Cywilizacja północno-amerykańska i jej podstawy
wycięstwo stronników niepodległości w wojnie przeciwko metropolii* i, odpowiednio, sukces liberalnej rewolucji pod egidą masońskich tajnych zgromadzeń, stanowiły śmiertelny czynnik dla indiańskich horyzontów Północnej Ameryki.
* метрополия (metropolia) rozumiana jako państwo imperialistyczne w stosunku do kolonii, i.e. Wielka Brytania [przyp. tłum.]
Wojna o niepodległość jako liberalna rewolucja
Proklamacja niepodległości USA poprzedzona była przez wojnę o niepodległość, która wybuchła w 1776 roku, kiedy trzynaście kolonii Nowej Anglii, jedna za drugą, opowiedziały się za wyjściem z Imperium Brytyjskiego i, z orężem w rękach, wystąpiły przeciwko tym siłom, które pozostały wiernymi metropolii. Główną siłą w organizacji opozycji w stosunku do Anglii (która to ściągała od Amerykanów rujnujące „opłaty skarbowe”) była tajna organizacja masońskiego typu, „Synowie Wolności” (Sons of Liberty), stworzona w Massachusetts przez Samuela Adamsa (1722-1803). Innym wyróżniającym się twórcą tej struktury był John Adams (1735-1826), który został później drugim prezydentem USA. Spotkania Synów Wolności w Bostonie, gdzie narodził się ów ruch, miały miejsce w budynku, w którym znajdowały się już kwatery dwóch masońskich loży – Wielkiej Loży Massachusetts i Loży św. Andrzeja. Tam właśnie, w 1773 roku, podjęto decyzje odnośnie „Bostońskiej Herbaty”, czyli sabotażu podczas rozładunku herbaty w amerykańskich portach, który dał początek amerykańskiej rewolucji i wojnie o niepodległość.
Co więcej, Adams zwrócił się w 1768 roku z pismem do podobnych antybrytyjskich organizacji w całej Nowej Anglii, wzywając ich do powstania i oporu zbrojnego przeciw garnizonom Imperium, rozkwaterowanym w amerykańskich miastach.
Podstawą sieciowej społeczności „Synów Wolności” byli przedstawiciele amerykańskiej klasy średniej – kupcy, prawnicy, rzemieślnicy. Zaczęli organizować się w jednostki bojowe i zdobywać brytyjskie magazyny z bronią.
Stopniowo populacja Nowej Anglii podzieliła się na dwie połowy. Jedna z nich podążała za „Synami Wolności” i zaczęła samoorganizować się wokół zgromadzeń ustawodawczych poszczególnych kolonii, odrzucających nowe podatki i opłaty, aż do otwartego oporu wobec władz brytyjskich. W historiografii amerykańskiej nazwano ich „patriotami”, „rewolucjonistami” i „Amerykanami” (w terminach polityki brytyjskiej bliżej im było liberałom – wigom). Druga połowa pozostawała lojalna Brytanii i uważała się za praworządny podmiot korony. Nazywano ich „lojalistami” i „konserwatystami” (przeważnie skupieni byli wokół Brytyjskiej Partii Konserwatywnej – Torysów). Tak więc, wojna o niepodległość, w pewnym sensie, była wojną domową, dzielącą populację trzynastu kolonii na płaszczyźnie ideologicznej:
– z jednej strony, byli przedstawiciele rewolucyjnej masonerii, idącej za ideami europejskiego Oświecenia, stopniowo przechodzącej od klasycznego purytanizmu do abstrakcyjnego deizmu, zwolenników demokracji burżuazyjnej, wolnej wymiany, indywidualizmu i liberalizmu
– z drugiej strony, grupa lojalnych obywateli Imperium Brytyjskiego, także handlowa, protestancka, burżuazyjna i związana z „cywilizacją morza”, lecz zachowująca pewne związki z tradycjami, niektóre klasowe przywileje i wierność Koronie
Partia „Patriotów” ucieleśniała liberalną masońską nowoczesność w końcowej formie, w wielu wypadkach antycypując podobne przypadki burżuazyjnych rewolucji na europejskim kontynencie. To nie przypadek, że twórcy Wielkiej Rewolucji Francuskiej w 1789 otwarcie przyznawali, że inspirują się właśnie północnoamerykańskim doświadczeniem. Co więcej, w warunkach kolonialnych, w których tradycje poprzednich epok europejskiej historii były słabe, i gdzie nowe społeczeństwo powstawało jako „czysta karta” w całości na podstawach gospodarki handlowej, indywidualistycznej antropologii i demokratycznej organizacji polityki, można było stworzyć system, który precyzyjnie odzwierciedla kierunki i wartości Oświecenia, które w kontynentalnej Europie było poprzedzone średniowieczną historią, skomplikowaną i „drażniącą” dla tego systemu innowacji. W Nowej Anglii historii nie było. Od pierwszych „ojców-pielgrzymów” z Mayflowera, było to sztucznie utworzone utopijne „miasto na wzgórzu”. Jedyną przeszkodę stanowiła brytyjska inercja, w której okazali się niezbyt mocni i solidarni. Dlatego, to właśnie w Północnej Ameryce, podczas wojny o niepodległość, upatrywać należy narodzin czysto liberalnej cywilizacji, nie po prostu wywołanej kolonialnym wdrążeniem Locke’owskiego „Heartlandu”, ale stworzonej jako abstrakcyjny laboratoryjny projekt w optymalnych warunkach – w pustce (bo Indianie i ich kultura byli porównywani praktycznie do pasywnego środowiska, do przyrody, która, zgodnie z twierdzeniami ideologów wczesnego Modernizmu, takich jak F. Bacon, powinna być podporządkowana i zmuszona by służyć). I to właśnie ta wyłaniająca się liberalna cywilizacja powstała przeciw drugiej połowie amerykańskiego kolonijnego społeczeństwa, które uosabiało umiarkowaną – europejską! – część, gdzie liberalizm wciąż był jeszcze wstrzymywany przez konserwatywne zasady i postawę.
Amerykańska rewolucja była liberalną rewolucją i oznaczała nastąpienie nowej – liberalnej – epoki. I choć okazało się, że wydarzenia w Nowej Anglii wpływały tylko na nieznaczną część europejskiego społeczeństwa, mieszkańców dalekich kolonii i głębokich peryferii Zachodu, zaludnionych między innymi przez społeczny margines, dewiantów, skazańców i drugorzędny motłoch odrzucony przez Stary Świat, to w rzeczywistości tam powstawała historia i dominujący wektor europejskiej współczesności, który w pełni ujawnił się znacznie później – w XX wieku. Ale ideologiczny fundament amerykańskiej cywilizacji i globalnej amerykańskiej hegemonii, liberalnego globalizmu, powstał właśnie w USA w końcu XVIII wieku.
Federalizm i konstytucja: homo americanus
Na początku powstania trzynastu kolonii przeciw mocarstwu, każda z nich ogłosiła się niezależnym państwem – stanem. Termin ten, w kontekście amerykańskiej historii, zazwyczaj tłumaczy się jako „stan”, lecz samo słowo, w sensie prawnym, nie ma żadnego znaczenia, oprócz „mainstreamowego”. W języku angielskim termin „state” oznacza tylko i wyłącznie „państwo”, w pełnym znaczeniu tego słowa – suwerenny podmiot polityczny (jak w definicji Machiavellego, Hobbesa lub Bodina), który nie uznaje żadnego ponadnarodowego autorytetu [1]. Dlatego też, z prawnego punktu widzenia, bunt kolonii był deklaracją suwerenności trzynastu nowo utworzonych podmiotów narodowych i państwowych. Dlatego pełna nazwa Stany Zjednoczone Ameryki powinna być tłumaczona na Zjednoczone (bądź Wspólne, Sprzymierzone) Państwa Ameryki. To, że chodzi nie o państwo, ale o państwa, jest prosto stwierdzone i zaakcentowane w samej nazwie. Trzynaście kolonii stało się trzynastoma państwami.
Jednak w 1776 roku, gdy kolonie oświadczyły, iż wychodzą z systemu podporządkowania Imperium, było oczywiste, że nie poradzą sobie same z wojskami metropolii. Wówczas inspiracją do powstania przeciwko Anglii, przede wszystkim dla „Synów Wolności” i organizacji masońskich, była idea utworzenia Konfederacji, której artykuły zostały przyjęte w Filadelfii w stanie Pensylwania. Pensylwania właściwie stała się stolicą konfederacyjnego związku trzynastu niezawisłych państw. Zjednoczenie i ujednolicenie stanowisk, także pod względem ideologicznym (amerykański liberalizm), wystarczyło do tego, aby konfederacja odniosła zwycięstwo nad Brytanią, ponieważ artykuły konstytucji skupiały się właśnie na zagwarantowaniu wspólnych działań i wojnie przeciw wspólnemu wrogowi. Jednakże potem, kiedy trzynaście państw (stanów), wypełniło programowe minimum, aby uzyskać niepodległość, pojawiło się pytanie odnośnie dalszego losu konfederacji. Artykuły konstytucji z 1776 roku były niewystarczające dla bliższego zjednoczenia.
W tym momencie na scenę wychodzi grupa stronników federalizmu. To, przede wszystkim, George Washington (1732-1799), Alexander Hamilton (1755-1804) i James Madison (1751-1836). Zasugerowali oni, że status związku państw-stanów powinien być przekonstruowany w kierunku większej centralizacji. Jednakże, aby nie wracać do unitarnego systemu Wielkiej Brytanii, przeciw której kolonie Nowej Anglii walczyły w wojnie o niepodległość i której polityczne dziedzictwo próbowały pokonać przechodząc na nowy stopień rozwoju, zaproponowano nowy typ państwowego ustroju – ustrój federalny. To był kompromis pomiędzy swobodnym i niewiążącym sojuszem suwerennych państw- stanów (konfederacją), a unitarnym państwem narodowym, wewnątrz którego nie było mowy o żadnej suwerenności i o żadnych „państwach” (stanach). Ta idea została przyjęta w 1787 roku na Konwencji Konstytucyjnej w Filadelfii, która oficjalnie stanęła na czele historii USA jako jednego (nie federacyjnego) państwa. Wtedy właśnie przyjęto konstytucję.
