Podzielone Królestwo

29.10.2018

UK poza Unią Europejską – to Szkocja (i Irlandia Północna) poza UK. Mówiąc prościej – Zjednoczone Królestwo przestanie być zjednoczone, w dalszą, samotną drogę popłyną sobie już tylko Anglia z coraz silniej dążącą do głębszego wyodrębnienia Walią, zaś Edynburg i Belfast (czyli w potocznej politycznej nomenklaturze brytyjskiej Holyrood i Stormont) same określą własną przyszłość. Dla Irlandii oznacza to zjednoczenie całej Zielonej Wyspy, dla Szkocji – powrót na mapę po 311 latach od kupionego za złoto Londynu „Aktu Unii” znoszącego faktyczną niepodległość kraju.

Czego nie podbił w żaden wiek

Ni gwałt, ni podstęp ciemny,

To dziś tchórzliwy zdziałał człek

Za zdrajców żołd najemnych.

Nie straszny nam angielski miecz,

On mężnych nie przebodzie;

Angielskie złoto - zgubna rzecz!

Taka garstka łajdaków w narodzie!”

Tak pisał o tamtym zdarzeniu narodowy poeta Szkocji, Robert Burns, którego pomniki stoją obecnie na ulicach wszystkich miast od Tweed po Szetlandy. Dziś, w opinii większości obserwatorów, a co najważniejsze – już ponad połowy mieszkańców – nadszedł czas na rozliczenie się z tamtej zdradzieckiej transakcji i wyrównanie rachunków z Anglią.

Nacjonalizm otwarty

Jak bowiem powszechnie wiadomo – Szkoci są narodem wyjątkowo otwartym i przyjaznym, jako jedna z nielicznych nacji wygenerowali nawet jedyny w swoim rodzaju nacjonalizm nie mający najmniejszych nawet cech ksenofobii. No chyba, dodajmy po cichu, że ktoś jest Anglikiem… To jednak też przesada – Szkoci wprawdzie zawsze będą kibicować każdemu, kto będzie grać przeciw Anglikom w dowolnej dyscyplinie sportowej, jednak ich uzasadniona historycznie, politycznie i gospodarczo niechęć wobec sąsiadów od przeszło 270 lat nie przyjmuje wszak form agresywnych. W przeciwieństwie choćby do bliskich przecież irlandzkich republikanów – szkoccy niepodległościowcy świadomie odrzucili drogę terroru, decydując się na żmudny, długi marsz legalnej polityki i społecznego nacisku. Finał tej akcji jest właśnie tuż przed nami.

W referendum niepodległościowym zorganizowanym w Szkocji w 2014 r. zabrakło 250 tysięcy głosów, by zmiana się dokonała. Pomijając już bardzo poważne wątpliwości związane z liczeniem głosów – Westminster w kampanii szeroko posługiwał się przede wszystkim argumentem europejskim, strasząc szkockich wyborców (w tym rzesze imigrantów, głównie z Europy Środkowej – Polaków, Węgrów i Bałtów, mających prawo głosu) „znalezieniem się Szkocji poza Unią Europejską” (bez możliwości wstąpienia – sic!), „niewymienialnością szkockiej waluty”, całkowitym bankructwem szkockiej gospodarki, no i oczywiście „wyrzuceniem imigrantów”, pozbawionych także prawa pracy w nowej republice. Wszystko to było całkowicie wyssane z palców polityków brytyjskich, jednak skutecznie oddziałało na lęki i tych wiążących przyszłość kraju ze Wspólnotami Europejskimi, i tzw. Nowych Szkotów. Nietrudno się więc domyśleć, że sytuacja – w tym zwłaszcza nastawienie tych właśnie grup elektoratu – uległo diametralnej zmianie właśnie w związku z Brexitem.

No Deal-Brexit, Soft-Brexit, Pat-Brexit…

W sprawie wyjścia UK z EU mamy dziś pata. Soft-Brexit, połączony z pozostaniem UK w Unii Celnej i utrzymaniem pierwszeństwa unijnego prawodawstwa to dla wielu głosujących „Leave” oczywiste oszustwo – utrzymanie unijnych obowiązków i zobowiązań bez unijnych praw. Z kolei Hard-Brexit jest nie do przyjęcia dla tych, którzy chcieli jedynie odrzucić polityczny dyktat Brukseli, jednak bez zrywania więzi ekonomicznych z kontynentem, nie mówiąc już o zdecydowanym sprzeciwie Szkocji i Irlandii Północnej, których mieszkańcy w większości głosowali przecież „Remain” (62% w Szkocji i 56% w Irlandii Północnej). Rząd Teresy May wyraźnie nie wie co robić, powtarzając nieodmiennie tylko, że będzie dalej negocjować. Nawet europejscy partnerzy odpowiadają już Londynowi: „o czym chcecie negocjować, skoro nie wiecie, czego sami chcecie?”.

