Rozpatrywać będziemy geopolitykę Związku Radzieckiego (część III)
Zachodnia – pod kontrolą kapitalistów. I zupełnie na parytetowych założeniach będzie stworzony wspólny europejski dom, wspólny balans sił z uwzględnieniem i tych, i tych. A nowe technologie pomogą Związkowi Radzieckiemu urzeczywistnić technologiczny rynek, którego im brakuje. A stopniowo zachodzą już tam przedstawiciele ultraliberalnych kręgów, jak grupa szturmowa przenikają do wewnątrz, po kolei zaczynają się oswajać w nowych warunkach rozmaite fundacje, pozarządowe organizacje. Choć nasze specsłużby jeszcze na początku reagują na dysydentów, na demokratyzatorów, a już z różnych stron pod pozorem takich strażników radzieckiej przyszłości werbowana jest coraz większa liczba już całkowicie jawnych stronników kapitalistycznego, zachodniego świata.
Pod egidą tego zbalansowanego dialogu następuje: – likwidacja socjalizmu w Związku Radzieckim, – ideologiczny przewrót, – demontaż socjalistycznego systemu, – wysadzenie dominacji Komunistycznej partii jako wiodącej politycznej siły. Po co to wszystko się robi?
Po to, żeby obruszyć wroga Zachodu: – obruszyć czwartą strefę, – rozczłonkować radziecki system, który włączał wtedy (po II Wojnie Światowej) w siebie całą Europę Wschodnią: kraje Układu Warszawskiego i inne państwa socjalistyczne. W istocie mowa jest po prostu o absolutnym i bezpośrednim, jednoznacznym oszustwie ze strony: kompetentnych przedstawicieli zachodniej geopolityki, którzy świetnie rozumieją, co robią. – są negocjatorami; i naiwnego „maniaka”, zagonionego w róg trudną sytuacją ekonmiczną: konfrontacją dwóch systemów z przeciążoną gospodarką, przy braku gibkości, rozumienia nowego modelu ze strony radzieckiego przywództwa.
Równolegle z obrotem spraw do Związku Radzieckiego przenikają agenci wpływu Zachodu, przewerbowują się przedstawiciele w kluczowych sektorach (gospodarce, polityce, specsłużbach), to jest, trwają destrukcyjne prace nad demontażem systemu radzieckiego. Czym to się kończy? Gorbaczow pozostawał do końca, do 91-go roku (Gorbaczow stoi wtedy na czele Związku Radzieckiego) zwolennikiem tej pierwszej fazy. On święcie wierzył w odprężenie, w ogólnoeuropejski dom, w zachowanie socjalistycznego systemu i, kiedy wyprowadzał wojska radzieckie z NRD, kiedy nie przeciwdziałał prozachodnim (prokapitalistycznym) rewolucjom Europy Wschodniej, cały czas oczekiwał, że tamta strona zrealizuje analogiczne, symetryczne rzeczy: – To znaczy, Związek Radziecki wyprowadzi swoje wojska z NRD, a RFN wyjdzie z NATO. –
Związek Radziecki nie będzie przeszkadzać wyłonieniu się bardziej demokratycznych reżimów w Europie Wschodniej, a Zachód nie będzie integrować ich z NATO i wprowadzać swoich ludzi. – Związek Radziecki oddaje swoją agenturę, a Zachód odda swoją. I taki będzie pewien model powstania tej samej neutralnej Europy, o której myślał jeszcze Beria i Stalin, w ten sposób można to rozwiązać. Co tu jest porażające?
Że po stronie negocjatorów z zachodniej strony występuje Zbigniew Brzeziński, jeden z teoretyków i założycieli Komisji Trójstronnej, jeden z aktywistów CFR. Gorbaczow oczekuje symetrycznych kroków, jak maniak, pojmawszy zakładnika, oczekuje, że teraz jemu przywiozą pieniądze, samolot i z honorami wyślą go na Bahamy trwonić ten miliard. I tak, Gorbaczow siedzi i czeka, aż przyleci samolot z miliardem. Ale wszystko dzieje się tak, jak w amerykańskich filmach.
Jednocześnie z tą rozmową, w miarę tego, jak Gorbaczow coraz bardziej sądzi, że jest wielkim reformatorem, w miarę owacji, które urządzają mu zamówione (podstawione) postaci na Zachodzie przy każdej jego wizycie: Wręczenie mu światowej nagrody: „Zuch, bohater! Rozprężenie! Najlepszy rosyjski przywódca!” – trwa praca nad ograniczeniem radzieckiego wpływu, jego demontażem i rozwaleniem całego radzieckiego systemu: na początku w Europie Wschodniej, potem już wewnątrz Związku Radzieckiego. To bardzo ciekawe, że tu mowa jest o profesjonaliście-atlantyście, który świetnie zdaje sobie sprawę z geopolitycznych praw konfrontacji talassokracji i tellurokracji, i dość naiwnym człowieku, który myśli w kategoriach bardzo ograniczonych.
Tu ja przytoczę dwa historyczne świadectwa, ponieważ ja z dwoma uczestnikami tych procesów spotykałem się osobiście i odbyłem z nimi dość szczegółową rozmowę.