Amerykański federalizm połączył w sobie dwa założenia, fundamentalne dla amerykańskiego politycznego systemu:
Różnorodność regionalnej samorządności (każde państwo-stan miało, i ma do dnia dzisiejszego, własny zbiór praw, nie zawsze pokrywający się z prawami w sąsiednich stanach)
Jednolitość liberalnej (amerykańskiej) ideologii, zawartej w ideale „miasta na wzgórzu” i opartej na połączeniu Protestantyzmu (w rozlicznych jego formach) ze społecznymi i naukowymi poglądami epoki Oświecenia z ogólną orientacją na wolny rynek i kapitalizm
Innymi słowy, w fundamentach jedności USA tkwił czysty liberalizm (zarówno w polityce, jak i w ekonomii), doprowadzający idee angielskich i szkockich filozofów do logicznej skrajności, wzniesiony w imperatyw polityczny i zakładający w swym fundamencie budowę społeczeństwa nowego typu – z czystej karty. Francis Bacon (1561-1626), jeden z ojców-założycieli naukowego obrazu współczesnego świata [2], w swoim dziele „Nowa Atlantyda” [3] opisał utopijne społeczeństwo całkowicie oparte na ideach Oświecenia. To właśnie tę „Nową Atlantydę” federaliści założyli w 1787 roku. To amerykańskie doświadczenie, realizowane na kontynencie odległym od Starego Świata, stało się wzorcem do naśladowania w oczach postępowców i liberałów samej Europy, i w tym właśnie czasie podstawowe idee Oświecenia, obciążone na kontynencie europejskim wielowiekowymi tradycjami i historyczną bezwładnością, znalazły swój najbardziej kompletny i najpełniejszy wyraz.
Po przyjęciu konstytucji i stworzeniu USA jako „Nowej Atlantydy”, wśród federalistów rozpoczęły się spory o balans proporcji pomiędzy centralizmem, a lokalną samorządnością w skali Stanów. Choć federalizm stanowił kompromis pomiędzy konfederacją i unitaryzmem, to wymagania praktycznej polityki stale dążyły ku temu, aby przesunąć równowagę w jednym, bądź drugim, kierunku. George Washington i Alexander Hamilton skłonili się więc w stronę centralizmu, a Madison i Jefferson ku suwerenności każdego z państw-stanów. Taka interpretacja federalizmu była nieunikniona, ponieważ liberalizm zakłada jednocześnie dwie podstawowe zasady:
Podział statusu podmiotu na maksimum możliwych (w danych warunkach) czysto politycznych jednostek, a to oznacza wektor nie jedynie w stronę pełnej suwerenności państw-stanów (w granicy wyznaczonej przez powrót do konfederacji), ale także rozszerzenie praw obywatelskich na coraz większą liczbę grup społecznych (wliczając niewolników)
Ustanowienie liberalnej ideologii w charakterze absolutnym obowiązującej całe społeczeństwo, co stanowiło kocioł, w którym poszczególne emigranckie społeczności nie mieszają się chaotycznie w coś nieokreślonego, a odrębne grupy społeczne, etniczne i religijne stapiają się w nowy ogólny kształt – odlew z kotła standaryzowanych form „człowieka amerykańskiego”, homo americanus, do czego niezbędny był centralizm (monopol na formę końcową)
Dysputy pomiędzy federalistami trwały aż do wybuchu wojny secesyjnej, kiedy kwestia uprawnień władz państw-stanów w kwestii uznania lub zakazu niewolnictwa, a także unifikacji waluty północnoamerykańskiej, stała na krawędzi i kiedy niepewność i brak równowagi w interpretacji federalizmu były niedopuszczalne. Dewiza „e pluribus unum”, „z wielu, jeden”, umieszczona na herbie USA, również wymagała jednoznacznego opowiedzenia się co do monopolu na definicję tego, kim dokładnie powinien być ten „jeden”, to znaczy co do tego, jaki jest normatywny obraz homo americanus i jak szeroko i swobodnie można go interpretować na poziomie lokalnym (stanów) – a konkretnie, czy prawo do posiadania istoty ludzkiej o innym kolorze skóry, jako własności prywatnej, wchodzi lub nie w „prawa człowieka” jako „człowieka amerykańskiego”, a także, czy oddzielny stan może wydrukować swoją walutę i mieć własną strefę celną.
Jak się przy okazji okazuje, prawa Indian w tej pryncypalnej dyskusji nie zostały omówione. Założenie, że Indianie nie mają żadnych praw, było kwestią konsensusu wszystkich federalistów – zarówno stronników unitaryzmu, jak i konfederacji.
Indianie i amerykański Zachód
Na wstępnym etapie po uzyskaniu niepodległości, dawne władze kontrolują tylko część przyszłego terytorium USA, znajdującą się wcześniej pod pierwszoplanową kontrolą Imperium Brytyjskiego. Przy tym, Kanada pozostaje we władaniu Imperium, a szereg ziem (w szczególności Oregon – na północnym zachodzie USA) posiada niepewny status i jest zarządzana wspólnie przez Amerykanów i Brytyjczyków. W tym samym czasie, na zachód od wschodniego wybrzeża, gdzie koncentrują się główne ośrodki amerykańskie, znajduje się gigantyczna przestrzeń Luizjany, rozciągająca się od granicy z Kanadą na północy, aż do Teksasu na południu, która kontrolowana jest przez Hiszpanów i Francuzów [1]. Południe – od Florydy na zachodzie, przez Teksas i aż do szerokiego pasma zachodniego wybrzeża, jest mocno trzymane przez Hiszpanów (Nowa Hiszpania ze stolicą w Meksyku).
Należy zauważyć, że w tym okresie nastąpiła pewna polaryzacja plemion indiańskich, które w tamtym czasie były ogólnie wrogo nastawione do wszystkich europejskich kolonizatorów. Od tych, których początkowo uznali za sprzymierzeńców bądź partnerów, otrzymywali w zamian tylko oszustwo, kłamstwo, ucisk, epidemie, przemoc i śmierć. Dlatego, dla Indian, nie istniały podstawy, aby pałać uczuciem do tej, lub innej, partii w wojnie o niepodległość. Niektóre plemiona w tej wojnie zachowały neutralność lub sytuacyjnie obierały tę lub inną stronę z pragmatycznych powodów. Plemię Delawarów, w szczególności, stanęło po stronie „patriotów” jak i, w konsekwencji, „Pięć Cywilizowanych Plemion” [pięć plemion z północno wschodnich USA, które na przełomie XVIII/XIX w. upodobniły się do przedstawicieli cywilizacji zachodniej, przyp. tłum.]. Istniała jednak jedna okoliczność, która wstępnie określała poparcie większości Indian (głównie Irokezów i Huronów) dla partii konserwatywnej, lojalistów, czyniąc ich tym samym jeszcze większymi wrogami „patriotów”- liberałów. Działo się tak, ponieważ postanowienia Brytyjskiego Imperium zakazywały kolonistom osiedlania się na zachód od Appalachów, których zasięg prowadził równolegle do wybrzeża atlantyckiego przez całą Nową Anglię. To była naturalna granica panowania, za którą zaczynał się całkowicie oddzielny świat Wielkich Równin – Dziki Zachód. Anglicy zachowali wierność swemu talassokratycznemu charakterowi, zajmując jedynie obszary przybrzeżne, gdzie pojawiły się kolonie punktowe – porty i fortece. Nowa Anglia powstała na tej samej zasadzie, co kolonie fenickie – w szczególności Kartagina. Góry Appalachów były ostatecznym zapleczem lądowym, gdzie zaczynała się kontynentalna masa. Zarządzanie koloniami, które zaszły zbyt daleko w głąb kontynentu, było kłopotliwe. Indianom taki układ rzeczy dawał pewną szansę na zbawienie. Pod naciskiem europejskich kolonizatorów, którzy sztywno narzucali im własne zasady i nie uważali ich za istoty ludzkie, nie wspominając już o obywatelach, Indianie czasami musieli wycofywać się na zachód, i chociaż było to obarczone nowym ryzykiem, a czasami doprowadzało do zniknięcia całych plemion, to jednak dawało szansę na przeżycie i przetrwanie. „Patrioci” próbowali zdobyć nowe i nowe ziemie i byli obciążeni ograniczeniami nałożonymi przez metropolię. Zdając sobie z tego sprawę, idąc za Irokezami, wiele plemion indiańskich (znaczna część Krików itp.) zaczęła skłaniać się ku poparciu konserwatystów i lojalistów przeciwko liberałom, ponieważ zwycięstwo tych ostatnich pozbawiło ich ostatniej nadziei.
Ten wybór jeszcze bardziej utwierdził Amerykanów przeciw Indianom i, w świadomości twórców nowej liberalnej cywilizacji, Indianie ostatecznie przybrali wizerunek wroga. Mało tego, że byli „dzikusami”, uniemożliwiającymi przedsiębiorczym kolonistom przechwytywanie coraz to nowych ziem, to jeszcze weszli w sojusz z siłami Imperium i stwarzali dla „Patriotów” nowe problemy. Dlatego, po zwycięstwie nad swoimi przeciwnikami konserwatystami, stronnicy niepodległości przystąpili do systematycznego i metodycznego ludobójstwa, któremu zostały poddane te plemiona, które żyły na terytorium 13 prowincji i te, które przeniesiono na zachód do rezerwatów i te, które stały na drodze ku Dzikiemu Zachodowi, ku czemu nie było żadnych większych prawnych przeciwwskazań. W tym samym czasie Indianie z Wielkich Równin, będąc wyjątkowo wojowniczymi, jeszcze bardziej zahartowali „Patriotów”, co doprowadziło do takich praktyk zniszczenia miejscowej ludności, jak rozmieszczenie wśród nich koców zakażonych ospą, systematyczna eksterminacja bizonów służących jako główne pożywienie dla plemion Wielkiej Równiny, morderstwo całych plemion indiańskich osad, w tym starców, kobiet i dzieci.