A Szkoci wiedzą. Postulat drugiego referendum niepodległościowego został oficjalnie wysunięty przez rządzącą w kraju Szkocką Partię Narodową i choć oficjalnie szkocki rząd krajowy zawiesił procedury zmierzające do ponownego głosowania, oczekując na dalszy przebieg prac nad Brexitem – to nie próżnuje szeroki ruch społeczny, wykraczający poza partie polityczne, a skupiony wokół hasła YES2. 

Wystarczająco inteligentni, by być niepodlegli

Od kilku miesięcy przez szkockie miasta, przez wrzosowiska i znane z setek filmów i teledysków malownicze krajobrazy przechodzi marsz „500 Miles for Independent Scotland” – jak w słynnej piosence The Proclaimers (zespołu twardo i zawsze popierającego szkocką wolność i suwerenność). 6. października ponad 100 tysięcy Szkotów stanęło w Edynburgu na wezwanie ruchu niepodległościowego demonstrując jednoznaczne poparcie dla żądania referendum. Do którego tym razem zwolennicy YES są znacznie lepiej przygotowani.

Argumenty za niepodległością dla dotychczas nieprzekonanych i wahających się – są przede wszystkim ekonomiczne. Niepodległościowcy podkreślają, że niepodległa Szkocja wcale nie będzie „finansową czarną dziurą” jak przekonują Anglicy. Przeciwnie – dość przypomnieć, że UK ma dziś przede wszystkim jeden towar eksportowy: szkocką whisky oraz jedno przyszłościowe bogactwo naturalne: złoża gazu u wybrzeży Szkocji. A ponadto – ze Szkocji pochodzi m.in.: 65% wydobycia gazu w UK, 90% świeżej wody w UK, 40% energii wiatrowej, słonecznej i morskiej w UK, 96% wydobycia ropy naftowej w UK, 92% produkcji energii hydroelektrowni w UK, 60% rybołówstwa lądowego w UK. Czy istniał kiedyś kraj lepiej przygotowany do niepodległości niż Szkocja? – pytają działacze YES2 i powtarzają hasło nowej kampanii: Wystarczająco duzi. Wystarczająco bogaci. Wystarczająco inteligentni” – by być niepodlegli.

Wyborców ma także przekonać obecne ubezwłasnowolnienia szkockich władz krajowych w szeregu kwestii finansowych i to w sytuacji, gdy Westminster nie ukrywa, że po Brexicie chętnie jeszcze by ograniczył kompetencje Holyrood, Stromont oraz waliskiego Zgromadzenia Narodowego w Cardiff Bay. „Udział Szkocji w spłacie długów UK to2,8 miliarda funtów rocznie. Przeprowadzone w oparciu o solidne, prawne podstawy renegocjacje szkockiej części zadłużenia pozwoliłyby na oszczędzenie 2 miliardów funtów rocznie na spłacie odsetek. Londyn wydaje ponad 2,8 miliarda funtów rocznie na koszty rządu i administracji ponoszone poza Szkocją, ale „w imieniu Szkocji”. Przesunięcie tych wydatków w całości do Szkocji pozwoliłoby uniknąć wysokich londyńskich cen i przyniosłoby wzrost dochodów podatkowych Edynburga rzędu 400 milionów – 2 miliardów funtów” – argumentują niepodległościowcy. Wszystko to przemawia do tradycyjnie liczących każdego pensa Szkotów – wiadomo też jednak, że w przyszłym nowym referendum najważniejsze będą głosy tych, którzy w 2014 r. byli przeciw, w tym tak zwanych Nowych Szkotów, jak i postawa rozczarowanych polityką Londynu dotychczasowych unionistów.