Pierwszą: z Brzezińskim. Wydaje mi się, że opowiadałem, jak przed pięcioma laty spotykałem się w Waszyngtonie ze Zbigniewem Brzezińskim (autorem właśnie „Wielkiej szachownicy”), powiedział dwie bardzo interesujące rzeczy. Pierwsze, co powiedział. Ja go zapytałem: „Panie Brzeziński, a pan nie sądzi, że szachy to przecież gra na dwojga (mając na myśli, że są atlantyści, są eurazjatyści; są tellurokraci i talassokraci z punktu widzenia geopolityki, której jest mistrzem)?” „Wie pan” – mówi mi – „panie Dugin, mi to do głowy nigdy nie przychodziło.” To znaczy: on przywyknął grać dwoma, na tyle się rozpasł, że czarnymi i białymi gra on. Tu atlantysta z jednej strony, a z drugiej strony – też atlantysta. Dlatego, naturalnie, mamy partię nie z dwoma arcymistrzami, a jednym: gra Brzeziński z jednej strony i także on – z drugiej. Odpowiednio – szachy jako gra dla jednego (mnie bardzo zainteresowało takie otwarte wyznanie). A drugie jeszcze bardziej otwarte. Ja mówię: „Czy nie mógłby pan skomentować takiego momentu: Gorbaczowowi przecież obiecaliście wyprowadzenie wojsk NATO z RFN, demilitaryzację (działania symetryczne)?” On mówi: „Obiecaliśmy”. Ja mówię: „A jak to się stało, że my wyszliśmy, a wy do NATO te kraje przyłączyliście?” On mówi: „My Gorbaczowa oszukaliśmy”. („We have tricked him”) Ja tak popatrzyłem i pomyślałem: „Jaka to silna osobowość!” Właśnie tak, najpewniej, chwali się negocjator, który unieszkodliwił maniaka, posadził, związał, walnął, oswobodził zakładników i potem opowiada, jak to jemu się to wspaniale udało. A co jeszcze robią wrogowie? Lub co robią ludzie, stojący po różnych stronach barykad? Oto świadectwo człowieka, współtwórcy CFR i Komisji Trójstronnej.
Czwarta strefa, która w 74-tym roku przedstawia pół świata pod tellurokratyczną kontrolą, drogą takiego, wykwintnego działania przez „Instytut Badań Systemowych”, przez Gwiszianiego, przez rosyjskich demokratów (Gajdar, Czubajs, oligarchów), prosto Gorbaczowa – „trick”, on powiedział. „To trick” – to po angielsku oszukać, owinąć wokół palca, zwodzić, można powiedzieć. Wzięli i po prostu: „We have tricked him”. I drugie. Miałem bardzo ciekawe spotkanie. To spotkanie z tym właśnie Szachnazarowem, który napisał, w 85-tym czy 86-tym roku, artykuł „Społeczność międzynarodowa rządzona”. Był doradcą Gorbaczowa i jednym z teoretyków „pieriestrojki”. Znając moje patriotyczne stanowisko, Gordon już dawno, gdy prowadził z Sołowjowem program na „Pierwszym kanale”, zaprosił mnie, bym bronił interesów konserwatywnych, rosyjskich, patriotycznych przeciwko wrogom. I mnie pytają: „Kogo wy uważacie za swojego wroga?”
Ja mówię: „Szachnazarowa, który rozwalił Związek Radziecki, poddając się tym oszukańczym strategiom, w gruncie rzeczy razem z drugimi doradcami Gorbaczowa opracował ideę „pieriestrojki”, która zakończyła się krachem Związku Radzieckiego (to był początek lat 90-tych). Gordon zaprosił Szachnazarowa. Ja obruszyłem się na niego z gniewną tyradą: „Pan jest zdrajcą. Pan jest zapadnikiem. Pan oddał nasz interes.” A Szachnazarow, taki sędziwy, bardzo uprzejmy człowiek. Ojciec, swoją drogą, reżysera naszego znanego – Karena Szachnazarowa. Szachnazarow-starszy mówi nagle: „Wie pan, a ja właściwie zgadzam się z Duginem. Popełniliśmy błąd.” Moja określona gniewna tyrada nie wywołała jego odpowiadającej reakcji. To nie był Benediktow, nie Czubajs, którzy zaczęli by na mnie krzyczeć, że wolność, tam, prawa seksualnych mniejszości przede wszystkim, a my tego, mówią, nie rozumiemy.
Zgodnie z tym, Szachnazarow nagle powiedział: „Nie, pan ma rację. Eurazjatyzm to jedyny sposób, by przywrócić równowagę.” Ja po tym, już zrozumiawszy, że mój atak się utopił i że Szachnazarow nie taki świadomy przeciwnik i zdrajca naszych narodowych interesów, za jakiego go uważałem. Po tym my z nim się spotkaliśmy w Fundacji Gorbaczowa. On mi przeczytał jakieś pierwsze moje prace o geopolityce i potem mi powiedział taką rzecz: – Wie pan – mówi – rzecz w tym, że nasza analiza „pieriestrojki” w latach 80-tych opierała się wyłącznie na pryncypiach ideologicznych.