Dlatego, zwycięstwo stronników niepodległości w wojnie przeciwko mocarstwu i, odpowiednio, sukces liberalnej rewolucji pod egidą masońskich tajnych zgromadzeń, stanowiło śmiertelny czynnik dla indiańskich horyzontów Północnej Ameryki. Rozwarły się wrota śmierci. Cywilizacja, która przed przybyciem Europejczyków do Ameryki Północnej liczyła około 12 000 000 ludzi, gwałtownie skurczyła się do niewielkich grup, zamkniętych w rezerwatach, upokorzonych i pozbawionych praw wyborczych, pozbawionych jakiegokolwiek miejsca w publicznym, gospodarczym i politycznym życiu [2].
Po zakończeniu wojny o niepodległość w 1783 roku zawarto Paryski Traktat Pokojowy, zgodnie z którym Wielka Brytania oficjalnie uznała niepodległość Stanów Zjednoczonych. Jednak po staremu kontynuowała ona zapewnianie wojskowego i ekonomicznego wsparcia plemionom indiańskim, które opierały się armii amerykańskiej, do 1815 roku, kiedy Londyn ostatecznie przyznał się do utraty kolonii po imponującym zwycięstwie Stanów Zjednoczonych w decydującej bitwie z Brytyjczykami pod Nowym Orleanem.
Bezpośrednio po wojnie o niepodległość rozpoczęła się ekspansja Stanów Zjednoczonych w kierunku zachodnim. Trwała ona od 1783 do 1853 r. i zakończyła się przyjęciem przez Stany Zjednoczone tych granic, które państwo ma do dnia dzisiejszego.
Na początku zajmowane były terytoria od Appalachów do rzeki Missisipi. Zasiedlali je Indianie, którzy byli sojusznikami Anglików w wojnie o niepodległość. Po wojnie wszystkie ziemie przed Missisipi zostały uznane przez Anglię za należące do Stanów Zjednoczonych, a wojna z Indianami stała się ich [USA] własnym wewnętrznym zadaniem.
Indianie w tym czasie byli uznawani za „niesuwerenny naród pod opieką Amerykanów” i na tej podstawie kontynuowano ich aktywną eksterminację i uwięzienie. Ci, którzy przeżyli, ruszyli dalej na zachód – za Missisipi.
W 1812 USA poczuły się wystarczająco silne, aby znów wstąpić w konflikt z Wielką Brytanią. Tym razem, celem było odebrać jej terytorium Kanady i jednocześnie zabrać Hiszpanom Florydę. Thomas Jefferson (1743 — 1826) [3] był ideologiem tej wojny, została ona jednak ogłoszona przez Jamesa Madisona (1751 — 1836). Wojna toczyła się ze zmiennym sukcesem, a jednak, pomimo faktu, że Amerykanie z Kanady byli w stanie odrzucić Brytyjczyków, biorąc Kanadę pod swoje panowanie, nie zdołali zadać ostatecznego ciosu, a ponadto musieli zaprzestać regularnej pomocy dla plemion indiańskich żyjących na zachód od Appalachów, na wschód od Missisipi, co ostatecznie otwierało Amerykanom drogę na zachód, a samych Indian skazywało na zagładę. Po tym, jak w bitwie pod Nowym Orleanem Amerykanie zadali brytyjskim wojskom poważny cios, amerykańscy liberałowie uznali siebie za zdolnych by stać się główną siłą na kontynencie i, w dającej się przewidzieć przyszłości, wyprowadzić stamtąd europejskie siły – zarówno w sensie militarnym, politycznym, jak i gospodarczym. Tę ideę po raz pierwszy jasno sformułował piąty prezydent USA, James Monroe (1758 – 1831), na cześć którego została ona nazwana Doktryną Monroe’a. Sformułowana była prosto: „Ameryka dla Amerykanów”, co w kontekście epoki znaczyło „Ameryka dla Amerykanów, nie dla Europejczyków”.
Po wojnie Amerykanie otrzymali od Hiszpanów Florydę i kontynuowali ekspansję na zachód. Za pierwszego prezydenta z Partii Demokratycznej, Andrew Jacksona (1767 – 1845), w latach trzydziestych, poprzez decyzję Kongresu i administracji prezydenta, miała miejsce jedna z największych czystek etnicznych w historii: masowa deportacja Indian za rzekę Missisipi do obozów koncentracyjnych, „rezerwatów”, stworzonych podczas administracji Jamesa Monroe’a. Wysiedleniu podlegało także „Pięć Cywilizowanych Plemion”, które były sojusznikami Amerykanów w ich konfrontacji z Anglikami. Znaczący jest fakt, że to właśnie amerykańscy Demokraci podjęli systemowe środki by unicestwić Indian.
Do 1871 władze USA doszły do wniosku, że porozumienia z Indianami nie są już potrzebne, i że żadni Indianie i żadne indiańskie plemię (wliczając lojalne „Pięć Cywilizowanych Plemion”) nie może uważać się za niezależną społeczność lub państwo. W 1880 roku, w rezultacie masowego odstrzału amerykańskiego bizona, prawie cała jego populacja zanikła, i Indianie z Wielkich Równin stracili główny przedmiot swoich łowów. Teraz władze USA zmusiły Indian do porzucenia swojego zwyczajowego sposobu życia i osiedlenia wyłącznie w rezerwatach. Wielu Indian, jednakże, sprzeciwiało się temu, więc przesiedlano ich siłą lub po prostu zabijano. Droga plemion indiańskich na terytorium, wydzielone dla nich w Arkansas i wschodniej Oklahomie, została nazwana w historii USA „Drogą łez”. Na indiańskie terytorium zostali przesiedleni Czirokezi, Czikasawowie, Czoktawowie, Seminole, Delawarowie, Szaunisi, Potawatomi, Kuapo, Kikapowie, Meskuakowie [„ludzie czerwonej ziemi”, tzw. Lisy, przyp. tłum.], Mingo, Huroni [po przesiedleniu zwani Wyandot, przyp. tłum.], Ottawowie, Czejenowie, Arapaho, Apacze Kiowa, Tonkawa i wiele innych plemion.
Ostatnim wielkim konfliktem zbrojnym białych Amerykanów z rdzenną ludnością była Wojna o Czarne Wzgórza (1876-1877), kiedy to Siuksowie zaatakowali Amerykanów kilkoma nieoczekiwanymi uderzeniami, a nawet wygrali bitwę na rzece Little Big Horn w 1876 roku. Ale Indianie nie mogli przetrwać na preriach pod nieobecność bizonów i, wyczerpani głodem, zostali ostatecznie zmuszeni do poddania się i wygnano ich do rezerwatów. Oddzielne starcia z małymi grupami Indian oraz ich eksterminacja trwały aż do 1918 roku.
PRZYPISY
[1] Od 1762 r. Luizjana była kolonią hiszpańską. W 1800 r., na mocy umowy zawartej w San Ildefonso, Hiszpania przekazała kontrolę nad Luizjaną Francji. Jednak traktat podpisany w San Ildefonso był tajny i wierzono, że Luizjana była pod hiszpańską jurysdykcją, dopóki nie została całkowicie przeniesiona pod kontrolę państwa francuskiego. Ostatecznie, przeniesienie kontroli nad Luizjaną z Hiszpanii do Francji miało miejsce 30 listopada 1803 r., zaledwie trzy tygodnie przed sprzedażą Stanom Zjednoczonym.
[2] Memi A. The Colonizer and the Colonized. Boston: Beacon Press, 1965.
[3] Севостьянов Г. Н., Уткин А. И. Томас Джефферсон. М.: Мысль, 1976.
[4] May Ernest R. The Making of the Monroe Doctrine. Cambridge: Harvard University Press, 1975.
[5] Murphy G. Hemispheric Imaginings: The Monroe Doctrine and Narratives of U.S. Empire. Durham: Duke University Press, 2005.
[1] W języku angielskim nie istnieje różnica między „państwem” i „stanem”. Słowo „state” w tym przypadku nie jest po prostu homonimem dla dwóch pojęć – „państwo” i „stan”, a oznacza właśnie „państwo”
[2] Дугин А.Г. Ноомахия. Англия или Британия? Морское могущество и позитивный субъект. Указ. соч.
[3] Бэкон Ф. Новая Атлантида /Бэкон Ф. Сочинения в 2-х томах. Т. 2. М.: Мысль, 1972.
Część II
Manifest Destiny (Objawione Przeznaczenie)
Postęp Amerykanów ku zachodowi i południu doprowadził do częstszych starć z Hiszpanami i Republiką Meksyku, która w 1823 roku uzyskała niepodległość w stosunku do hiszpańskiej korony. Później, w 1836 roku, od Meksyku oddzielił się Teksas, tworząc niezależne państwo, które w 1845 roku zostało zaanektowane przez USA.
Wtedy to amerykański publicysta i stronnik partii demokratycznej, John O’Sullivan, ogłosił doktrynę Objawionego Przeznaczenia, Manifest Destiny, według której USA przedstawiają sobą rozwinięte i oświecone społeczeństwo, oparte na ideałach demokracji, liberalizmu i postępu, stanowiących znak predestynacji Amerykanów, których sam los (lub Bóg, w jego historycznej interpretacji), wyznaczył by władali ogromnymi ziemiami od Atlantyku do Oceanu Spokojnego [4]. Ta „predestynacja” była tym bardziej widoczna, że otaczające narody (przede wszystkim Hiszpanie i hiszpańskojęzyczni Kreole) były w oczach O’Sullivana „dzikie, zacofane i nieświadome”, i na tej podstawie powinny albo dobrowolnie poddać się USA, uznać ich przywództwo, albo zostać podbitymi przez bardziej rozwiniętą i „humanitarną” cywilizację. Według O’Sullivana, konkretny wyraz „Objawionego Przeznaczenia” polegał na imperatywnej aneksji Teksasu, Arizony i Kalifornii. Ale tak, jak i Doktryna Monroe’a, ta idea mogła mieć wiele szerokich interpretacji w kontekście całej przestrzeni obu Ameryk, a nawet całego świata. Właśnie w tym rozszerzonym sensie, później, w erze prezydenta Woodrow Wilsona (1856 —1924), owa teza przybrała wyraźnie planetarny rozmach.
