Brazylia: alternatywa dla oligarchii
1. września ogłoszona została decyzja Najwyższego Trybunału Wyborczego Brazylii, odbierająca prawo do kandydowania w wyborach prezydenckich zapowiedzianych na 7. października byłemu prezydentowi Luizowi Inacio „Lula”da Silvie, odsiadującemu obecnie dwunastoletni wyrok więzienia za korupcję i defraudację środków publicznych. „Lula” prowadzi zdecydowanie w sondażach, bijąc pod względem poparcia swojego najpoważniejszego konkurenta z prawicy.
Popierająca „Lulę” socjalistyczna Partia Pracy zapowiedziała złożenie odwołania od decyzji do Federalnego Sądu Najwyższego. Analitycy wskazują, że dla treści orzeczenia kluczowe będzie, który z sędziów będzie orzekającym. Jeden z sędziów uważany jest za przychylnego sprawie „Luli” da Silvy i gdyby sprawa wpłynęła do niego, prawdopodobne byłoby orzeczenie na korzyść socjalistycznego kandydata.
Gdyby orzeczenie sądu okazało się jednak niekorzystne, Partia Pracy zamierza wystawić kandydaturę Fernando Haddada. Wedle sondaży, z poparciem „Luli” mógłby on wciąż liczyć na 31% wszystkich głosów.
Drugi pod względem popularności jest kapitan armii w stanie spoczynku i deputowany Jair Bolsonaro. Jest on uważany za brazylijskiego odpowiednika Rodrigo Duterte i Donalda Trumpa. Z filipińskim przywódcą łączy go cięty język i wydrwiwanie politycznej poprawności: oskarżającej go o promowanie „kultury gwałtu” i „seksizm” liberalnej deputowanej odpowiedział, że na pewno by jej nie zgwałcił, bo nie byłoby warto. Demokrację nazwał „bzdurą”. Amnesty International określił mianem „idiotów”. Zapowiedział wycofanie finansowania wszystkich NGO’sów. Tak zwanych „uchodźców” nazwał „szumowiną świata”.
Zapowiedział, że gdyby zobaczył dwóch publicznie całujących się mężczyzn, pobiłby ich. Stwierdził, że w przypadku „coming outu” homoseksualnego syna, należy sprać go na kwaśne jabłko. Sam nie byłby w stanie kochać homoseksualnego syna i wolałby, żeby zginął on w wypadku. Homoseksualizm, jego zdaniem, prowadzi do pedofilii, Brazylia zaś nie potrzebuje praw chroniących homoseksualistów, gdyż „są oni mordowani przez swoich homoseksualnych kochasiów, podczas gdy porządni obywatele śpią w swoich domach”. Liczba homoseksualistów, jego zdaniem, wzrasta ze względu na obecność liberalizmu, narkotyków i wpływ liberalnych światopoglądowo kobiet.
J. Bolsonaro chce przywrócenia kary śmierci, obniżenia wieku karania za czyny kryminalne do 16 lat, dobrowolnej chemicznej kastracji gwałcicieli, nagradzania policjantów którzy zabili „10, 15 lub 20” handlarzy narkotyków zamiast obecnego karania takich funkcjonariuszy, poszerzenia granic obrony koniecznej, dopuszcza stosowanie tortur wobec porywaczy i handlarzy narkotyków, jest zwolennikiem cenzury, pełniejszej ochrony życia ludzkiego w stadium prenatalnym, przeciwnikiem małżeństw homoseksualnych, prawa par homoseksualnych do adopcji dzieci, rejestracji transseksualistów pod zmienioną płcią, „akcji afirmatywnej” w postaci kwot dla ludności kolorowej i dla kobiet, sprzeciwiał się prywatyzacji i przekazania obcemu kapitałowi największej brazylijskiej firmy górniczej Vale, naftowego giganta Petrobras, oraz telekomunikacji, jest zwolennikiem ograniczenia przywilejów pracowniczych i gospodarki nastawionej na rozwój.
J. Bolsonaro prezentuje się też i jest powszechnie uważany za polityka antyoligarchicznego. Popierająca go konserwatywna Partia Socjalliberalna (sic!) jest tworem nowym, burzącym dotychczasowy układ partyjny. Jej popularność wyrosła głównie na gruzach centroprawicowej (sic!) Partii Socjaldemokratycznej, współtworzącej brazylijski system partyjny od wprowadzenia w tym kraju demoliberalizmu w 1985 r. Pozostający w sondażach daleko w tyle kandydat „socjaldemokratów” Geraldo Alckmin to główna ofiara niespodziewanego wzrostu poparcia dla J. Bolsonaro.
Poparcie dla J. Bolsonaro sięga obecnie 20-22%, co nie wydaje mu się dawać szansy na zwycięstwo - nawet w przypadku uniemożliwienia startu „Luli” da Silvie. Na korzyść kandydata prawicy może jednak podziałać fakt, że F. Haddad jest politykiem praktycznie nieznanym poza Sao Paulo, którego wcześniej był burmistrzem. W trakcie kampanii mógłby ujawnić cechy, które nie tylko przeszkodziłyby mu budować swój pozytywny wizerunek, ale też odebrać poparcie płynące z ewentualnego „namaszczenia” przez „Lulę”. Wówczas wzrosłyby szanse J. Bolsonaro, na którego dziś chcą głosować głównie wykształceni mężczyźni z klasy średniej.
(na podst. aljazeera.com i inf. własnych opr. R.L.)