My szczerze wierzyliśmy, że jeśli znieść ostrość ideologicznej konfrontacji komunizmu i socjalizmu, zminimalizujemy niebezpieczność przeciwstawności dwóch bloków, obniżymy prawdopodobieństwo konfliktu jądrowego i zrobimy coś dobrego dla ludzkości. Przy tym – on mówi – byliśmy przekonani, że Zachód przyjmie naszą propozycję, wychodząc z takich samych interesów. Czego nie wzięliśmy pod uwagę to to, o czym pan pisze – mówi Szachnazarow. „To, że istnieje głębsza przeciwstawność geopolityczna dwóch typów cywilizacji: talassokracji i tellurokracji, która jest głębsza niż ideologiczna przeciwstawność kapitalizmu i socjalizmu.
Tego nie uwzględniliśmy. I jeśli – mówi dalej Szachnazarow – w naszych szkołach wyższych była wykładana geopolityka (w KC KPZR, w specsłużbach), to, oczywiście, bylibyśmy o wiele bardziej ostrożni w prowadzeniu naszej „pieriestrojki” i nie dalibyśmy się tak oszukać. Teraz przegraliśmy, to nasza wina, to nasza tragedia. Po tym (to było już po roku 91-szym) straciliśmy wielki kraj.” Bardzo szczery i wdzięczny człowiek. Oczywiście, każdy może się mylić. Dlatego w tym przypadku właśnie mowa była o szczerym błędzie Szachnazarowa (to nie był wróg). Wyobrażacie sobie, jaką gigantyczną usługę Gorbaczow wyświadczył tym, których zakładnikiem się stał. Nie wypełnił swojej funkcji: agent na urlopie, na emeryturze otrzymuje swoją zasłużoną zapłatę. Teraz geopolityka „pieriestrojki”. Popatrzcie: u wejścia w „pieriestrojkę” (połowa lat 80-tych) Związek Radziecki kontroluje (plus system socjalistyczny) nieco ponad trzecią światowej przestrzeni. Ponad połowę kontroluje talassokracja i kraje niezaangażowane, Ruch Państw Niezaangażowanych – resztę. W istocie rzeczy ma miejsce konfrontacja dwóch systemów: – parytet broni jądrowej – socjalizm jest atrakcyjny niemniej niż kapitalizm, dla wielu krajów, w szczególności „trzeciego świata”.
I mamy do czynienia z tym, że talassokracja i tellurokracja, no, nie to, że są równe sobie, ale kontrolujemy gdzieś w przybliżeniu 49%, a talassokracja 51% (trochę mniej). Ale faktycznie to praktycznie równy konflikt: „zimna wojna”, świat dwubiegunowy. Wielu, nawet amerykańskich, strategów – tacy realiści, a dokładniej to neorealiści – mówią, że ten system jest optymalny, że zapobiega potężnym konfliktom, nowym wojnom, i dlatego „już takim go zostawmy, zachowajmy”. I w procesie tej specoperacji CFR, którą prowadzą zachodni geopolitycy, w pełni świadomi, twardzi, efektywni, – poprzez działalność Gwiszianiego, o którym ni widu, ni słychu. O jego „Instytucie”, o jego roli w tym wszystkim.
A była to rola główna, dlatego że wszystkie postaci aktywne w latach 90-tych, wszyscy reformatorzy, wszyscy obecni przywódcy liberalnej opozycji, wszyscy obecni oligarchowie i ich otoczenie – wszyscy, tak czy inaczej, wywodzą się z grupy, która związana jest z Jakowlewom, z Politbiurem, z Gwiszianim z „Instytutem Badań Systemowych”. I tak formułuje się „likwidatorska” elita, którą w istocie stanowią przewerbowani posiadacze pośród, powiedzmy, pomocników terrorystów (jeśli rozwijać tę metaforę), którzy przechodzą na stronę policjantów, atakujących czy oblegających tego maniaka i stopniowo jego odblokowujących. Z czym w rezultacie „pieriestrojki” mamy do czynienia z czysto geopolitycznego punktu widzenia? Bierzemy samą geopolitykę. – Niszczone są nasze reżimy. Przestajemy wspierać proradzieckie reżimy w „trzecim świecie”: w Afryce, w Ameryce Latyńskiej, w Azji. – Całkowicie utracony zostaje kontrolny kontakt z Chinami, które stają po drugiej stronie barykady. – Niszczony jest Układ Warszawski: cała Europa Wschodnia wychodzi spod radzieckiej kontroli. Z geopolitycznego punktu widzenia przechodzi ze strefy wpływów tellurokracji.
Czy pozostaje neutralną, jak sądzicie? Czy kraje Europy Wschodniej, które wyszły spod radzieckiej kontroli, pozostają neutralne, samodzielne?
ODPOWIEDŹ Z SALI: One powstępowały do NATO.