Sam O’Sullivan pisał:
[…] prawo naszego objawionego przeznaczenia do ekspansji i wzięcia w posiadanie całego kontynentu, który Opatrzność dała nam pod rozwój wielkiego wolnościowego eksperymentu i federacyjnego rozwoju powierzonego nam samorządu. To prawo takie, jak prawo drzewa do przestrzeni, wypełnionej powietrzem i ziemi, odpowiedniej dla pełnej ekspansji jego natury i przeznaczenia by wzrastać. [6]
Widzimy tu w całej okazałości tezę „miasta na wzgórzu” i klasyczne dla północnoamerykańskiej tożsamości połączenie protestanckiego mesjanizmu i liberalnej masońskiej postępowości.
Budowa USA od Atlantyku do Oceanu Spokojnego i wdrożenie „Objawionego Przeznaczenia” (samo wyrażenie „Manifest Destiny”, jak widzimy, zostało użyte przez O’Sullivana w okresie wojen amerykańsko-meksykańskich) rozwinęła się w konflikcie z dwoma ośrodkami o znacznie bliższym związku z Europą – z Francją i Hiszpanią. To bardzo ważny, z cywilizacyjnego punktu widzenia, moment: Stany Zjednoczone początkowo budują własne państwo na zerwaniu więzi z dawną metropolią, od której zaczerpnięty został dawny kod kulturowy – anglosaski, radykalnie protestancki, odzwierciedlający skoncentrowany paradygmat modernizmu, i już to można nazwać de-europeizacją (Anglia wciąż utrzymuje jakie-takie stosunki ze ściśle europejską historią i europejską cywilizacją, chociaż buduje swoje imperium jako anty-Europę [7]). Są również zmuszeni do konfrontacji z innymi mocarstwami europejskimi, kontynuacji de-europeizacji podczas ustanowienia kontroli nad Luizjaną (pomyślnie wykupionej od Francuzów w 1803 roku, tzw. „Zakup Luizjany”) oraz podczas wojen amerykańsko-meksykańskich, przyczyną których było zniesienie w 1829 roku niewolnictwa w Meksyku (który uniezależnił się od Hiszpanii w 1813 roku, w rezultacie wojny o niepodległość) – w tym czasie, kiedy niewolnictwo kwitło w USA, co miało wpływ na konflikty prawne w Teksasie, który podlegał Meksykowi, lecz zasiedlony był w znacznej skali imigrantami ze Stanów Zjednoczonych, gdzie niewolnictwo stanowiło podstawę gospodarki. W 1836 r. oddziały podporządkowane armii Teksasu pokonały Meksykanów i w 1845 r. Teksas został ostatecznie przyłączony do Stanów Zjednoczonych jako stan. W następnym, 1846, roku, Stany Zjednoczone, z powodu sporu o granice Teksasu, wypowiedziały wojnę Meksykowi, która została wygrana, a w 1847 r. armia generała Scotta zajęła stolicę Meksyku, po czym Meksyk był zmuszony oddać połowę terytorium Stanom Zjednoczonym.
Tak zakończyła się budowa „objawionego przeznaczenia” od Atlantyku po Ocean Spokojny, co umieściło nową północnoamerykańską cywilizację w konkretnym geopolitycznym kontekście i nadało jej końcową formę.
W tym właśnie momencie zakończono polityczny i cywilizacyjny podział Ameryki Północnej na strefy. Na północy kontynentu znajdowało się terytorium Kanady, które pozostało w statusie brytyjskiego panowania. W centrum kontynentu – Stany Zjednoczone, jako biegun niezależnej liberalnej burżuazji (ale zarazem kultury mesjanistycznej i eschatologicznie zorientowanej). A na południu zaczynała się Ameryka Łacińska, wchodząc w strefę kolonizacji hiszpańsko-portugalskiej z dominacją katolicką.
Niewolnictwo i konstytucja
Po aneksji meksykańskich terytoriów, polityczny system USA i ich model konstytucyjny zderzyły się z problemem niewolnictwa, stanowiącego podstawę gospodarki większości południowych stanów, w której dominującą działalność stanowiła plantacja, wykorzystująca w charakterze głównej siły czarnych niewolników. Autorzy książki „Imperium” [8], poświęconej badaniu roli Stanów Zjednoczonych w świecie i etapom powstawania cywilizacji amerykańskiej, A. Negri i M. Hardt, opisują ten problem cywilizacyjny:
Na pierwszym etapie, który trwał od stworzenia demokratycznej republiki do wojny domowej, konstytucyjna dynamika znalazła się w kryzysie, w rezultacie wewnętrznej sprzeczności. Podczas gdy rdzenni Amerykanie [9] byli odrzuceni poza Konstytucję, Afro-Amerykanie byli w niej zawarci od samego początku. Koncepcja pogranicza, a także idea i praktyka otwartej przestrzeni demokracji [10] zostały w rzeczywistości splecione z równie otwartą i dynamiczną koncepcją narodu, mas i klanów. Naród republikański to nowy lud, lud exodusu, zamieszkujący puste (lub oczyszczone) nowe terytoria [11]. Od samego początku przestrzeń amerykańska była nie tylko rozległa i nieograniczona, ale także intensywna: przestrzeń mieszania, „tygiel” ciągłej hybrydyzacji. Pierwszy prawdziwy kryzys wolności amerykańskiej determinowany był tą wewnętrzną, intensywną przestrzenią. Czarne niewolnictwo, praktyka odziedziczona po potęgach kolonialnych, stanowiła przeszkodę nie do pokonania dla formowania wolnego narodu. Wielka amerykańska antykolonialna konstytucja musiała zintegrować tę paradygmatyczną instytucję kolonialną w sam swój fundament. Rdzenni Amerykanie [12] mogli zostać wykluczeni dlatego, że nowa republika nie była zależna od ich pracy, podczas gry praca czarnoskórych była jedną z niezbędnych podpór nowych Stanów Zjednoczonych. Afro-Amerykanie mieli zostać włączeni w Konstytucję, ale nie mogli być włączeni na równych prawach. (Kobiety, oczywiście, zajmowały bardzo podobną pozycję). Południowym konstytucjonalistom nie przysparzało trudu wykazanie, że Konstytucja w swoim dialektycznym, auto-refleksyjnym i „federalistycznym” momencie pozwalała, a nawet domagała się, istnienia tej wypaczonej interpretacji społecznego podziału pracy, która działała w całkowitej opozycji do twierdzenia o równości, wyrażonego w Deklaracji Niepodległości.
Delikatna natura owej sprzeczności wskazuje na dziwny kompromis w opracowaniu Konstytucji, osiągnięty dopiero po bolesnych negocjacjach. Zgodnie z tym kompromisem, populacja niewolników była brana pod uwagę przy ustalaniu liczby posłów z każdego stanu w Izbie Reprezentantów, ale w proporcji, w której jeden niewolnik równał się trzem czwartym wolnego człowieka. (Południowe stany walczyły o to, aby zwiększyć ten współczynnik w jak największym stopniu, i tym samym zwiększyć swoją siłę w Kongresie, a mieszkańcy z północy walczyli o jego spadek). W rezultacie konstytucjonaliści zostali zmuszeni do ilościowego określania wartości konstytucyjnej różnych ras. Ojcowie-założyciele, tym samym, proklamowali, iż liczba przedstawicieli „określana będzie poprzez dodanie do ogólnej liczby wolnych osób, wliczając tych, którzy związani są służbą na określony czas, i wykluczając nie objętych opodatkowaniem Indian – trzech piątych wszystkich innych osób.” Jeden dla białych i zero dla rdzennych Amerykanów, stanowi stosunkowo mały problem, ale trzy piąte to bardzo niewygodna liczba dla Konstytucji. Afro-amerykańscy niewolnicy nie mogli być ani całkowicie wliczeni, ani całkowicie wykluczeni. Niewola czarnych stanowiła, paradoksalnie, wyjątek od Konstytucji i jej fundament.
Ta sprzeczność postawiła amerykańskie pojęcie suwerenności przed obliczem kryzysu, ponieważ blokowała ona swobodne przemieszczenie, mieszanie się i równouprawnienie, które tchnęły życie w fundację amerykańskiej idei suwerenności. Suwerenność imperialna zawsze musi przezwyciężyć bariery i ograniczenia, zarówno we własnym obrębie, jak i na granicach. Owo ciągłe przezwyciężanie jest tym, co czyni szeroką przestrzeń imperialną, otwartą. Najwyższe bariery wewnętrzne między czarnymi, a białymi, wolnymi i niewolnikami, blokowały maszynę integracji imperialnej i dewaluowały ideologiczne roszczenia do otwartych przestrzeni [13].
