Irańska ropa, europejska niezależność i polska suwerenność
Polska kupiła głupie 130,000 ton irańskiej ropy - i amerykański ambasador o mało nie odwołał prezesa PKN ORLEN, kierownictwa TVP oraz władz PiS-u. A co na brytyjsko-francusko-niemieckie wezwanie do zaostrzenia sankcji wobec Iranu - mają powiedzieć Włosi, którzy jeszcze w styczniu podpisali z Teheranem kontrakt energetyczny wart 6 miliardów dolarów?
Gdy 13. maja Gdańska przybił tankowiec „Delta Kanaris”, przywożący 130.000 ton lekkiej irańskiej ropy kupionej dla PKN ORLEN – zrobiono z tego głównego newsa telewizyjnych „Wiadomości” wraz z zapowiedzią „dalszych długoterminowych kontraktów na dostawy z Iranu”. Triumf polityki „dywersyfikacji” wydawał się więc być pełen – przecież wreszcie trafiła do Polski (wprawdzie w symbolicznej ilości, ale zawsze) ropa z innego niż znienawidzony, rosyjski kierunku. A mimo to, następnego dnia media i decydenci III RP zachowywali się, jakby pierwszy raz w życiu słyszeli o istnieniu takiego państwa jak Iran. Zadziałał bowiem typowo kompradorski, znany zwłaszcza w całej Europie Środkowej mechanizm dwójmyślenia. Oczywiście, jak zawsze z Rosją w tle…
- Dostawa z Iranu stałą się faktem. Ropa z kierunku bliskowschodniego daje nam wiele możliwości. Przede wszystkim umożliwia dywersyfikację kierunków dostaw i zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego państwa. Nie mniej istotne jest jednak to, że jest gatunkiem w pełni bezpiecznym dla przerobu w naszej płockiej rafinerii, pozwalając na uzyskanie bardzo zadowalających efektów ekonomicznych – głosiło pierwotne, publiczne oświadczenie Daniela Obajtka, prezesa PKN ORLEN, firmy będącej, poza tym ósmym co do wielkości nabywcą ropy z… Rosji, w 2017 r. w ilości 10,4 milionów ton, o wartości 3,8 miliarda dolarów, ale mimo to, zgodnie z poleceniem rządu uparcie poszukującej „dywersyfikacji”.
“Dywersyfikacja” – czyli kupowanie (tylko) od Amerykanów
"DYWERSYFIKACJA" - jedno z najbardziej zmitologizowanych pojęć pseudo-ekonomii III RP. W dosłownym tłumaczeniu znaczy bowiem: KUPUJ AMERYKAŃSKIE! A także, w związku z tym izraelskie, irackie czy saudyjskie... W rachubach amerykańskich Polska ma być więc na tyle "dumna i niepodległa", żeby nie kupować np. rosyjskiej ropy (choć mamy ją najtaniej w regionie) - ale jednak nie na tyle suwerenna, żeby kupować w zamian taki surowiec, jaki chce i skąd chce.
Do znudzenia trzeba powtarzać, że mit „dywersyfikacji” nie ma NIC WSPÓLNEGO ani z ekonomią, ani nawet z bezpieczeństwem, a jest pojęciem wyłącznie z zakresu propagandy i polityki. Tylko polityka bowiem nakazuje decydentom III RP dłubać w obiektywnie zupełnie modelowych stosunkach polsko-rosyjskich na rynku ropy naftowej, całkowicie przecież niezależnych od wiecznych (i też zresztą fałszywie przedstawianych) pierepałek gazowych, w które zresztą III RP wpycha się już to dla uciechy amerykańskich i katarskich dostawców, już to w interesie ukraińskich złodziei gazu.
Rosja zaspokaja 29 proc. polskiego zapotrzebowania na ropę (w 2017r.), podczas gdy kolejny dostawca – Norwegia, jedynie 12 proc. Jak podkreślają eksperci, dzięki funkcjonowaniu naftociągu „Przyjaźń” powstałego jeszcze w 1965 r. - mamy dostęp do najtańszej ropy w regionie. - Jeśli policzyć średnią z tych 13 lat, to okazuje się, że ropa rosyjska jest tańsza o 1,6 dolara za baryłkę. Przy cenach rzędu 60-70 dolarów wydaje się to niewiele, jednak przy ponad 25 milionach ton importowanej ropy, daje nam ogromną sumę miliarda złotych oszczędności rocznie (wobec średnich cen zakupu ropy przez kraje Unii) – wylicza Andrzej Szczęśniak, analityk rynku energii. Czysto ekonomiczna kalkulacja jasno więc potwierdza opłacalność dalszego przedłużania obustronnie korzystnych kontraktów z Rosjanami, zwłaszcza, że podsuwana nam jako konkurencyjna ropa iracka i saudyjska, niezależnie od ceny – charakteryzuje się gorszymi parametrami, takimi jak ciężkość i zasiarczenie. A mimo to jednak to właśnie skolonizowany przez amerykańskie i brytyjskie koncerny Irak wydaje się być ostatnio mocno promowany, poczwarzając dzięki agresywnej waszyngtońskiej komiwojażerce swój udział na europejskich rynkach.