One wszystkie bez wyjątku integrują się w talassokratyczny atlantycki blok NATO, nakierowany swoim wektorem w tę samą stronę, co i wcześniej. A zatem żadna to neutralność. Biorą od nas i przyswajają dla siebie. My wyprowadzamy nasze wojska, nasi koledzy wprowadzają tam swoje, tworzą tam wojenne bazy. Tam, skąd my wychodzimy, przychodzą nasi przeciwnicy. Już w wydarzeniach 89-go roku – wydarzeniach w Europie Wschodniej, które kończą się zjednoczeniem Niemiec, zburzeniem muru. Ale NRD to był inny kraj. To były Prusy, które były kontrolowane przez radzieckie wojska, i był socjalizm. To nie tak, że Niemcy się po prostu jednoczą. A zachodnie proamerykańskie, liberalne Niemcy pochłaniają NRD (Niemcy wschodnie), integrują je w siebie i przemieniają NRD w część bloku NATO, jako część Niemiec. To właśnie symetria; to, co faktycznie się dzieje. Co by nie myślał Gorbaczow, co byśmy nie myśleli, czy dobrze to, czy źle. Z różnych punktów widzenia można oceniać „pieriestrojkę”.
My bierzemy tylko analizę geopolityczną: – My kontrolowaliśmy to, nasi przeciwnicy tamto. W rezultacie etapu pierwszego: – Dalszy obszar wpływu Związku Radzieckiego pada w „trzecim świecie”. Kto zwycięża? Zwyciężają proamerykańskie (prozachodnie) siły. – Drugi biegun wpływu (obszar wpływu): Europa Wschodnia, kraje Układu Warszawskiego, też są niszczone. Kto tam przychodzi? Kraje NATO.
Na tym, zresztą, gorbaczowska historia się kończy. Ale na kolejnym etapie, gdy Związek Radziecki już zaczyna trzeszczeć w szwach, i gdy dalej następuje proces rozpadu tellurokracji, Gorbaczow urządza ten półpucz, udając, że go schwycili. Ale jaki jest rezultat?
Jelcyn kontynuuje geopolityczną linię Gorbaczowa i rozwala Związek Radziecki. W rezultacie co najmniej trzy kraje, które wchodziły w skład Związku Radzieckiego i były kiedyś naszymi republikami, stają się członkami bloku NATO. Jakie? (pytanie do studentów) ODPOWIEDŹ: Kraje bałtyckie. Tak, oczywiście. Kraje bałtyckie: Estonia, Łotwa i Litwa. Po pierwsze, były naszymi republikami, ich status był taki jak, mniej więcej, Guberni orłowskiej (Obwodu orłowskiego) czy, tam, Kraju Krasnodarskiego, odpowiednio. A teraz są państwami. I, mało tego, że są państwami, są państwami wrogiego bloku.
A co dalej? Dalej powstaje pytanie o to, żeby przyjąć doń Gruzję, Mołdawię, Ukrainę i tak dalej. W związku z tym następny etap (lata 90-te), gdy cała wyszkolona w instytucie Gwiszianiego nowa polityczna elita otwarcie dochodzi do władzy w Federacji Rosyjskiej. Już nowe państwo, które odrzuciło dwa poziomy obrony: – poziom obrony w „trzecim świecie” (proradzieckie reżimy), oddaliśmy ich naszym przeciwnikom, – Układ Warszawski – przekazaliśmy naszym przeciwnikom – i trzeci poziom – to poziom Związku Radzieckiego.
Związek Radziecki także przestał istnieć. Na jego miejscu pojawiły się niepodległe państwa, z których część wstąpiła do NATO, a część – ogłosiła swoją neutralność między NATO a nami. Taki jest rezultat geopolitycznych reform – geopolityczny rezultat reform „pieriestrojki” i liberalnego, demokratycznego procesu utworzenia Federacji Rosyjskiej. Mieliśmy zrównoważony dwubiegunowy model. Po 91-ym roku mamy do czynienia ze światem jednobiegunowym. Światem jednobiegunowym, gdzie wszystkie projekty zachodniego modelu rządu światowego praktycznie się realizowały.
Talassokracja odniosła druzgocące zwycięstwo nad tellurokracją, przy czym bez choć jednego wystrzału: my po prostu oddaliśmy wszystko sami. Oddaliśmy wszystkie te strefy, które kontrolowaliśmy i za każdą z tych stref zapłacono kolosalnym wysiłkiem pracą, wysiłkiem całego organizmu naszego narodu, krwią milionów naszych żołnierzy. W gruncie rzeczy w 90-tym roku wszystkie rezultaty naszego zwycięstwa w II Wojnie Światowej, które były utrwalone w istnieniu równowagi sił Europy Wschodniej i w samym istnieniu (granicach) ZSRR – wszystko to zostało zniszczone. Nas odrzucili daleko do tyłu. To właśnie jest „zimny”, obiektywny rezultat „pieriestrojki”. To było absolutnie niszcząca, druzgocąca porażka, zdradza i kapitulacji radzieckiego kierownictwa i pełne zwycięstwo negocjatorów z atlantyckiego bloku (pełne zwycięstwo talassokracji), którzy po prostu utrwalili swoją pozycję, pogłębiwszy terytorium przeciwnika na trzech fundamentalnych obszarach.
W związku z tym mniej więcej taki był rezultat geopolityki radzieckiego okresu, która zakończyła się katastrofą. Zaczęło się od katastrofy – wydarzeń I Wojny Światowej, wojny domowej, po której nasze terytoria nagle się skurczyły, a siła naszego wpływu ostro upadła. I tym niemniej, po tym, jak bolszewicy przejęli władzę za cenę zniszczenia Cesarstwa, oni go od biedy odtworzyli. Przy czym na początku odtworzyli mniej więcej to, co utracili, a po II Wojnie Światowej pod radziecką kontrolą znalazło się, tak czy inaczej, o wiele więcej terytoriów niż u samego szczytu rozkwitu Cesarstwa Rosyjskiego. Widzimy, że zaczynając od katastrofy, geopolityka radzieckiego okresu doszła do niebywałego wzrostu wpływu tellurokracji w globalnej skali światowej – bezprecedensowego w ogóle w światowej historii.