Ta analiza Negri i Hardt’a wiernie opisuje naturę niewolnictwa. Sama instytucja niewolnictwa znikła w Europie już w pierwszych wiekach Chrześcijaństwa i została sztucznie przywrócona w nowożytności. Istotne jest, że nowoczesne niewolnictwo nie opierało się na starożytnych ideach metafizyki wojny, kiedy żołnierz, który został schwytany, uważany był za naznaczonego przez bogów niepomyślnością (u Egipcjan niewolników nazywano „żywymi trupami”) i właściwie zmarłego, a na zasadach liberalnej gospodarki i na budowie hierarchii typów społecznych na podstawie kryterium rozwoju materialnego i naukowego. Biologiczny rasizm był tylko ostatnim etapem sformułowania teorii ekonomicznej użyteczności i postępu. Dlatego niewolnictwo jest fenomenem współczesności, i w USA, awangardzie współczesnej cywilizacji, występuje ono nie z powodu inercji (taka inercja w europejskich społeczeństwach Średniowiecza po prostu nie istniała), ale jako sztucznie stworzona i dość „postępowa” instytucja [14]. Zarówno Indianie, jak i Afrykańczycy, zostali uznani za społeczności, stojące na dużo niższym poziomie rozwoju, niż Europejczycy (zwróćmy uwagę na to, że sama idea rozwoju, postępu była całkowicie obca europejskiemu Średniowieczu), zostali więc oni automatycznie pozbawieni statusu pełnoprawnego politycznego podmiotu. Widzimy w tym zastosowanie założeń postępu. Jeśli społeczeństwo ustępuje Europejczykom pod względem technicznego wyposażenia i jego natura różni się od nowoczesnej europejskiej, społeczeństwo to uznaje się za „dzikusów”. I nawet „Pięć Cywilizowanych Plemion”, które Amerykanie uznali za odlegle podobne do siebie samych, bez względu na całą ich lojalność, w pewnym momencie zostało deportowane do rezerwatów i, w rzeczywistości, unicestwione. Tak więc poziom rozwoju społeczeństwa (którego wymiar, jako przywilej, został przywłaszczony przez samych Amerykanów) stał się podstawą dla politycznych definicji, praw i doktryn – takich jak doktryna odkrycia, zasada przechwycenia [wg której, kto pierwszy wydobędzie surowce na danej ziemi, ten ma do nich prawo, przyp. tłum.] lub organizacja terytorium Indian, rezerwatów i czystek etnicznych.
W książce brytyjskiego eksperta ds. Stosunków międzynarodowych, Johna Hobsona, „The Eurocentric Conception of World Politics” [15] wyraźnie pokazano, w jaki sposób znacznik rasowy – czarny, żółty, biały – jest identyfikowany w liberalnych teoriach ewolucji i postępu z trzema typami społeczeństw – dzikim, barbarzyńskim, cywilizowanym [16]. Było to dobitnie wyrażone w XVIII i XIX wieku, ale od drugiej połowy XX wieku, pod wrażeniem Hitlera, ten bezpośredni model identyfikacji ras z fazami rozwoju społecznego stał się implicytny. Jednak ta sama hierarchia, w pełnym zakresie, jak pokazuje John Hobson, w całości przetrwała do dnia dzisiejszego i określa z góry podstawowe algorytmy w strukturze stosunków międzynarodowych, tak jak się one pojmowane za Zachodzie a w ślad za nim, i w całym świecie. Lecz korzeni takiej postawy, według Hobsona, należy doszukiwać się w praktyce posiadania niewolników, najjaśniej reprezentowanej właśnie w historii Ameryki Północnej, gdzie rasizm, niewolnictwo i teorie postępu konceptualnie sprzężone są w najbardziej bezpośredni sposób: biali „mają prawo” posiadać czarnych (i eksterminować czerwonoskórych) dlatego, że są bardziej rozwinięci, stoją na wyższym stopniu rozwoju społecznego.
Przytoczony fragment z książki „Imperium” Negri i Hardt’a pokazuje także, że w zjawisku rasizmu amerykańskiego i jego formułowania w Konstytucji istnieje jeszcze, nie po prostu ważny, lecz najważniejszy, czynnik gospodarczy. Indianie i Murzyni zostali uznani za podrzędne istoty w niemalże równym stopniu. Ale ich polityczny i prawny status został, koniec końców, ustalony na podstawie ekonomicznej korzyści. Indianie nie wpisywali się w gospodarkę, ponieważ kategorycznie odrzucali niewolnictwo. Dlatego też ich znaczenie ekonomiczne było albo zerowe, albo ujemne. Na tej podstawie zostali oni pozbawieni jakichkolwiek praw konstytucyjnych, i w tym tkwiła ich odmienność od Murzynów, ponieważ, będąc „zacofanymi” i „dzikimi”, oni kategorycznie odmawiali przekształcenia się w trzodę hodowlaną lub w bezduszne narzędzia bladych twarzy. Dlatego Indianie byli na ogół wykluczeni z Konstytucji, a Murzyni – dokładnie w charakterze niewolników – byli do niej włączeni. Rasizm w tym przypadku służył jedynie jako element pomocniczy do ustanowienia do ustanowienia racjonalnego, prawnego i gospodarczego systemu, opartego na ideach Oświecenia i postępu. Rasizm w całej okazałości jest radykalnie liberalnym zjawiskiem, a konsolidacja instytucji niewolnictwa i segregacji rasowej w Konstytucji Stanów Zjednoczonych jest zasadniczym znakiem liberalnego modernizmu.
[1] W języku angielskim nie ma rozróżnienia pomiędzy „państwem”, a „stanem”. Słowo „state”, w tym przypadku, nie jest po prostu homonimem dwóch pojęć – państwa i stanu, a oznacza właśnie „państwo”.
[2] Dugin, A.G. Ноомахия. Англия или Британия? Морское могущество и позитивный субъект. Указ. соч.
[3] Bacon, F. Новая Атлантида /Бэкон Ф. Сочинения в 2-х томах. Т. 2. М.: Мысль, 1972.
[4] Stephanson A. Manifest Destiny: American Expansion and the Empire of Right. NY: Hill and Wang, 1996.
[5] Уткин А.И. Стратегия глобальной экспансии: внешнеполитические доктрины США. М: Международные отношения, 1986.
[6] Brinkley A. American History, A Survey Volume I. 9th ed. New York: McGraw-Hill 1995. P. 352.
[7] Dugin, A.G. Ноомахия. Англия или Британия? Морское могущество и позитивный субъект. Указ. соч.
[8] Hardt, М., Negri, A. Империя. М.: Праксис, 2004. Pod nazwą „Imperium”, autorzy (A. Negri, M. Hardt) odnoszą się do ich własnego oryginalnego socjologicznego konceptu, z pomocą którego chcą opisać nowoczesny globalny system typu sieciowego, za którego prototyp i historyczną bazę uznają USA. Takie rozumienie „imperium” różni się zarówno od imperium w jego klasycznym europejsko – śródziemnomorskim, tradycjonalistycznym rozumieniu, jak i od handlowego Imperium Brytyjskiego (my nazywamy je Anty-Imperium), które reprezentuje kompletny paradygmat nowoczesności (spirala Newtona-Locke’a). Według Negri i Hardt’a, „Imperium” to paradygmat społeczno-politycznej organizacji Postmodernizmu, która ma być przeprowadzona na podstawie kapitalistycznej liberalnej globalizacji, ale w ostatniej fazie (w duchu anarcho-komunistycznych idei samych autorów), siła w „imperium” w trakcie światowej rewolucji powinna wykorzystać postmodernistyczny odpowiednik marksistowskiej klasy proletariackiej – „wielość”, w terminologii Negri i Hardt’a.
[9] Indianie, przyp. A.D.
[10] „Otwarta przestrzeń demokracji” jest pojęciem identycznym do „Objawionego Przeznaczenia”, Manifest Destiny.
[11] Teoria eschatologiczna pierwszych osadników protestanckich, rzutująca na sferę społeczno-kulturową, przyp. A.D.
[12] Indianie, przyp. A.D
[13] Hardt M., Negri A. Империя. Указ. соч. С. 164-165.
[14] Rodriguez Junius P. (ed.) Slavery in the United States: A Social, Political, and Historical Encyclopedia. 2 vols. Westport, Conn.: ABC–CLIO, 2007.
[15] Hobson John M. The Eurocentric Conception of World Politics. Western International Theory, 1760-2010. Cambridge: Cambridge University Press, 2012.
[16] Z nadzwyczajną klarownością taką taksonomię wprowadził amerykański antropolog-ewolucjonista L.G. Morgan (1818-1881). Stało się po następne powszechne w teorii postępu społecznego. Zobacz: Morgan L.G, starożytne społeczeństwo lub badanie linii ludzkiego postępu od dzikości przez barbarzyństwo do cywilizacji. Materiały na temat etnografii: Instytut Narodów Północy Centralnego Komitetu Wykonawczego ZSRR, 1934r.
Część III
Wojna domowa w USA: konflikt liberałów
Pomimo faktu, że instytucja niewolnictwa miała charakter liberalny, to rasizm, na którym się opierała, zakładał przyznanie prawnego statusu „zbiorowej tożsamości”. Lecz to przeciwstawiało się innej zasadzie liberalizmu – czystemu indywidualizmowi, którego główne postanowienia znalazły odzwierciedlenie w deklaracji praw człowieka. Burżuazyjne prawo należało uznać za głównego nosiciela statusu prawnego podmiotu jednostki. Tworzyło to sprzeczność między logicznym przedłużeniem liberalnej ideologii w stronę dalszej emancypacji indywiduum od wszelkich form zbiorowej tożsamości (wliczając rasę) i ekonomicznym znaczeniem niewolnictwa, potwierdzonym hierarchią pomiędzy różnymi porządkami społecznymi, gdzie progresywne społeczeństwa zostały jednoznacznie postawione ponad mniej progresywnymi. Stopniowo ta sprzeczność dała o sobie znać w rozbieżności pozycji północnych i południowych Stanów. I znowu decydujący był czynnik ekonomiczny.
