Skunks perfumy sprzedaje, czyli kogo jeszcze poślą do Moskwy?
Red. Piotr Skwieciński został szefem Instytutu Polskiego w Moskwie. Ciekawe, czy gdyby III Rzesza przetrwała w jakiejś formie, to jej pierwszym ambasadorem w Izraelu byłby np. Adolf Eichmann? Z pewnością, gdyby doradzać w tej sprawie mogli eksperci w III RP zajmujący się kreowaniem „polskiej polityki wschodniej”.
Cudzysłów jest w tym przypadku jak najbardziej uzasadniony, nie jest ona bowiem ani polska (tylko amerykańska), ani nie jest polityką (tylko dziwacznym przemieszaniem dziecinnych dąsów, prymitywnej propagandy i zwykłego zajoba), ani też nie jest nawet wschodnią, bo zdaniem warszawskich decydentów takiego kierunku w ogóle nie ma, a w najlepszym razie kończy się w Kijowie i to jak Ukraińcy mają dobry humor. Nic więc dziwnego, że przy takim podejściu - także kwestie kadrowe relacji polsko-rosyjskich wyglądają właśnie jak Eichmann w Jerozolimie…
Rusoznawcy z ciemnych tuneli
Oto bowiem wygląda na to, że znowu Dobra Zmiana wysyła do Moskwy co, tzn. kogo ma najlepszego. Przyznajmy, red. Piotr Skwieciński tym różni się od swoich kolegów (niegdyś Niepokornych, a dziś Nienażartych), że przynajmniej był kiedyś w stolicy Rosji. A nawet przez kilka miesięcy pracował jako moskiewski korespondent „Rzeczypospolitej”. Fakt, że to już sporo, większość współczesnych luminarzy mediów i polityki III RP zapatrzonych jest we wzór Józefa Piłsudskiego, który znalazłszy się raz w Moskwie i mając wiele godzin przerwy w podróży – spędził je siedząc w dworcowej herbaciarni. Tak dalece go bowiem żywa Rosja nie interesowała i tak głęboko był przekonany, że swojej nienawiści nie musi już karmić żadnymi osobistymi obserwacjami. Podobnie i dzisiejsi hunwejbini PiS – oni tak bardzo wiedzą, że Rosja to zło, że nawet mówienie po rosyjsku, a co dopiero jeżdżenie TAM uważają nie tyle za podejrzane, co wręcz za dowód zdrady głównej! Dość wspomnieć, że inny ekspert od Wschodu, wiceminister spraw zagranicznych, Bartosz Cichocki(właśnie posyłany do Kijowa) – ma życiorys skrupulatnie wyczyszczony ze wszystkich zmianek o jego dorastaniu w Moskwie, w charakterze syna reżimowego dziennikarza z Polski. Słowem – lepiej się nie przyznawać nawet, że się zna bukwy, niczym do krewnych zagranicą za Stalina!
Red. Skwieciński jest jednak widać starszy stopniem, bo nie tylko nie ukrywa tych swoich paru miesięcy w Moskwie, ale nawet czynią go one wybitnym ekspertem od rosyjskiej polityki! Tak wybitnym, że wydał nawet książkę („Kompleks Rosji, czyli Sarmaci w krainie wiecznej Jałty"), na której 260 stronach rozwodził się nad powszechnym niezrozumieniem Rosji, potwierdzonym faktem, że… sam jej ni w ząb pojąć nie umiał i nie umie. Cóż, rzadki to, acz chyba mimowolny objaw pokory u Eksperta…
Skwieciński wie o Rosji dokładnie tyle, ile wiedzieć może widz kilku filmów, czytelnik paru książek i ktoś, kto wyglądał kiedyś przez okno jadącego przez Rosję pociągu – pod warunkiem, że pociąg ten jechał akurat nocą przez długi tunel. Przyszły szef Instytutu Polskiego w Moskwie nie umie bowiem, czy raczej nie chce wyjść poza ramy pseudo-polskiej niby analizy politycznej – czyli dywagowanie na temat „komunistyczności elit” albo czyichś stopni w dawno nieistniejącym KGB. To nawet nie jest anachronizm myślenia, to jest funkcjonowanie w zupełnie odmiennej, pozahistorycznej rzeczywistości, w której ideologia i założenia zawsze ważniejsze będą od realizmu i interesów.
Macierewicz zamiast Rodowicz
I kogoś takiego od kilku miesięcy przymierza się do Instytutu Polskiego w Moskwie, głównej polskiej placówki kulturalnej na Wschodzie, mającej za zadanie m.in. prezentować dokonania polskiej kultury na zawsze jej życzliwym obszarze rosyjskim. Cóż, nie trudno się domyśleć, że publicysta skupiony tylko na opowiadaniu jak zablokować Nord Stream2, zafiksowany na Smoleńsk, Skripalaitp. – chętniej by w Moskwie zrealizował recital Antoniego Macierewicza, zamiast Maryli Rodowicz…
Jest to już utrwalona tendencja polityki Warszawy – ponieważ w spadku po poprzednikach odziedziczono kilka jakoś tam niegdyś działających instytucji i formatów mających służyć podtrzymywaniu dialogu z Rosją, a wprost wysadzenie ich w powietrze mogłoby jednak wywołać negatywne reakcje międzynarodowe – stosuje się więc prosty sabotaż, na zasadzie: wyślijmy nielubianej kuzynce na przyjęcie urodzinowe największego chama, chuligana i oblecha, niech narobi obory, to wtedy może się na nas krewna obrazi i już nie trzeba będzie z nią rozmawiać. Tak poobsadzano w ostatnich latach niemal wszystkie punkty styczności z Rosją, te zaś, na które wariatów i oszołomów zabrakło – po prostu zagłodzono. W ostatnich tygodniach ten drugi los spotkał Polsko-Rosyjską Grupę do Spraw Trudnych, podmiot stricte historyczny i badawczy, też zresztą wcześniej nie wolny od ideologicznych obciążeń w duchu Giedroycia – jednak nie sterowany ręcznie przez Dobrą Zmianę, a więc skazany na obumarcie. Podobnie stało się i z kierowanym przez Krzysztofa Zanussiego Polsko-Rosyjskim Forum Dialogu Obywatelskiego, z kolei w Centrum Polsko-Rosyjskiego Milczenia i Nieporozumienia zamieniono ośrodek założony do rozmów i zasypywania podziałów itd. Słowem – obecna władza zwala wszystkie mosty, zasypuje wszystkie kanały możliwej komunikacji z Rosją. A na dodatek – pali je także w oczach Rosjan kierując na odcinek „dialogu” wyłącznie tych, którzy mają ambicję Rosjan obrazić i zniesmaczyć.
Ci ludzie nie tylko bowiem nienawidzą Rosji. Oni nie mogą też znieść myśli, że ktoś w przeciwieństwie do nich może Rosję rozumieć, mieć do niej stosunek zupełnie neutralny, oparty o zdrowy rozsądek i zrozumienie polskich narodowych interesów. Interesów, które tacy jak Skwieciński zawsze gotowi są poświęcić w (płonnej na szczęście) nadziei, że może wreszcie uda się zrobić Rosjanom na złość. I tylko wstyd, bo przecież w ten sposób w Moskwie nie zapracuje się nawet na wzruszenie ramion – ale to Polsce i Polakom dorabia gębę. Gębę Skwiecińskiego, Cichockiego, Przełomiec, Gargas, Wyciszkiewicza i innych…