To znaczy, World Island (światowy Heartland, światowy Ląd) w gruncie rzeczy stał się jedną z dwóch fundamentalnych sił na równi z globalną talassokracją, dosięgnąwszy praktycznie parytetu, co ucieleśniło się w jądrowym parytecie i w równowadze sił między kapitalistycznym Zachodem i socjalistycznym Wschodem.
Począwszy od katastrofy, dosięgnąwszy efektu przeciwnego: pełnego triumfu radzieckiego systemu – w latach 80-tych następuje ruch do tyłu, regresja, upadek i geopolityczny krach. Geopolityczny krach, który wyraża się ściśle w wielkości naszych strat z jednej strony, a równolegle następuje jeszcze bardzo interesujący proces. Ponieważ mówimy o geopolityce i ponieważ mówimy o pojęciach geopolitycznych, powinniśmy pamiętać, że te geopolityczne pojęcia (od czego my zaczęliśmy) włączają w siebie warstwy także i socjologiczne. I co dzieje się na poziomie socjologicznym na tych dwóch etapach likwidacji globalnej tellurokracji przed naszym obliczem (naszego krachu)? Gorbaczow w swoim otoczeniu mówi z początku, że „my stworzymy rząd światowy razem z Zachodem, zachowawszy nasze socjalistyczne pozycje”.
Okazuje się, że w danym przypadku nas oszukano. Takie postaci jak Szachnazarow, Gorbaczow – ja nie wiem, szczerze. Faktycznie, jego ostatnie losy dają podstawy, by sądzić, że on, być może, nawet rozumiał, co robi, tzn. nie został jedynie oszukanym, a, być może, coś jeszcze. No ale – Bóg z nim. Tym niemniej, jeśli osobiste rządzenie krajem, kiedy był głową państwa, sięga 91-go roku, i on mimo wszystko do ostatniej chwili upiera się co do jednego: żeby interesy obozu socjalistycznego i Związku Radzieckiego były umocowane przez utworzenie rządu światowego To już jego ostatnie słowo.
To znaczy, on wychodzi naprzeciw naszym ideologicznym przeciwnikom, wychodzi naprzeciw naszym geopolitycznym przeciwnikom, płaci za to ideologią i ziemiami, i terytoriami, i państwami, i wojenno-strategicznymi pozycjami. Ale on mimo to mówi: „Ja jestem wierny socjalizmowi. Ja do tej pory wierzę w to, w co wierzyłem.” A co dzieje się przy przejściu od Gorbaczowa do Jelcyna? Od Związku Radzieckiego, który kończy swoje istnienie w 91-szym roku, do Federacji Rosyjskiej, która zaczyna swoje historyczne istnienie pnia Związku Radzieckiego, od którego oderwano część ruskich terytoriów (ziemi), które tradycyjnie były nasze i które wchodziły w skład Związku Radzieckiego w zupełności, jak widzieliśmy, nie tylko od czasów radzieckich, ale już od Cesarstwa Rosyjskiego (kształtowało się to przez stulecia).
Co dzieje się z ideologicznego punktu widzenia przy jeszcze kolejnym skoku? Rozpad Związku Radzieckiego: tracimy jeszcze czternaście republik, czternaście ogromnych terytoriów, zaludnionych przez naszych obywateli, którzy teraz stają się obcokrajowcami. Co dzieje się ideologicznie? Tu, w odróżnieniu od Gorbaczowa, który nalegał na to do końca – już desperacko nalegał, bezsensownie. Już nikt go nie słuchał, ale on mimo to mówił: „Dajcie coś socjalistom.” Jak „nie jedliśmy już trzy dni, dajcie jałmużnę światowemu socjalizmowi”. Gorbaczow naciskał do końca. Jelcyn, on obleciał trzy raz wokół Statuy Wolności i powiedział: „Ja wszystko zrozumiałem. Nie miałem racji. Kapitalizm jest lepszy od socjalizmu.”
Dalej następuje już pełnia likwidacja: – Związku Radzieckiego – w Puszczy Białowieskiej i ostatnich szczątków socjalizmu jako socjologicznego wyrażenia tellurokracji. W gruncie rzeczy zaczyna się zewnętrzne rządzenie Federacją Rosyjską. Dlatego w rządzie Czubajsa, w rządzie Gajdara najważniejszą rolę odgrywają przedstawiciele amerykańskich ekonomicznych kręgów, którzy prowadzą reformy polityczne, społeczno-ekonomiczne w swoich własnych interesach. W gruncie rzeczy zaczyna się okupacja naszego kraju: bezpośrednia okupacja, ideologiczna okupacja przedstawicieli państw zachodnich.
