Ile kosztuje Polskę „sojusz” z Ameryką?
Jest jedna, niezawodna metoda osłabiania wpływów amerykańskich w Polsce i wybudzania Polaków z zaczadzenia USA: Wystarczy pozwolić Amerykanom MÓWIĆ.
Zawsze, kiedy PiS usiłuje pocieszyć Polaków, że to już cała cena za "przyjaźń z USA" - Amerykanie podbijają stawkę. Dotychczasowy rachunek obejmuje, przypomnijmy:
· obowiązek kupowania drogiego amerykańskiego gazu oraz uzbrojenia, którym i tak nie wolno się nam samodzielnie posługiwać,
· zrzeczenie się prawa do obrony dobrego imienia Polski, dyktowanie ustaw przez amerykańską ambasadę,
· przywileje i wyłączenie amerykańskich firm działających w Polsce spod polskiego prawa,
· rosnące koszty utrzymywania USArmy w Polsce,
· konflikt z Rosją, Iranem, Chinami.
Teraz sekretarz Pompeo dołożył jeszcze dwie pozycje:
· zaspokojenie wielomiliardowych majątkowych roszczeń żydowskich wobec Polski,
· dopisanie do listy "polsko-amerykańskich bohaterów narodowych"zbrodniarzy stalinowskich żydowskiego pochodzenia.
Koszta "przyjaźni" rosną już z dnia na dzień – nie tylko w trakcie tej nieszczęsnej, żydowskiej konferencji, która miała być anty-irańską, a okazała się być antypolską.
Upokarzają nas, bo wiedzą, że mogą
Jak mogło dojść do takiego upodlenia Polski, w dodatku nadal postępującego? Po prostu, przez lata tak zwanym "zwykłym Polakom" oszczędzano publicznych cyrków od lat wyprawianych przez amerykańskich namiestników w Rumunii, na Litwie czy w Albanii. O tym jak to wygląda - wiedzieli politycy, nawet nie najwyższego szczebla, ale choćby otarci o zarządzanie jakimś kawałkiem polskiego namiestnictwa. Wiedzieli - ale ze zrozumiałych powodów nie chwalili się szerzej co znoszą. Teraz z jakichś powodów (stylu Trumpa, poczucia braku czasu - albo po prostu: bo czują, że mogą) Amerykanie Polaków oszczędzać przestali. Mamy poczuć na czym polega technika określana jako „Humiliation”- i jeszcze grzecznie podziękować.
Albo i nie. Nikogo to już nie obchodzi.
Niektórym nasuwa się też – faktycznie oczywiste – pytanie co jeszcze musiałoby się stać, jak wielkie musiałoby być publiczne upokorzenie Polski, by sami Polacy przejrzeli na oczy i zareagowali? Cóż, właściwie dowolne, do przebudzenia mogłoby dojść w dowolnej chwili - byleby tylko ktoś był zainteresowany i zwrócił uwagę. Tymczasem na razie to wszystko jest "polityka, na której polskie ja się nie zna". I która nikogo nie obchodzi. Oczywiście, mówimy o normalnych. Politycznych nic nie ruszy…
Fałszywy realizm i pseudo-romantyzm
Pod tym względem mamy zresztą do czynienia tyleż z analogią, co z paradoksem. Oto po '56 PZPR przestała zmuszać Polaków, by ograniczyli swój panteon narodowy do Szeli i KostkiNapierskiego, za to ochoczo podłączyła się pod tradycję insurekcyjną, pchając na banknoty, tabliczki ulic i pomniki co bardziej stukniętych powstańców, byle odpowiednio narwanych i postępowych. Oczywiście, w ten sposób komuna kopała sobie grób, w czym zorientowała się dopiero w stanie wojennym, kiedy nagle w mediach partyjnych i koalicyjnych zaroiło się od analiz o wyższości postawy... realistycznej, wyciągnięto okrągłą 120-tą rocznicę powstania styczniowego, by wspominać głównie... Wielopolskiego, a nawet odwoływano się do aktualności niektórych myśli Romana Dmowskiego!
Obecna władza jeszcze cofa się przed tak pełną woltą, jednak pierwsze sygnały Dobrej Zmiany się pojawiają. Oto Prawo i Sprawiedliwość wprawdzie nie przestaje być jedynym prawym dziedzicem tradycji powstań polskich - ale zarazem okazuje się być "najpełniejszą emanacją REALIZMU politycznego" (który, oczywiście, myli z godzeniem się na publiczne opluwanie, kopanie i okradanie). Dowcip polega na tym, że kiedy komuna nawrócić się chciała na realizm - miała już naród wychowany na księdzu Ściegiennym,Kościuszce i innych takich, wyszło jej więc jeszcze gorzej.
Teraz rządzący znowu coś pieprzą o swym rzekomym realizmie - czemu jednak milczą następcy Wyklętych...?