Północne stany były prawie niezależne od niewolniczej siły roboczej, ponieważ podstawą ich gospodarki był handel i przemysł, a warunki podboju Dzikiego Zachodu nie pozwalały osiedleńcom zabierać ze sobą czarnych niewolników, którzy z trudnością wytrzymywali niedogodności przeprawy i niedostatku, i którzy przedstawiali sobą pewne zagrożenie w warunkach odizolowanego funkcjonowania osiedleńców na samotnych ranczach, kiedy do kolejnego rancza czasem było bardzo daleko. Dlatego, dla polityków amerykańskiej Północy, instytucja niewolnictwa nie była pryncypialna i, w miarę umacniania ideologii praw człowieka, stawała się obciążająca i coraz bardziej wewnętrznie sprzeczna, właśnie dlatego, że nadawała status prawny rasie (zbiorowej tożsamości), podczas gdy sama idea „kotła” nastawiona była na uznanie ściśle indywidualnego statusu podmiotu, niezależnego od etnicznej przynależności i od wiary. Dotyczyło to jednak tylko emigrantów z Europy, i przede wszystkim Chrześcijan, choć od samego początku także i Żydzi byli uważani za pełnoprawnych (z prawnego i filozoficznego punktu widzenia) członków społeczeństwa. Być może było to odzwierciedlone w stylu masońskim, który zdominował elitę polityczną Stanów Zjednoczonych, skłonnych do ekstrawaganckiego pożyczania kabalistycznych teorii i judeochrześcijańskich motywów wielu protestanckich sekt. W każdym razie, amerykańska Północ stopniowo przesuwała się w stronę abolicjonizmu, to jest odmiany prawnego statusu niewolnictwa. Jednakże, abolicjonizm dotyczył tylko czarnoskórych niewolników, a Indianie po staremu pozostawali całkowicie poza polem prawnym. Widzimy tutaj prostą kontynuację konstytucjonalnego niewolnictwa – Murzyni-niewolnicy byli włączeni w Konstytucję na wtórnych fundamentach, jako „nie-obywatele”, właśnie dlatego, że w ich istnieniu tkwiła ekonomiczna celowość; i kiedy abolicjonizm zaczął nabierać tempa, ten połowiczny status zaczął wzmacniać się na korzyść czarnego człowieka, jako jednostki, i konsekwentnie, przyznania mu praw obywatelskich. Jednakowo istotny jest fakt, że będąc włączonymi w konstytucyjną przestrzeń, Murzyni byli już świadomie rozpatrywani jako indywidualne podmioty. Oznacza to, że społeczność rasowa została teoretycznie podzielona na jednostki. Właśnie w charakterze takich indywiduów (wcześniej indywidualnych obiektów) byli oni [czarnoskórzy; przyp. tłum.] włączeni później w proces postępującego rozszerzenia praw obywatelskich (choć ten proces zajął ponad sto lat – ostatnie ślady apartheidu w ustawodawstwie poszczególnych Stanów zniknęły dopiero w latach 50 XX wieku). Indianie, którzy znajdowali się poza owym obszarem konstytucyjnym, tamże pozostali. Abolicjonizm ich nie dotyczył, bo nie byli niewolnikami. Ich ekonomiczna celowość była równa zeru i zniesienie niewolnictwa w żaden sposób nie wpłynęło na ten czynnik. Dlatego Indianie żyją w rezerwatach do dnia dzisiejszego, chociaż później – już w XX wieku – zostały im formalnie przyznane prawa obywatelskie. Jednak nie otrzymali żadnych reparacji za stulecia bezpośredniego ludobójstwa i istnienia poza obszarem prawnym.
W południowych Stanach, z kolei, praca czarnych niewolników na plantacjach przedstawiała sobą najważniejszy czynnik ekonomiczny. Dlatego mieszkańców Południa w pełni urządzała konstytucja, która zakotwiczyła niewolnictwo. To nie zmieniało liberalnej ideologii, dominującej na południu USA, nie mającej nic wspólnego z lojalizmem i konserwatyzmem zwolenników Wielkiej Brytanii z poprzedniego okresu. W stosunku do Anglii, Południowcy byli takimi właśnie zdeklarowanymi „Patriotami”, „rewolucjonistami”, „liberałami” i „postępowcami”, jak i amerykanie z Północy. Stosunek do Indian także był idealnie jednakowy i u jednych, i u drugich; w amerykańskim społeczeństwie ogółem nie było dla nich miejsca. Dlatego, w przeddzień wojny secesyjnej, zarówno mieszkańcy Północy, jak i Południa, przedstawiali sobą nosicieli tejże amerykańskiej ideologii – liberalnej, burżuazyjnej, progresywnej i rasistowskiej (stosunek do Indian). W fundamencie tej ideologii, jak i na poprzednim etapie, leżało połączenie purytańskiej utopii („miasto na wzgórzu”) i społecznego postępu (Oświecenie, masoństwo, współczesny naukowy obraz świata). Rozbieżności były tylko szczegółowe. Dlatego amerykańska wojna domowa stanowiła wewnętrzny konflikt między dwiema wersjami amerykańskiego liberalizmu.
Zakazanie niewolnictwa przez Północ – 16ego prezydenta USA Abrahama Lincolna (1809 – 1865) – było bolesnym procesem, który wpłynął na interesy wielu obywateli i rozległych regionów amerykańskiego Południa i, w 1861 – 1865, stało się przyczyną rozpadu USA i wybuchu wojny domowej. Lincoln był przywódcą Partii Republikańskiej utworzonej w 1854 roku, która w swoim programie nalegała, aby nowo utworzone stany wykluczały niewolnictwo z Konstytucji. Dlatego wybór Lincolna i, odpowiednio, jego abolicjonistyczne deklaracje, wywołały radykalne konsekwencje. Jedenaście południowych stanów ogłosiło wycofanie się z USA, tworząc na pewien czas nowe państwo, Skonfederowane Stany Ameryki. Pozostałe 24 państwa, z których 4 były właścicielami niewolników, były w sytuacji następcy państwa, które istniało do rozpoczęcia konfliktu.
Zauważyliśmy, że pytanie o interpretację federalizmu i jego granic było pryncypialne od samego momentu przyjęcia amerykańskiej konstytucji w 1787 roku. Zagadnienie konstytucyjności niewolnictwa dodatkowo zaostrzyło tę sprzeczność do granic możliwości. Stanowisko południowych stanów miało tendencję interpretowania federacji jako Konfederacji, zgadzając się z podstawowymi wytycznymi Stanów Zjednoczonych, a prawo do ustalenia konstytucyjności niewolnictwa na południu odnosiło się do dziedziny lokalnego ustawodawstwa. Im bardziej Północ nalegała na pełne zniesienie niewolnictwa w ramach ustawodawstwa (centralizm i konsekwentny liberalizm, rozszerzający zasięg stosowania praw człowieka), tym wyraźniej pojawiał się problem suwerenności stanów, to jest ich swobody do organizacji życia tak, jak uważa to za słuszne większość społeczeństwa. Idea liberalnego progresizmu wchodziła w sprzeczność z ideą demokracji i jej terytorialnym wyrażeniem. [ros. Прогрессизм: „progresizm” w znaczeniu „progresywność”, ew. „progresywizm”; nie mylić z polskim „progresizm” jako określenie tendencji w katolicyzmie; przyp. tłum.] To właśnie stało się ideologicznym fundamentem wojny secesyjnej: demokratyczna interpretacja liberalizmu w połączeniu z wektorem ku konfederacyjnemu ustrojowi weszły w sprzeczność z liberalnym progresizmem, poświęcającym demokrację w jej konkretnym sensie w imię zasad powszechnej swobody (zauważmy, że Indianie, jak poprzednio, z tej „powszechności” byli wykluczeni). Dlatego Południowcy uznali Konfederację za swego rodzaju powrót do pre-federalistycznego status quo, a mieszkańcy Północy walczyli o upowszechnienie postępowego liberalizmu, dla którego niezbędna była centralizacja i przewaga federalnego ośrodka nad legalnymi uprawnieniami stanów.
Jednak deklaracja Konfederacji poprzedzona była ustawami o wystąpieniu stanów z USA – czyli secesji. Pierwszy akt secesji został podjęty przez stan Karolina Południowa w 1860 roku – bezpośrednio po zwycięstwie w wyborach prezydenckich abolicjonisty Abrahama Lincolna. W następnym, 1861, roku, podążyły za nią stany (państwa) – Missisipi, Floryda, Alabama, Georgia i Luizjana. Te sześć stanów stworzyło Skonfederowane Stany Ameryki i wybrało Prezydenta Jeffersona Davisa (1808-1889). Później dołączyły do nich Virginia, Arkansas, Tennessee i Północna Karolina. Stolicą Konfederacji było Richmond. Co ciekawe, plemiona terytoriów indiańskich stanęły po stronie Konfederatów, chociaż stosunek do Indian w obu przeciwstawnych siłach był równie rasistowski. Ten wybór dodatkowo zaostrzył już potworną sytuację Indian. Podobnie, jak w przypadku wojny o niepodległość, zwycięska strona („Patrioci” w przypadku wojny o niepodległość, Północ w przypadku wojny secesyjnej) brutalnie zemściła się na Indianach, przeprowadzając na nich kolejny cykl systemowego ludobójstwa.
Ponieważ w tym okresie dezintegracji USA senatorowie z południowych stanów opuścili Senat, pozostali w nim mieszkańcy Północy przyjęli szereg praw na rzecz dalszej centralizacji, które wcześniej były blokowane przez ciążących w kierunku konfederalizmu Południowców. Nadzwyczajnie ważną była „ustawa o bankach narodowych”, zabraniająca oddzielnym stanom wypuszczać swoją walutę, tak jak to było wcześniej. Tak więc północne stany w rzeczywistości interpretowały federalizm w sposób unitarny, pozostawiając odrębnym państwom mniej ważne kwestie wtórne. Zatem północny liberalizm stanowił ucieleśnienie uniwersalizmu i swojego rodzaju globalizmu, zaczynając od poziomu narodowej centralizacji, podczas gdy liberalizm Południowców odzwierciedlał raczej strukturę społeczno-polityczną i ekonomiczną, która pojawiła się w koloniach podczas wojny o niepodległość, i która opierała się na niezależności terytorialnej i maksimum samorządu lokalnego (to znaczy na terytorialnej interpretacji demokracji).
Wojna secesyjna w USA wybuchła w rezultacie tego, że niektóre obszary stanów będących w posiadaniu niewolników (w szczególności na zachodzie Karoliny) postanowiły dołączyć do Północy, i stopniowo wojna zyskiwała na intensywności dzięki użyciu wszystkich rodzajów broni dostępnych w owym czasie.