Już Andriej Kozyrew, który był wtedy ministrem spraw zagranicznych, dosadnie mówi o wstąpieniu Rosji do NATO i o tym, że Rosja to część atlantyckiej cywilizacji; że my jesteśmy częścią zachodniego świata; że my to część talassokracji. I po tym, jak publikuję w 91-ym roku pierwszy artykuł w gazecie „Dzień” (tak się wtedy nazywała) o eurazjatach i atlantystach, Kozyrew ją przeczytał i mówi: „Ja – atlantysta”. Wyobrażacie sobie? Minister spraw zagranicznych tellurokratycznego kraju (eurazjatyckiego kraju) mówi o tym, że jest przedstawicielem bezpośrednio przeciwstawnej geopolitycznej cywilizacji.
W ten sposób, w latach 90-tych ma miejsce jeszcze jeden krok (po 91-ym roku od Gorbaczowa do Jelcyna) od tellurokracji do talassokracji, i od wyrażenia tellurokracji w formie systemu socjalistycznego ku talassokracji, Kartaginie, Atenam i demokratyzacji w modelu talassokratycznego systemu. W istocie Rosja znowu, jak w przeddzień IWŚ i w trakcie II Wojny Światowej, okazuje się sojusznikiem swoich głównych geopolitycznych przeciwników. W czym to się wyraża?
W tym, że wykształca się oligarchia, która w gruncie rzeczy przedstawia sobą nową klasę „zapadników” (agentów wpływu w ideologii): to kapitalistyczne, liberalne, demokratyczne kręgi, które przejmują władzę w Rosji w latach 90-tych. Tak zaczynają się „okrutne lata 90-te”, gdy ma miejsce likwidacja socjalistycznego systemu równolegle z likwidacją tellurokratycznego obozu odpowiednimi przekształceniami całego naszego społeczeństwa. Gdy przechodzimy od idei solidarności i wsparcia (kolektywizmu) do indywidualizmu, karierowemu wzrostowi indywiduów. Zmieniają się podstawowe etyczne, geopolityczne, światopoglądowe okoliczności naszego społeczeństwa.
Przy tym, z geopolitycznego punktu widzenia zachodzi przejście na stronę przeciwników. Nie zwykłe wewnętrzne reformy, które mogłyby być kierowane w jedną czy drugą stronę, a właśnie zmiana istoty tożsamości naszego społeczeństwa.
Przypomnijmy sobie, co to przypomina w naszej historii? Wielką Smutę. „Zapadniczestwo” Daniela Halickiego, który był zorientowany na Europę. To antyeurazjatyckie tendencje, które się okresowo wyłaniają. To Kurbski i jego spór z Iwanem Groźnym. „Pieriestrojka” i szczególnie reformy Jelcyna – to zwycięstwo wszystkich antybizantyjskich, antymoskiewskich, „zapadnickich” liberalnych, europejskich, później demokratycznych talassokratycznych tendencji, które w rosyjskiej (ruskiej) historii istniały z odpowiednią różnicą w matrycy naszego przywództwa. Pamiętacie, mówiliśmy, że kilka razy Rosję ratował alians samodzierżawia z masami na przekór silnym politycznym elitom, które stawały się obiektem czystek. Tak było przy Iwanie Groźnym – opricznina, tak było przy Piotrze, tak było przy Stalinie. Za każdym razem, gdy władza suwerennego rządcy oparta na masach słabła (model bizantysjki, cesarski), do góry pięła się oligarchia lub przedstawiciele dworiaństwa, którzy nakładali na rządzącego różnorakie powinności i, stając między rządzącym i narodem, w istocie stanowili antynarodowy i antypaństwowy, antynacjonalny system.
Wszystko to pewnego razu, nie za pierwszym razem, ale za dziesiątym: ten atlantycki (zapadnicki) wpływ ugruntował się w Rosji w latach 90-tych. Tak zwane „okrutne 90-te”, które także mają w naszej historii wiele analogii, gdy wzniesienie się oligarchii, zapadników i agentów wpływu zachodniej talassokratycznej społeczności zaczyna nadawać ton w Rosji. Wszystkie reformy:
Konstytucja, system polityczny, kopiowanie zachodnich demokratycznych modeli – wszystko to doprowadza do osłabienia Rosji, do jej upadku, jej degradacji. Faktycznie, w planie działania w 93-im roku znajduje się następujący etap: rozpad Federacji Rosyjskiej. Jest przygotowywany. Ponieważ Jelcyn dochodzi do władzy pod egidą „Bierzcie tyle suwerenności, ile chcecie”, dalej zaczyna się aktywne formowanie w ramach", Federacji Rosyjskiej nowej fali separatyzmu. Czwarty fragment tellurokracji gotowy do tego, by zostać odłamanym od jednego Heartlanda.
A to, oczywiście, bardzo cieszy Zbigniewa Brzezińskiego, który w swojej „Wielkiej szachownicy” (swojej książce) pisze projekt rozczłonkowania Rosji (w duchu Mackindera: wszystko znów się powtarza) na kilka terytoriów, kilka stref, gdzie Tatarstan, Powołże, Kaukaz, Sibir są zupełnie oddzielnymi państwami. Zaczyna się ruch ku rozpadowi Rosji, gdzie te same siły, które posuwały „pieriestrojkę”: liberałowie, już usadowieni w naszym społeczeństwie agenci wpływu Zachodu, którzy otrzymali oficjalny status działaczy politycznych, ekonomicznych monopolistów, którzy przejęli stopniowo dźwignię władzy w sferze wykształcenia, w kulturze, w środkach masowego przekazu – ten proces kontynuują. Temu sprzeciwia się wtedy, około 93-go roku, najbliższe otoczenie Jelcyna, które widzi, rzecz zmierza ku rozpadowi Federacji Rosyjskiej. To jego wiceprezydent Aleksandr Ruckoj, to jego przyjaciel i towarzysz z Rady Najwyższej Rusłan Chasbułatow (przewodniczący).