Skąd zdobyć brakujące ćwierć miliona głosów

Do przybyszów z Europy Środkowej najważniejsze wydają się być te argumenty, którymi cztery lata temu odstraszono ich od niepodległości. Teraz to Szkocja deklaruje, że chce pozostać we Wspólnotach Europejskich – a UK oznacza niepewność odnośnie losu imigrantów (mniejsza o to, czy uzasadnioną). To w Szkocji nie ma wątpliwości, że utrzymana zostanie swoboda zatrudnienia, przepływ pracy, kapitału i towarów, czyli wszystko, na czym zależy imigrantom zarobkowym ze Wschodu. Przy tym wszystkim zaś wietrzne szkockie wrzosowiska pozostają wciąż wyjątkowo mało atrakcyjne dla przybyszy z Południa i Bliskiego Wschodu, kraj jest zaś niebywale wręcz bezpieczny. A będzie jeszcze bezpieczniejszy, także w wymiarze międzynarodowym – deklarując pełną neutralność, nieprzystępowanie do bloków wojskowych i wydalenie ze swojego terytorium broni jądrowej (tak brytyjskiej, jak i amerykańskiej). Szkocja jest wreszcie gotowa do emisji własnej, w pełni wymienialnej waluty, a jej potencjał wystarczy i dla utrzymania zatrudnienia, a co za tym idzie i finansowania systemu emerytalnego. Dla Nowych Szkotów – niepodległa Szkocja będzie więc prawdziwym domem, którym w swej głębi rasistowska i ksenofobiczna Brytania nigdy tak naprawdę stać się nie mogła i nie chciała. 

Znacznie trudniejsze jest położenie niedawnych unionistów. Ci, którzy głosowali przeciw niepodległości, ale i przeciw Brexitowi – są dziś w kropce, takie stanowisko nie jest bowiem faktycznie reprezentowane w polityce brytyjskiej. Muszą więc je przewartościować, co już czynią opowiadając się z rozsądku za Szkocją. To zresztą tłumaczy czysto użytkowe podejście Holyrood do kwestii europejskiej. Jest to dla Szkotów nie tyle wybór ideowy – co pragmatyczny, mający ułatwić dojście do upragnionej niepodległości. Szkot bowiem najpierw i w pierwszej kolejności będzie Szkotem, a Europejczykiem wtedy, kiedy mu to wygodne…

Z kolei niezbyt liczna, ale dotąd zdeterminowana grupa przeciwników niepodległości popierających jednocześnie Brexit – jest w sytuacji bodaj najgorszej. Mowa przede wszystkim o szkockich farmerach i rybakach, chcących pozbyć się kagańca UE i liczących na nowe rynki zbytu zdobyte na rynkach transatlantyckich i całej brytyjskiej Wspólnoty. Tymczasem dziś producenci żywności i ryb słyszą raczej i że konkurencja z UE na rynku brytyjskim wcale nie osłabnie w wariancie Soft-Brexit, i że oferta ewentualnych partnerów amerykańskich, kanadyjskich, australijskich i innych wcale nie okazuje się tak atrakcyjna, jak opowiadano w 2016 roku. A zatem i zapał, by opierać się niepodległości u oszukanych wiernych poddanych Jej Królewskiej Mości znacznie opadł…

Biorąc to wszystko pod uwagę – w interesie Holyrood pozostaje zatem opierać się Brexitowi, zwłaszcza w wersji Hard (co też efektownie czynią szkoccy parlamentarzyści w brytyjskiej Izbie Gmin), ale jednocześnie po cichu liczyć, że do niego… w końcu dojdzie i to z całym bagażem chaosu, niedomówień i niedopracowań, które już udało się rządowi May nagromadzić. Niepodległa Szkocja (podobnie jak i zjednoczona Irlandia) będzie się w samym kontraście do tego bałaganu jawić jako po prostu rozsądna, spokojna i bezpieczna alternatywa. Bo dziś szkocka niepodległość nie jest tylko kwestią romantycznego wiersza, czy kolejnego oddziałującego na emocje filmu czy serialu o pięknej przeszłości (niedługo na ekrany wchodzi kolejna produkcja na temat ikony ruchu niepodległościowego, XIV-wiecznego króla Roberta Bruce’a, niepodległościowcy wiążą z nią spore nadzieje propagandowe). 

Dziś głos Yes2 to po prostu kwestia racjonalnego wyboru przyszłości. Także dla miejscowych Polaków.

Angielskojęzyczna wersja tekstu ukazała się na portalu United World International