Po krwawych bitwach, powodujących poważne straty po obu stronach, zwycięstwo odniosła Północ. Straty Północy wyniosły prawie 360 tysięcy osób, konfederatów – 258 tysięcy.
To był najbardziej krwawy epizod w amerykańskiej historii (miliony Indian zmasakrowanych i setki tysięcy czarnych niewolników torturowanych i zabitych przez Amerykanów z reguły się nie liczą).
Wojna została zakończona 9 kwietnia 1865 roku. Zwycięstwo Północy postawiło kropkę pod definicją ostatecznej treści federalizmu i amerykańskiego liberalizmu. Od tego momentu homo americanus normatywnie przedstawiał sobą właśnie kogoś z Północy, uchodził on bowiem za wzorzec. W ten sposób, uniwersalistyczny i centralistyczny model liberalizmu, jako postępowej ideologii, przeważył nad swoją poprzednią, bardziej lokalną i „demokratyczną” fazą. To wskazuje, że dominującą partią Północy była Partia Republikańska, nalegająca na umocnienie federalnego centrum, a Południowcy skupili się wokół Partii Demokratycznej, w rzeczy samej broniącej demokracji, ale w jej konkretnym znaczeniu – na zachowanie niewolnictwa nalegała na Południu „powszechna większość”. W ten sposób Stany Zjednoczone zapłaciły wysoką cenę za określenie ostatecznej formy normatywnego liberalizmu. Ostatecznie federalizm, w wersji Washingtona (a nie Madisona), wygrał dopiero po wojnie secesyjnej.
Jednak zanim liberalny uniwersalizm stał się podstawową strategią amerykańskiej polityki zagranicznej, a „Doktryna Monroe’a” i „Objawionego Przeznaczenia” nabrały proporcji planetarnych (co stało się pod panowaniem prezydenta Woodrowa Wilsona) w okresie po zakończeniu wojny secesyjnej, nastąpił długi okres odbudowy, kiedy USA przywracały rozbitą jedność, znajdowały nowe formy kompromisu między Północą (której przedstawicielami byli członkowie Partii Republikańskiej) i Południowcami (reprezentowanymi przez Partię Demokratyczną), chociaż w tym okresie „republikanie” dominowali w amerykańskiej polityce niemalże na wyłączność. Podczas gdy liberalny postęp wygrał, jego przedstawiciele nie odważyli się zbyt radykalnie rozpowszechnić swoich idei i tylko przesunęli równowagę w kierunku centralizmu, nie znosząc całkowicie federalnych norm, to znaczy nie przekształcając Stanów Zjednoczonych ostatecznie w unitarne państwo.
Rezultatem kompromisu był fakt że, wraz z formalnym zniesieniem niewolnictwa, do połowy XX wieku Stany Zjednoczone pozostały krajem zdominowanym przez segregację rasową. W niektórych stanach istniały prawa rasistowskiego apartheidu, które zabraniały czarnym korzystania z transportu, sklepów i punktów żywieniowych przeznaczonych „tylko dla białych”.
Z socjologicznego punktu widzenia, zwycięstwo Północy oznaczało decydujące zorientowanie USA, jako cywilizacji, na przemysłowe formy rozwoju, urbanizację, handlowy i finansowy sektor. Chociaż praktyka posiadania niewolników także była gospodarczym fenomenem nowoczesności i jego wprowadzenie było związane z epoką Oświecenia i wyjściem poza ramy feudalno-średniowiecznego konserwatywnego ustroju (posiadaniem niewolników zajmowały się w Europie największe „nowoczesne” mocarstwa, gdzie kapitalizm i burżuazyjne stosunki rozwinęły się bardziej, niż w innych krajach – Wenecja, Genua, Holandia itd.), wybór wektora przemysłowego oznaczał kurs modernizacji przemysłowej i technicznej, stopniowo coraz bardziej oderwanej od ziemi i sektora rolnego.
Proces ten osiągnął kulminację już w pierwszym ćwierćwieczu XX wieku, kiedy w okresie „Dobrobytu”, Prosperity (1922-1929), po raz pierwszy w historii Ameryki, mieszkańcy miast stali się liczniejsi niż na obszarach wiejskich, a proces urbanizacji osiągnął swój szczyt jako ostateczny triumf Północy i, odpowiednio, porażka południowców agrarnych w ich kulturalnym pojedynku dla określenia głównego wektora historycznej amerykańskiej cywilizacji.
USA: profil cywilizacji
Zwycięstwo Północy w wojnie secesyjnej ostatecznie określiło profil północnoamerykańskiej cywilizacji, której mocnymi aspektami były:
kapitalizm w jego najbardziej ścisłej i doprowadzonej do swoich logicznych granic formie, wkluczając deregulację, pełną swobodę ekonomicznej działalności, najniższą możliwą skalę podatków, otwarcie rynków (co prawda w połączeniu z niezależnymi środkami protekcjonistycznymi, uwzględnianymi jeśli chodzi o strategiczny interes USA w gospodarce);
równość szans początkowych (brak jakichkolwiek preferencji społecznych, rasowych, klasowych, wyznaniowych i płciowych w działaniach społeczno-politycznych i gospodarczych), z niefrasobliwym podejściem do rzeczywiście istniejącej nierówności, która rozwija się (według liberalnej teorii) w rezultacie bardziej lub mniej skutecznego zarządzania, odpowiedzialność za które przedstawia się jako całkiem i w zupełności indywidualną sprawę;
liberalizm, utwierdzający zasadę wolności jednostki i praw człowieka wyższymi etycznymi i społeczno-politycznymi normatywami (co pojawia się, przede wszystkim, w ekonomii, ale także w polityce, kulturze, życiu społecznym, religii itd.)
indywidualizm, wyrażony w idei „jednostka jako miara rzeczy”, jako podstawowy socjo-kulturowy atom, który jest niezależną i samoistną wartością, który zdolny jest do tworzenia struktur społecznych, politycznych i ekonomicznych wedle własnego uznania – przy stałym zmniejszaniu ingerencji państwa i społeczeństwa w życie prywatne (absolutyzacja prywatnego w porównaniu ze społecznym);
pragmatyzm, nadający najważniejsze znaczenie efektywności i operatywności proponowanych idei, ruchów i teorii, a nie ich głębokiemu, filozoficznemu, etycznemu lub teoretycznemu uzasadnieniu (kamieniem węgielnym staje się zasada „it works”, „to działa” lub „prawdziwym jest to, co jest użytecznym” J. Bentham);
globalizm, jako doprowadzony do granicy mesjanistycznego uniwersalizmu, charakterystyczny dla każdego modelu etnocentrycznego i otrzymany w następstwie europejskiej nowoczesności, ale tylko doścignąwszy planetarnej kulminacji;
materializm, akceptacja tematu podmiot-przedmiot, opracowanego przez europejską naukę czasów współczesnych jako podstawowej mapy rzeczywistości (spirala Newtona/Lokke’a);
zasada „kotła”, „melting pot”, według której społeczeństwo składa się z oddzielnych indywiduów, etnosów, ras, kulturowej tożsamości i wiary, które nie mają żadnego znaczenia i, stąd, nie istnieją i nie powinny istnieć żadne przeszkody w wymieszaniu (jest to konsekwencją dowiedzionej do granic czysto indywidualistycznej antropologii, branej jako absolutny imperatyw);
specjalny model amerykańskiej sekularności (opartej nie na zakazie religii w wymiarze publicznym, jak we francuskim ateistycznym masońsko-oświeceniowym sekularyzmie, ale na obojętności w stosunku do religii i wyznań, jakimi by one nie były i jakiej nie uprawiałyby propagandy – z uszanowaniem formalnych praw równości i swobody sumienia dla wszystkich);
decentralizacja, oparta na „dowolnym” charakterze każdego politycznego systemu, który nie ma stałego centrum i może być w każdym momencie poddany restrukturyzacji pod wpływem demokratycznego ruchu oddolnego (w politycznym systemie jest to wyrażone w federalnej organizacji);
demokracja jako system polityczny, ustanowienie instytucji władzy od dołu do góry, od szczegółu do ogółu (E pluribus unum);
socjo-kulturowy mesjanizm, zawarty w absolutnej wierze w to, że amerykańska cywilizacja stanowi szczyt światowej cywilizacji i wzorzec do naśladowania dla wszystkich innych krajów i narodów, a to, z kolei, nakłada na Amerykanów obowiązek niesienia „światła swojej amerykańskiej kultury” do całej ludzkości (ten „kulturowy mesjanizm” jest bezpośrednią kontynuacją eschatologicznych teorii radykalnych protestanckich sekt, które wierzą w zbliżającą się „chiliastyczną epokę”, „tysiącletnie królestwo”, kiedy ludzkość będzie żyła w „rajskich warunkach” – przykładem czego jest cywilizacja Nowego Świata, czyli amerykańska).
Wszystkie te elementy stały się składowymi modelu cywilizacyjnego, który, wyrastając z Europy anglosaskiej czasów współczesnych, uzyskał niezależną i kompletną formę, określającą konkretną północnoamerykańską tożsamość, specyficzny i unikalny północnoamerykański styl egzystencjalny. Można powiedzieć, że jest to Logos cywilizacji północnoamerykańskiej, złożony z przecięcia wszystkich linii sił w specjalnej kombinacji ustalonej przez szczegóły amerykańskiej historii.