Oni mówią: „Trzeba zatrzymać rozpad Federacji Rosyjskiej”. Tak jak PKSW [Państwowy Komitet Stanu Wyjątkowego] domagał się zatrzymania rozpadu Związku Radzieckiego. PKSW go nie zatrzymali: Związek Radziecki się rozleciał. Jelcyn kontynuuje swoją wspaniałą politykę rozwalenia Federacji Rosyjskiej. Parlament pod przewodnictwem Chasbułatowa i wiceprezydent Ruckoj (druga osoba w państwie) z oburzeniem mówią: „Stop, rozpad Federacji Rosyjskiej!”
Wtedy Jelcyn wyprowadza posłuszne mu czołgi i rozstrzeliwuje swój własny parlament: w pełni demokratyczna, zachodnia, liberalna rzecz, swój parlament. Ponieważ parlament funkcjonował w oparciu o jedne prawa legalne prawa, Jelcyn – w oparciu o drugie. Była prawna kolizja: Sąd Konstytucyjny Rosji nie mógł wydać ostatecznego orzeczenia, ponieważ i ci, i ci mieli swoje prawne normy.
O wszystkim zadecydowała kwestia siły. Jelcyn ostrzelał swój własny parlament z czołgów, wyciął jakąś część opozycji. I tu zaczyna się najbardziej interesujące. Otóż widzimy: – jak postępuje atlantyzm, – jak stronnicy liberalno-zapadnickich reform ugruntowują swoje pozycje w latach 90-tych. Widzimy, jak rozwijały się wydarzenia na poprzednim etapie, że traciliśmy strefę za strefą wpływu. Ktoś, kto kolejny raz oburzył się na ten rozpad – uderzono w niego czołgami.
Wszystkich po tym posadzono, liderów opozycji przeciwko Jelcynowi. Wydawałoby się, że teraz (jeśli wziąć rok 93-ty) stoimy przed następującym procesem: teraz powinien się zacząć rozpad Federacji Rosyjskiej. Zgadza się? Tatarstan nie podpisuje umowy federacyjnej z Federacją Rosyjską, ogłasza swoje państwo, zaczyna prowadzić swoją politykę zagraniczną. A Jakucja ogłasza utworzenie własnych sił zbrojnych i domaga się od innych mieszkańców (Federacji Rosyjskiej) wizy dla wjazdu do państwa Sacha, gdzie złoża diamentów zostaną przez Jakutów znacjonalizowane.
To wszystko – rok 94. Ktoś z w pełni takich jakby słusznie myślących przedstawicieli nowych, przyszłych państw, w oparciu o liberalno-demokratyczne lobby w Moskwie i oligarchię decyduje się kontynuować proces rozpadu tellurokratycznej jedności. Tym kimś jest Dżochar Dudajew, przywódca Czeczeńskiej Republiki, który otrzymuje od federalnego centrum pieniądze (to najbardziej interesujące), umundurowanie i wojenne wsparcie, włączając w to kody, dające dostęp do ukrytych na wypadek III Wojny Światowej tajnych składów radzieckiego uzbrojenia. Otrzymuje z Moskwy, z centrum, pełne wsparcie na Zachodzie i pełne wsparcie ze strony prozachodnich, liberalnych ugrupowań w samej Moskwie, na rozpoczęcie rozpadu Federacji Rosyjskiej.
Zaczyna się I kampania czeczeńska. A tu ciekawa rzecz. Pamiętacie, opowiadałem wam, dopiero co, jak Szachnazarow zareagował na to, w czym i on brał udział: minęło trochę czasu i zaczął się emocjonować i rewidować swoje poglądy. I tu właśnie coś się dzieje z Jelcynem. Wydawałoby się, że Jelcyn powinien… skoro już okrążył Statuę Wolności, już stał się liberałem. Już zrozumiał, że historia Rosji – to nic innego jak krwawa zbrodnia. Sacharow i Bonner, a także Benediktow nauczyli go prawdy. Jelcyn zrozumiał, że Rosjanie mogą tylko się mylić, to krwawy, despotyczny, imperialny reżim, a prawda leży na Zachodzie. Wydawało się, że Jelcyn powinien dać „zielone światło” tym procesom dalszego rozpadu. Ale tu oparliśmy się o jakąś nieznaną nam historycznie (być może tylko na razie) ścianę.
Dlatego że Jelcyn, kiedy w tym momencie powinien po prostu przywitać się z Dżocharem Dudajewem, powiedział: „Wziąłeś suwerenności tyle, ile uda ci się przełknąć, my ci pomożemy.” Już cię uzbroiliśmy. Teraz ci damy ekonomiczną pomoc. Buduj swoją czeczeńską państwowość Republikę Iczkeria, bardzo proszę. A także, proszę bardzo, następni tam, przygotowujcie się: Kazań, Ufa, Sacha, i tak dalej. Wydawało się, wszystko ku temu zmierza. I tu u Jelcyna przełącza się tryb (pstryczek). On wali pięścią i tam mówi: „Stop!”