Bo to jest albo – albo. Albo (jak podnoszą zwolennicy) ŻW reprezentowali nieograniczone umiłowanie wolności, suwerenności Polski i jej niezależności od obcych potęg - zatem da capo, czemu uważający się za ich następców milczą dziś, gdy Polska jawnie nie jest suwerenna i niewątpliwie zależy od potęgi zewnętrznej?
Albo rzeczony krąg wielbicieli milczy świadomie, a zatem pośrednio potwierdza, że ŻW nie chodziło bynajmniej o niepodległość Polski, tylko o jej geopolityczną PODLEGLOSC, tyle że wobec kogoś innego. Pierwsza możliwość wystawia złe świadectwo kreatorom kultu ŻW, druga -... też. Aż można by współczuć tamtym nieszczęśnikom, że podpisują się pod nich tchórze, asekuranci i hipokryci…
Miała być anty-irańska, a wyszła anty-polska
Cóż, konferencja monachijska też miała najfatalniejsze dla Polski skutki - ale przynajmniej nie odbywała się w Warszawie. I nie musieliśmy na niej serwować kanapek...
To brutalne, ale Niemcy nigdy tak nie upokorzyli Tuska, jak Amerykanie robią to z ludźmi Kaczyńskiego...Rozsądni ludzie zawsze traktowali to berlińsko-brukselskie poklepywanie po plecach jako protekcjonalizm i pokazywanie (podrzędnego) miejsca w szyku. Nie miało to jednak porównania z tym kursem pływania w szambie, jakie serwują III RP teraz.
Trochę to też przypomina sytuację, w której żona wypomina mężowi czemu wciąż chodzi na spotkania ze znanymi chuliganami, choć ci go zawsze zwyzywają, oplują, pobiją, zgwałcą i jeszcze okradną - mąż zaś rzuca z wyższością:
- Ty się na tym nie rozumiesz, duszko. Ważne, że uczestniczę w większej polityce!
Upokorzenie pogłębił jeszcze brak reakcji polskich, a także te wypowiedzi, które reagowanie miały udawać. Oto bowiem prokurator zobaczył, jak dwóch osiłków katuje babcię na skraju chodnika. Nie mógł pozostać obojętny! Natychmiast udał się do swojego biura i wystosował bardzo stanowcze sprostowanie, domagając, by osiłki (w wolnej chwili..., w miarę możliwości..., o ile nie będzie im to kolidować z innymi zajęciami...) rozważyli ewentualnie wspomnienie o niekatowaniu staruszek. Zbyt mocno...
A, zapomniałem dodać. Pan prokurator był z IPN.
Nie sprawdzają się też ci na co dzień mający dużo do powiedzenia o narodzie i niepodległości. Czy bowiem moi maszerujący Koledzy mogą mnie poprawić? Bo, jak rozumiem, nie mogli się chwilowo odnieść ani do żądań amerykańsko-żydowskich wobec Polski, ani do dalszych naruszeń polskiej suwerenności przez USA i "Izrael" - bo byli zajęci wykłócaniem się o jakiś marsz przez jakąś Bogu ducha winną białoruską wieś? I nazywają się współczesnym polskim obozem narodowym?
Wreszcie najbardziej usatysfakcjonowani "polskim i nazistowskim reżimem" oraz "zwrotem majątków ofiarom holocaustu" - powinni być ci biadający wiecznie, że nie poszliśmy z Hitlerem. Już zaczyna wyglądać, jak gdybyśmy poszli... A będzie pewnie jeszcze fajniej!
Proste konsekwencje
Zostawmy jednak historię. Obserwując nawet najbliższą przyszłość widać doskonale. Że to jeszcze nie koniec upokorzeń, teraz będą nas kopać mniejsi i najmniejsi. Oto znani przyjaciele Polski i Polaków - prezydent Ukrainy, Petro Poroszenko i prezydent Litwy, Dalia Grybauskaite w najbliższych tygodniach przyjadą do Lublina, wizytować LitPolUkrBrig, a przy okazji upomnieć się – pierwszy o więcej pieniędzy i upamiętnianie UPA w Polsce, druga po więcej pieniędzy (Możejki...) i dalszą osłonę polskiego lotnictwa dla swojego kraiku. W zamian Poroszenko postawi jeszcze 100 pomników Bandery, a Grybauskaitė zamknie kilka polskich szkół...
Dzieje się tak nie pomimo, ale właśnie w wyniku naszej „strategicznej przyjaźni z USA” i w efekcie „wchodzenia Polski do pierwszej ligi dyplomacji światowej”. To, że Polską pomiatają już nie tylko Amerykanie i Żydzi, ale także Ukraińcy i Litwini– to właśnie pełen (jak dotąd) koszt błędnej i tylko błędnej, szkodliwej polityki tworu znanego jako III RP. Czy komuś uda się rachunek ten zamknąć i przerwać spiralę upadku? Na razie się na to nie zanosi.
Szczęśliwie, Amerykanie mówić i działać będą dalej…