Co jest martwe - nie może umrzeć

03.05.2018

Każe mi się zapomnieć o rocznicach polskich zwycięstw. Burzy pomniki narodowej chwały. Kastruje się narodową historię i dzieli polską krew. A potem jeden bałwan z drugim ogłasza jakieś wydumane Święto Biało-Czerwonego Balonika i domaga się "radości z bycia Polakiem". A idźcie do cholery z takim "patriotyzmem"!

Mój własny grajdoł!

Z kolei niektórzy antysytemowcy płaczą, że polskość się nie udała, sam grill – więc chcieliby wszechświatowej rewolucji albo globalnej wojny rasowej, bo już się duszą w naszym małym kraiku i jakieś gustowne Ragnarökdodałoby ich egzystencji jakiś stylowy sens. Tymczasem ja tak jak nie godzę się na Polskę z balonikiem, ale bez prawdziwej historii – tak nie interesuje mnie ani "globalny opór", ani "światowa rewolucja", tylko mój własny, geopolityczny grajdoł zwany Polską. Tzn. mogą tam sobie być te opory i rewolucje - ale O ILE służą interesom mojego narodu, a nie jako byty same w sobie. Z kolei zaś świętować „dumę z niepodległej” będę do upadłego (mojego, nie jej) – ale dopiero, kiedy będzie niepodległa.

Jedni nie są Polakami, tylko w starych dowodach mieliby by wpisane w rubryce naród „od Amerykanów”, „od Ruskich”, „od Brukseli”, inni przejmują się co się dzieje na całym świecie – tylko nie we własnym urzędzie gminy. Inni wreszcie, a tych jest cała większość – nie przejmują się niczym. I ci ostatni mają swego rodzaju rację, bo do zajmowania się nimi wszyscy zgłaszają się na ochotnika, tylko nikt ani naprawdę tego nie chce, ani nie potrafi. Bo znowu – nie dba się o własną wspólnotę, już jej się niemal nie czuje, a tak jak bez rodziny nie jesteśmy do końca ludźmi, tak nie jesteśmy nimi bez naszego narodu. Nie wierzę w "narodowość antykomunizm", tak jak wiem, że nie istnieje "narodowość rusofobia, narodowość antyklerykalizm, nacja - antywszystkim". Jestem Polakiem i mam obowiązki polskie. To naprawdę nie jest frazes, to samouświadomienie ważniejsze od tych durnych 2-go majowych chorągiewek.

Samopomoc Polska

I tylko jako Polacy możemy sobie sami pomóc. Jak nas urządzili urządzacze z zewnątrz – widzimy za oknami. Ja wiem, byle gorzej nie było… Ale tak naprawdę – jest wciąż źle. Polski czas jest marnowany, polskie dzieci zagranicą nie chcą być Polakami, a polskość w kraju zależy od kursu euro i tego czy na jutrzejsze zakupy patrzymy z nadzieją ogromną, przygaszoną, czy już zupełnie bez niej, co nieuchronnie czeka nas w perspektywie lat kilku, skoro wciąż nie mamy ani własnej gospodarki, ani polityki społecznej, ani zagranicznej i – co coraz ważniejsze – wojskowej.

Obecna (i wszystkie poprzednie przez ostatnie 29 lat) władza w Polsce nie czuje się powołana, by myśleć po polsku (a to nie to samo, co wymyślanie chwytających Polaków hasełek politycznych). Uważa, że wystarczy, jeśli jest dobrze usadowiona na lufach amerykańskich czołgów. Bo choćby nie wiem jak ich w zadki gniotło – przecież zawsze mogą próbować zawołać ich więcej. A naród bez pieniądza – tej najsilniejszej z broni – i tak ich przecież nie obali. Już był w historii Polski taki reżim – a Jarosław Kaczyński na swych chwiejących się nogach stoi dziś w butach Jakuba Bermana.

Myśląc o alternatywie jednak – a ta TAK, jest realna! – nie mówimy przecież o zastąpieniu w Polsce rządu amerykańskiego „rządem rosyjskim”, „rządem chińskim” czy żadnym innym. Na naszej ziemi nie może być innej władzy niż narodowa, polska!

Zew Cthulhu

Dobrze pokazuje to los wszystkich ostatecznie projektów politycznych opartych o czynniki zewnętrzne. Zresztą, czegokolwiek by nie uczyli w dzisiejszych szkołach, to nawet te 75 lat temu - najpierw była jakaś polska armia i jakaś PPR, a dopiero potem Stalin zainstalował ich jako władzę w Polsce!Interwencja obca przydaje się bowiem w czasie bezpośredniego zagrożenia i kryzysu, ale już niekoniecznie później. Akurat mamy niezłą okazję do skojarzeń. W ostatnich latach przed 3 maja 1791 r. jedyny polityk polski jako tako spełniający dyspozycję samodzielnego ośrodka władzy, czyli król - położył się na całej linii. Rozwalił własne stronnictwo, dla jakichś cząstkowych, wątpliwych urobków politycznych - zniszczył swoje dzieło geopolityczne. Chwała Bogu - była Targowica, niestety - nie wsparta należycie w kraju. Problemy tylko narastały - i znowu potrzebny był król, czyli myśl polska (zrealizowana w ramach prawdziwie polskiego rządu Konfederacji Grodzieńskiej – co jest jednak tematem na inne opracowanie), którą znowu jednak sami zniweczyliśmy – z obcego, zachodniego poduszczenia. Z kolei w 1944 r., kiedy już nie dało się prosić Polaków, żeby sami zmądrzeli - trzeba było przysłać z RKKA jakąś bandę Żydków. Następnie jednak można i należało ją usunąć, pozwalając Polakom uzyskać jaką taką samowładną równowagę - czego jednak nie uczyniono, a kiedy zaczęto - to najpierw umarł Stalin, a potem zainteresowani/zagrożeni sami przejęli inicjatywę w ramach polskich mechanizmów Października, itd. Cały czas chodzi bowiem tylko i wyłącznie o to samo: Albo po odłączeniu aparatury podtrzymującej życie organizm sam jakoś żyje, nawet chory - albo do cholery, jest martwy!

I odpowiedzmy sobie, po wstaniu od grilla – czy polskość jest zatem martwa czy żywa? Bo w pierwszym przypadku umrzeć już nie może, a w drugim – zginąć jej przysięgaliśmy nie pozwolić.