W tym samym czasie zaś Rosja również stara się o dywersyfikację, tyle – że realną, intensyfikując sprzedaż i rozbudowując służącą jej infrastrukturę zwłaszcza w kierunku Chin i całego obszaru Pacyfiku. W tej sytuacji rolę suplementarnego dostawcy dla Europy mógłby swobodnie przejąć Iran, który korzystając z przejściowego złagodzenia sankcji i wyraźnego zainteresowania zachodnich odbiorców wysyła misje do m.in. do Polski, podpisuje obustronnie korzystne umowy (jak przywołana z Włochami) – słowem pojawia się ze swoją ofertą w idealnie dobranym miejscu i czasie. I właśnie ta akuratność stanowi największy problem dla akwizytorów w służbie saudyjskiej, nazywanych dla niepoznaki administracją Donalda Trumpa.
Wykonując pokornie (mimo wcześniejszych wątpliwości) instrukcje z Waszyngtonu – Londyn, Paryż i Berlin wezwały Unię Europejską do wprowadzenia dalszych sankcji przeciw Iranowi, które teraz muszą zostać zaakceptowane przez pozostałe państwa członkowskie. Nieśmiałe zastrzeżenia zdążył już wyrazić Rzym, jednak właśnie w kontekście tej akcji można zrozumieć nerwową reakcję Ambasady USA w Warszawie na zbyt radosne relacjonowanie irańskiej ropo-dostawy. Po prostu, polscy lokaje nie dość dokładnie rozpoznali o co jaśnie państwu aktualnie się rozchodzi – myśleli, że to fajnie, że robią na złość Ruskim, a okazało się, że teraz trzeba jeszcze bardziej nienawidzić Persów!
Jedynym dopuszczalnym dla Polski i pozostałych kolonii amerykańskich kierunkiem „dywersyfikacji” – mają być Stany Zjednoczone oraz – za ich wskazaniem: Izrael, Arabia Saudyjska i nieszczęsny podbity Irak. Żeby dobitniej podkreślić zło Osi Zła – niektóre media III RP już postanowiły obrzydzić Polakom irańską ropę tłumacząc, że irańska – to ona może być tylko na papierze, podczas gdy w rzeczywistości pod tym płaszczykiem trafić może do naszego kraju ta niesłuszna, niewłaściwa i złowroga ropa rosyjska! Naprawdę, takim językiem pisze się dziś w Polsce o ekonomii, o finansach i o energetyce…
Nie dość suwerenni
I tak oto, choćby w kontekście może i nadmiernego, ale przecież niegłupiego w istocie niedawnego entuzjazmu wobec współpracy z Iranem – Polska przechodzi kolejny test swojej suwerenności i godności narodowej. I nie są to wcale słowa na wyrost, skoro Wielki Brat dyktuje nam już dziś nie tylko ile i jakiej broni mamy kupować, skąd brać gaz i ropę, ale i jacy są słuszni i niesłuszni dostawcy… pistacjowych orzeszków!
Powtórzmy, za najgłębszej komuny to nie ambasada sowiecka ogłaszała początek kampanii buraczanej w Polsce. Okrzyczany w polskiej historii nieco na wyrost ambasador Repnin w czasach zaborów osobiście nie zmieniał cen na warszawskich targowiskach. A tymczasem w III RP, pod rządami AWS, SLD, PiS, PO i znowu PiS – kolejni amerykańscy ambasadorowie odbywają bezpośrednie telekonferencje z WOJEWODAMI, na tak niskim szczeblu i z pominięciem rządu wydając wprost instrukcje do wykonania przez administrację terenową! III RP znaczy dziś mniej niż Puerto Rico!
Podczas poprzedniej okupacji Europy – rządy hegemona (czyli wówczas Niemiec) były zróżnicowane w poszczególnych państwach. Niektórym, jak Rumunom czy Węgrom sugerowano spory zakres niezależności, a ambasadorzy Rzeszy wyrażali tylko kurtuazyjne… „sugestie” Fuehrera. A w Polsce mieliśmy Generalne Gubernatorstwo, Franka na Wawelu i Eisentsgruppen. Obecnie zmiana polega na tym, że to Rumuni czy Litwini są wprost pomiatani przez amerykańskich namiestników – a Polakom zostawiono złudzenia, że „dyplomaci” USA to tylko takie dobre wuje, a nie bezwzględni eksploratorzy.
Nie chodzi bowiem tylko o rytualne jojczenie na podrzędny status Polski i całej Europy wobec interesów amerykańskich (i tych za nimi stojących). Mamy do czynienia z prostym przekazem: jak ważne są sprawy Blisko i Środkowo-Wschodnie także dla naszego położenia w powoli się rozpoczynającej wojnie globalnej. Zobaczmy bowiem, że tak jak Europa (czyli technicznie – Zachodnia Eurazja) – zależy od rosyjskich dostaw surowców energetycznych, tak współczesna Rosja jest uzależniona od swojej pozycji ich producenta, co z kolei powstrzymuje władze w Moskwie od większego zdecydowania, być może w pewnym momencie niezbędnego dla przesilenia sytuacji międzynarodowej. Z kolei o ile w przyszłym świecie wielobiegunowym tak czy inaczej istotna będzie rola Rosji, choćby ze względu na położenie w Sercu Eurazji, tak równie oczywiste będzie ogólne zróżnicowanie oraz uwzględnienie pozycji równoległych ośrodków, takich jak Iran, jak Turcja – oraz oczywiście Europa, z suwerenną Polską. Wszystko to jednak zdarzyć się może wyłącznie pod jednym, bezwzględnym warunkiem – zrzucenia amerykańskiej hegemonii. A to głupie 130.000 ton irańskiej ropy, z której zabroniono nam się cieszyć – może być właśnie początkiem i symbolem wyzwolenia.