To znaczy: w nim widzimy określone cechy ruskiego „samodura”, który zawsze ratuje kraj w krytycznym momencie. Jelcyn, który powinien być przewidywalną marionetką w rękach oligarchów i zachodnich agentów wpływu, w krytycznym momencie początku rozpadu Federacji Rosyjskiej – po to go doprowadzono do władzy – nagle mówi: „Wystarczy”! I od razu, rzecz jasna, oburzenie. Jelcyna zaczynają mieszać z błotem, mówić, jaki to straszny człowiek. Zaczyna się wojna czeczeńska. Ona prowadzona jest źle. Przegrywamy tam bez przerwy. Ale to oznacza, że Jelcyn w gruncie rzeczy państwa, Federacji Rosyjskiej już, nie oddał. Rozwalił Związek Radziecki, wypełnił swoją niszczycielską funkcję, ale zatrzymał się – zatrzymał się w określonym punkcie, za który on już dalej nie poszedł.
I oto druga połowa lat 90-tych przeszła pod egidą tak czy inaczej kampanii czeczeńskiej, gdzie ze zmiennym powodzeniem, nieustannie poddawany naciskowi zapadników, liberałów i stronników amerykańskiej linii we wewnętrznej polityce rosyjskiej, co jakiś czas posyłając generała Lebieda oddawać to, co rosyjscy żołnierzy swoją krwią kolejny raz zawojowali: kontrolę, którą już ustanowili nad Groznym – co jakiś czas wszystkich zdradzając. Tym niemniej, Jelcyn nie porzuca tej pierwszej kampanii czeczeńskiej. On już przestaje cokolwiek sobie wyobrażać, spija się, nieadekwatnie się wyraża, ale jakieś linii ruskiego samodzierżcy on nie odpuszcza – tak jakby w sprzeczności z samym sobą. Nie znamy prawdziwej przyczyny. Z geopolitycznego punktu widzenia ma miejsce coś bardzo interesującego. Patrzymy tylko, jak modulo, jak przekształca się przestrzeń i kontrolę nad przestrzenią. Widzimy, że w momencie, który powinien stać się początkiem rozpadu Federacji Rosyjskiej – i stał się takim, bo Czeczeńcy ogłosili utworzenie niepodległego państwa Iczkeria – całkowicie niezależnego – które chciało ustanowić z nami (z Federacją Rosyjską) handlowe relacje.
Na nich patrzyli przedstawiciele wszystkich kaukaskich republik, wszystkich republik nadwołżańskich i w ogóle wszyscy pozostali, dlatego, jeśli to by się udało, to rozpad Rosji nastąpiłby momentalnie. I to w momencie, kiedy wszystko było już gotowe, kiedy, i z zewnątrz, Dudajewa wspierają na Zachodzie, Czeczeńców nazywają wojownikami o wolność, Jelcyna – dusicielem, kruszycielem politycznych swobód wielkich górnych narodów, a naszą armię – armią katów i bandziorów.
I oto zamiast tego rozpad Federacji Rosyjskiej nie następuje. I jeszcze jakoś, no, pięć–sześć lat Jelcyn utrzymuje sytuację w położeniu nieokreślonym. To znaczy, geopolityka lat 90-tych, począwszy od akordu totalnego zniszczenia tellurokracji aż do przejścia politycznej i ideologicznej elity na stronę przeciwnika, z odpowiadającymi mu terytorialnymi stratami, zatrzymuje się, przyczepiwszy się do tej czeczeńskiej kampanii i brak woli Jelcyna (osobiście) od razu szybko i spokojnie oddać Dudajewowi i Maschadowowi i innym czeczeńskim przywódzcom (czeczeńskim separatystom) terytorium tej republiki.
W związki z tym on zaczyna w relacjach z republikami, które deklarowały suwerenność, postępować ostrzej. Co to takiego „suwerenność”, która była ogłoszona przez wiele republik wewnątrz Federacji Rosyjskiej? To faktycznie wyjście ze składu jednego państwa i stwierdzenie swojej niepodległej państwowości, przejście ku konfederacji, a potem, być może, ku pełnej niepodległości. Dlatego ogłosiwszy suwerenność, a zrobiły to republiki: Komi, Tatarstan, Jakucja, Baszkiria, naturalnie, Czeczenia i północnokaukaskie republiki – wszystko to w istocie rzeczy było przygotowanym (prawnie i politycznie) procesem demontażu Federacji Rosyjskiej, przejścia do systemu nowych, postrosyjskich państw. Czeczenia była papierkiem lakmusowym. To była awangarda tego procesu. I tym niemniej „okrutne 90-te” zakończyły się nie rozpadem Federacji Rosyjskiej, a zatrzymaniem tego procesu. Prawie już doszliśmy do naszej epoki. Następne zajęcia będą ostatnimi i porozmawiamy na nich o geopolityce już naszego (putinowskiego) okresu. To wszystko.