowej polityki rolnej, a raczej jego brak. - Domagamy się: 1. Zmiany ministra rolnictwa. 2. Większych kontroli ziemniaków i warzyw importowanych do Polski. 3. Unormowania stosunków dyplomatycznych z Rosją. 4. Ograniczenia importu zbóż z krajów trzecich.5. Wyrównania dopłat rolniczych do takich jakie maja rolnicy na zachodzie– podkreśla ochrzczony już „nowym Lepperem” Michał Kołodziejczak, lider organizującej protesty Unii Warzywno-Ziemniaczanej, a inne organizacje związkowe i producenckie chcąc nie chcąc muszą dotrzymywać mu kroku w radykalizmie, nie chcąc stracić resztek wpływów na wsi.

Urzędnikom lepiej – rolnikom i konsumentom gorzej

Rząd PiS reaguje na swój sposób – poza obciążaniem poprzedników i udawaniem nieobecności w dotychczasowym zarządzaniu rolnictwem politycy partii rządzącej wymyślają doraźne recepty. Wojewoda Przemysław Czarnek oraz kierownicy państwowych agencji i ośrodków postanowili użyć Lubelskiego Rynku Hurtowego do zainwestowania w znajdującą się w stanie upadłości spółkę LUBSAD mającą wznowić skup i przetwórstwo. Zdaniem oponentów jednak – to po pierwsze potrwa, po drugie jest kroplą w morzu potrzeb od lat zaniedbywanych producentów z Lubelszczyzny, po trzecie zaś – może wciągnąć w finansowy dołek samą Elizówkę. Zwłaszcza, że drugi pomysł PiS jest zdaniem rolników jeszcze bardziej kuriozalny. Oto receptą na kryzys ma być zdaniem Czarnka i innych… wzniesienie kolejnego biurowca, w którym mieliby się wygodnie pomieścić urzędnicy oddziałów Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, ARiMR, LODR, Lubelskiej Izby Rolniczej i innych. Nowe gabinety mieścić by się miały właśnie na terenie giełdy – a dokładnie powstaną tam, gdzie teraz rolnicy spod zadaszeń mogą sprzedawać swoje plony mieszkańcom Lublina i handlowcom detalicznym. Urzędnicy zyskają, ale co z rolnikami i konsumentami? – pytają retorycznie związkowcy z OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych i pomysły PiS wprost nazywają marnotrawstwem i skandalem. 

Z kolei minister Suski na spotkaniu z sadownikami przedstawił się jako przeciwnik interwencyjnego skupu i zaproponował, żeby jabłka… rozdali „jako pomoc humanitarną”. Aż dziw, że po takim pokazie poradnictwa rolniczego sam najtęższy umysł PiS-u nie potrzebował pomocy. Pierwszej… Bo dla polskich producentów owoców to już raczej ostatnie – namaszczenie.

I żeby nie było, że PiS całkiem nie reaguje na kryzys na wsi i chłopskie protesty! Rolnicy występują przeciw rządowi – więc… prokuratura stawia zarzuty jednemu z liderów niezadowolonych, Sławomirowi Izdebskiemu, szefowi OPZZ Rolników za to, że w wyniku antyrolnej polityki kolejnych rządów popadł w problemy finansowe. I słusznie! Po pierwsze niemanie pieniędzy, kiedy z telewizji wiadomo, że wszystkim tak się poprawia - to ewidentny sabotaż i złośliwość. A po drugie kiedy się w końcu wszyscy nauczą, że przeciw obecnemu rządowi - mogą być tylko kryminaliści?

I tacy, którzy chcą bardzo szybko nimi zostać...

PSL woli ukraińskie maliny?

Ale nie tylko PiS i rząd zbierają cięgi. Rolnikom podpadł też ludowy marszałek Sławomir Sosnowski. Oto w samym środku malinowej wojny wypłynął patronat, jakiego udzielił on "Zachodnioukraińskiej Kooperatywie Ogrodniczo-Sadowniczej", mającej pomóc w nawiązaniu kontaktów między ukraińskimi producentami malin, a zakładami przetwórczymi z Lubelszczyzny i kieleckiego. Ukraińscy ogrodnicy dostaną 261 tys. z kasy państwowej (obiecane przez PiS-owskie ministerstwo spraw zagranicznych), a dwa PSL-owscy marszałkowie – lubelski i świętokrzyski mieli wesprzeć szkolenia, przekazanie 70 tys. sadzonek malin i dalszą współpracę mającą prowadzić do stałej kontrakcji maliny z Ukrainy. Na lubelskim Powiślu, krajowej ostoi maliniarstwa zawrzało. Oburzoną interpelację w sprawie złożył poseł Jarosław Sachajko z KUKIZ’15, a rolniczy związkowcy znowu uderzyli w mocne tony, wołając o „zdradzie, nożu w plecy i dokarmianiu konkurencji dla polskiego rolnika i sadownika”. Organizatorzy kooperacji z Ukraińcami długo robili dobre miny, potem służba prasowa Sosnowskiego w panice ogłosiła, że patronat marszałka „już dawno został wycofany”, potem okazało się, że aż do teraz nikt o owym rzekomym wycofaniu niczego nie słyszał – słowem rolnicy poczuli się oszukani już nie tylko przez obecną władzę krajową, ale i samorządową.

Wybory rozstrzygną się na wsi

PiS czuje, że traci poparcie wsi – choć na razie protestujący stronią od polityki i uważają swoje wystąpienia za rodzaj ostrzeżenia dla władzy, „żeby się opamiętała i wróciła do obiecanego programu”. Jednocześnie jednak rolnicy nie mają też zaufania do PSL, coraz bardziej pozycjonującego się jako partia urzędnicza. To otwiera drogę dla radykalnych organizacji związkowych, które jednak nie mają wyrazistego przywództwa, pozostają też mocno skłócone. Działania rządu, podejmowane pod naciskiem ostatnich protestów sprawiają wrażenie mocno chaotycznych, jednak dowodzą, że PiS poważniej traktuje rolników, niż najbardziej nawet medialne happeningi pod sądami. Można mieć jednak wątpliwości czy zwiększenie limitu zwrotu akcyzy za paliwo rolnicze, co zaproponował resort rolnictwa – to na tym etapie, wobec suszy, ASF, problemów ze skupem i napływu produkcji rolnej z Ukrainy wystarczy, by uspokoić wieś. Na razie jednak chłopi idą w pole, żniwować. Zejdą z nich jednak akurat na jesienne wybory, których wynik rozstrzygnąć się więc może już latem, przy elewatorach zbożowych. Jeśli skup także zboża okaże się źle przygotowany, a ceny niesatysfakcjonujący – PiS przegra te wybory, nie weźmie władzy w sejmikach, a na wsi naprawdę powstaną warunki dla „nowego Leppera”. Ktokolwiek nie miałby nim zostać.