Amerykańska cywilizacja Tocqueville’a
Jako jeden z pierwszych, osobliwość i skalę amerykańskiej cywilizacji uchwycił francuski filozof Alexis de Tocqueville (1805 – 1859) [1] który, odwiedziwszy USA na początku XIX stulecia, był pod ogromnym wrażeniem socjalnych, kulturowych i politycznych cech które, z jego punktu widzenia, czyniły USA, uważane w tym czasie za „drugorzędną europejską półkolonię” i „zaścianek”, krajem o wielkiej przyszłości. Tocqueville rozpoznał w systemie wartości społeczeństwa amerykańskiego, w „amerykańskiej demokracji” najbardziej czystą formę europejskiej nowoczesności, doprowadzoną do logicznego limitu i przekraczającą wszelkie te horyzonty, na dosięgnięcie których mogły liczyć kraje Starego Świata z powodu obciążenia swoimi historycznymi tradycjami i innymi kulturowymi, społecznymi i cywilizacyjnymi przeszkodami. Przy tym, Tocqueville widzi w przyszłości to, co w oczach Heideggera było śmiertelnym wyzwaniem europejskiej cywilizacji XX wieku, to jest takie wyniesienie Ameryki, które sprawi, że właśnie USA będzie panem połowy świata (znamienne, że Tocqueville widzi Rosję w charakterze pani drugiej połowy świata).
Obecnie, w świecie istnieją dwa wielkie narody, które, pomimo wszystkich swoich różnic dążą, jak się wydaje, ku jednemu celowi. To Rosjanie i Anglo-amerykanie.
Oba te narody nieoczekiwanie pojawiły się na scenie. Przez długi czas nikt ich nie zauważał, a potem natychmiast wysunęły się one na pierwsze miejsce wśród narodów, a świat dowiedział się niemal jednocześnie o ich istnieniu i sile. […]
W Ameryce, osiągnięcie celów zależy od osobistego zainteresowania i daje pełną przestrzeń sile i umysłowi człowieka.
Jeśli chodzi o Rosję, można powiedzieć, że cała siła społeczeństwa jest skoncentrowana w rękach jednej osoby.
W Ameryce działalność opiera się na wolności, w Rosji – na niewolnictwie.
Mają różne początki i różne ścieżki, ale bardzo możliwe, że Opatrzność potajemnie przygotowała każdą z nich do stania się panią połowy świata. [2]
Tutaj widzimy spostrzegawcze rozumienie wewnętrznej logiki historii cywilizacji i prefigurację tych „roztoczy” (Zange), które w epoce Heideggera stały się niemalże oczywistością.
Tocqueville, z jednej strony, wierzy, że amerykańska demokracja i decentralizacja stanowią wzór do naśladowania, a z drugiej, przewiduje, że pozwolenie masom samym określać system wartości i w pełni zarządzać samymi sobą, prędzej, czy później, doprowadzi do politycznej degradacji, do degeneracji sztuki i triumfu surowego materializmu i pragmatyzmu, to znów do tego, co Heidegger określił jako „szaleństwo wyzwolonej technologii i bezpodstawną aglomerację mas ludzkich”.
Znamienne jest, że teoretyk angielskiego estetyzmu John Ruskin (1819-1900), któremu raz zdarzyło się podróżować z rodziną amerykanów po Sycylii, doznał, od ich wulgarnej kultury i prostackich grubiańskich manier, z pełną anestezją wyczucia estetycznego i najwyższym stopniem pragmatycznego cynizmu, niemożliwej do opisania grozy [3]. Dla niego, jako typowego Europejczyka, chociaż Anglosasa, homo americanus zdawał się najbardziej potwornym wyrażeniem rodzaju ludzkiego, całkowicie pozbawionym jakiegokolwiek związku z kulturową tradycją. Ale tę samą nieobciążoną kulturę Tocqueville interpretuje jako historyczną szansę Ameryki aby osiągnąć niebywałe planetarne sukcesy – ze względu na kompletną otwartość, brak wypełnienia północnoamerykańskiej kultury ogółem jakąkolwiek treścią.
Amerykański tytanizm
Amerykańska cywilizacja podziela w pełnej mierze tytanizm anglosaskiej i, do pewnego stopnia, francuskiej, nowoczesności, ale wciela go w specjalnych i unikalnych cywilizacyjnych formach. Głównym nosicielem tytanicznej zasady jest tu indywiduum, w pełni pozostawione samemu sobie i pozbawione jakiegokolwiek oparcia w tradycji, społeczeństwie, państwie, kulturze. Jednostka zostaje uznana przez kulturę amerykańską i demokrację amerykańską za stworzenie obdarzone absolutną wolnością, której ciężar może ponosić tylko tytan. Stąd amerykańska megalomania – w dziedzinie architektury, przemysłu, sztuki, a także budowy drapaczy chmur, gigantycznych obiektów przemysłowych, tworzenie gigantycznych metropolii. Jest to widoczne nawet w przypadku wzornictwa przemysłowego i wielkości typowych amerykańskich samochodów. Wszystkie amerykańskie są wzmożone w rozmiarze, wszystkie – nieco większe, niż w Europie. Mamy tutaj do czynienia z czarnym logosem Kybele i łatwo rozpoznawalnym materializmem, progresizmem, atomizmem, sensacją i innymi typowymi cechami „czarnej filozofii” [4]. Ale w amerykańskiej wersji tego logosu jest coś oryginalnego i niepowtarzalnego: tu moc Kybele nie pochodzi od ziemi (amerykańska gleba pozostaje obca dla imigrantów [tj. europejskich kolonizatorów/Amerykanów; przyp. tłum], wrogo ku nim nastawiona), a od czynnika ludzkiego, od ostatecznej kompresji jednostki do poziomu atomowego, co wywołuje implozję i swego rodzaju „reakcję jądrową” – tytaniczna siła bije z wnętrza amerykańskiego jestestwa – nie od przyrody, nie od zbiorowości, nie od kultury, nie od głębokich matriarchalnych kultów, a od super-skoncentrowanej gęstości jednostki, pozostawionej tylko samej sobie, ego-istocie. Jest to druga strona bezcelowej i nihilistycznej wolności – „wolności od”[5].
I już Tocqueville postrzega to zarówno jako przyszłość ludzkości, jak i jej mroczną stronę. USA to kompletna cywilizacja tytanów, zbudowana na warunkowo „pustej, otwartej przestrzeni”, według szkicu czystej, wolnej od tradycji nowoczesności.
Aby podkreślić istotę amerykańskiej tożsamości, można wskazać na równoległość pomiędzy czasową i przestrzenną reprezentacją: koncepcja nowożytności w historycznej perspektywie, skontrastowana z „dawnymi dniami”, dawnymi czasami, tradycyjnym średniowiecznym społeczeństwem, rezonuje z geograficznym konceptem Nowego Świata (Ameryki), oderwanym od Starego Świata (Europy), tak jak teraźniejsze i przyszłe wychodzi z przeszłego, nadając przeszłemu miano przeszłości. Dla Amerykanów Stary Świat odpowiada starym czasom, a sama Ameryka, Nowy Świat, jest czystym wcieleniem nowożytności, nieobciążonej żadnymi pozostałościami przeszłości, nowożytności w jej czystej formie. To jest właśnie historyczno-geograficzna struktura amerykańskiej tożsamości: tutaj wszystko jest pomyślane jako nowe, a sama innowacja staje się najwyższą wartością. Stąd dynamika i odwracanie amerykańskiej kultury w przyszłość, ku wszystkiemu, co nowsze.
Analogia między Nowym Światem i nowożytnością ma fundamentalne znacznie, wyjaśnia bowiem pewne punkty amerykańskiej antropologii. Amerykanin, jako mieszkaniec Nowego Świata, jest „nowym człowiekiem”, skontrastowanym ze „starym człowiekiem”. W Chrześcijaństwie taka opozycja leży u podstaw różnicy między Chrześcijanami i niechrześcijanami, a zwłaszcza Żydami. Teorie protestanckie podkreślają to określeniem „nowo narodzonego”, born again, dla opisania tego, który otrzymał chrześcijański chrzest. W wersji świeckiej daje nam to wyobrażenie Amerykanina jako człowieka uosabiającego samą nowoczesność, wysoką efektywność, sukces i dobrobyt, podczas gdy inne społeczeństwa i kultury, reszta ludzkości, są jedynie na drodze ku temu. Stąd ufność Amerykanów w uniwersalność tego, co przyjęło się nazywać „American way of life”, „amerykańskim stylem życia”, który obejmuje, przede wszystkim, idee „rozwoju”, „nowoczesności”, „efektywności”, „zgodności z najwyższymi standardami technologicznymi”, „progresywności” itd.
Każdą z tych oznak łatwo jest wykryć we wszystkich wersjach tytanicznych kultur i cywilizacji, ale nigdzie tytaniczne pochodzenie nie wydaje się być tak optymistycznym, pewnym siebie, nigdzie rozdęcie mikroskopijnego w jego ontologicznych i epistemologicznych możliwościach i parametrach nie sięga takiego poziomu. Większość tytanicznych społeczeństw nosi w sobie ciemne, ciężkie aspekty o chtonicznym charakterze, ciążące ku ziemi i zapowiadające finalny upadek, doświadczony już wcześniej, z góry. Amerykański typ tytanizmu – w swoim magistralnym normatywnym wyrażeniu – jest pełen wolności od wszelkiej podejrzliwości i wszelkiej refleksji, pełen naelektryzowanego optymizmu i niezakłóconego zaufania. Stąd, taki tytanizm, taki kategoryczny apel go ahead!, tych, którzy potrafią przenikać w esencję noologicznych i cywilizacyjnych struktur, uważany jest za jeszcze bardziej złowieszczy i piekielny.
[1] Tocqueville, Alexis de. Демократия в Америке. М.: Прогресс, 1992.
[2] Tocqueville, Alexis de. Демократия в Америке. Op. cit. 296.
[3] Ruskin J. The Queen of the Air. NY: Meynard, Merill & co, 1893. P. XI-XII.
[4] Dugin, A.G. Ноомахия. Три Логоса. Op.cit.
[5] Różnica między „wolnością dla”, freedom, i „wolnością od”, liberty, stanowi ważną stronę liberalnej ideologii, rozwiniętą przez J. St. Mill’a. Zobacz Dugin, A.G. Noomachia. Anglia czy Brytania? Potęga morska i pozytywny podmiot. Op. cit.
Tłumaczenie: Aleksandra R.