Dziedzictwo polityczne „Żołnierzy Wyklętych”

19.04.2018

Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych jest okazją do celebrowania pamięci i oddania hołdu bojownikom antykomunistycznego i niepodległościowego podziemia zbrojnego po II wojnie światowej. Obchody rocznicowe warto jednak wzbogacić refleksją na temat tego, czego powinna nas dziś uczyć epopeja powojennej antykomunistycznej partyzantki. Wyciągnięcie właściwych wniosków z tego doświadczenia historycznego, pozwoliłoby nadać corocznym obchodom głębszy sens i utrudniło ich komercyjną trywializację lub zinstrumentalizowanie dla szkodliwych dla Polski celów.

Silne państwo

Przede wszystkim, powinniśmy mieć na uwadze o jaką Polskę walczyli bojownicy podziemia? Przynajmniej ta ich część, która wywodziła się z NSZ i NZW wysuwała postulat silnego państwa i silnej władzy państwowej. Miała to być władza nieliberalna i autorytarna a model państwowości i ustrój polityczny postulowane przez polskich nacjonalistów różniły się korzystnie zarówno od sobie współczesnego anglosaskiego modelu demoliberalnego, jak i od współczesnego nam demoliberalizmu dzisiejszej Polski. W państwie miał być porządek, władza miała być silna a sprawować miały ją elity.

Nieporozumieniem jest zatem gdy, szczególnie przedstawiciele tzw. „środowisk niepodległościowych”, odwołując się do powojennego podziemia, próbują żyrować przy pomocy tych odwołań swoją popularność jako „bojowników o wolność i demokrację” – zarówno w Polsce jak i za naszą wschodnią granicą. Uczestnicy antykomunistycznego podziemia nie zamierzali zaprowadzać w Polsce liberalizmu, wielopartyjności, praw „gejów”ani „wolnej prasy”.Ci, którzy próbują dziś zaprząc pamięć o podziemiu dla potrzeb skopiowania w naszym państwie zachodniego demoliberalnego modelu politycznego i społecznego, sprzeniewierzają się prawdziwemu dziedzictwu leśnych partyzantów.

Państwo katolickie

Po drugie, żołnierze podziemia walczyli o państwo katolickie. Wyrażali to hasłami „Wielkiej Polski Katolickiej” i „Katolickiego Państwa Narodu Polskiego”. Zobowiązuje to tych, którzy chcą kontynuować dzieło powojennej partyzantki, by również dziś wysunęli postulat podniesienia religii katolickiej do rangi religii państwowej. Opowiadający się za rozdziałem Kościoła od państwa i za takimi urządzeniami prawnymi i kulturowymi które sprzeczne są z wiarą i moralnością katolicką, również nie mają żadnych praw do powoływania się na dziedzictwo „wyklętych”.

Przy okazji warto jednak poczynić zastrzeżenie, że ten element programu i praktyki działania podziemia wymaga dopracowania. Ziemie Polski przedwojennej i Polski dzisiejszej zamieszkują również mniej lub bardziej znaczące autochtoniczne społeczności muzułmańskie, karaimskie, żydowskie, protestanckie, prawosławne i ormiańskie. Polska tożsamościowa powinna prowadzić wobec tych wspólnot religijnych politykę tolerancji i opieki; ich wyznania powinny mieć rangę państwowych religii mniejszościowych, ich przywódcy powinni zasiadać w Senacie, ich członkowie mieć dostęp do urzędów, wspólnoty te powinny mieć swoje samorządy i szkolnictwo.

Państwo katolickie to nie państwo w którym prawo do życia mają jedynie katolicy, lecz państwo przeniknięte porządkującym je katolickim duchem miłości, obejmującym również autochtoniczne wspólnoty innowiercze. Dewastowanie dziś tatarskich meczetów i mizarów lub żydowskich kirkutów nie ma nic wspólnego z walką o katolicki porządek w duszach i w państwie. Jest tego porządku zaprzeczeniem, podobnie jak palenie lub siłowe przejmowanie cerkwi prawosławnych za sanacji lub dewastacja cerkwi unickich w trakcie i po zakończeniu Akcji „Wisła”. Ktoś, kto pochwala takie postępowanie, zanim zajmie się walką o katolicki porządek w państwie, powinien pierwej zbudować go we własnej duszy.

Państwo narodowe

Przez wyżej wskazane odwołania chrześcijańskie, w podobny sposób należy odnieść się do postulatu budowy państwa narodowego. W doktrynie nacjonalistycznej słuszne jest wszystko to, co prowadzi do zachowania specyfiki, odrębności i tożsamości naturalnych wspólnot etnicznych, historycznych i kulturowych. Na poparcie zasługują te postulaty nacjonalizmu, których realizacja zbliżyłaby daną społeczność do modelu społeczeństwa tradycyjnego.

Doktrynę nacjonalistyczną należy jednak uzupełnić o podobną afirmację odrębności i tożsamości innych niż nasz własny ludów, współtworzących z nami rozleglejszą wspólnotę państwową i historyczną wspólnotę losu. Tylko w ten sposób zbudować możemy prawowity, sprawiedliwy i stabilny porządek organiczny, który nie będzie oparty na dominacji i ucisku, lecz na autorytecie, wierności i braterstwie.

Źle zatem odczytują dziedzictwo powojennego podziemia wszyscy ci, którzy pamięć o jego walce wykorzystują do prowokowania i zastraszania dzielących z nami od wieków los i ojczyznę naszych współobywateli innych niż polska narodowości. Niczego nie nauczyło przywrócenie pamięci o walce powojennych partyzantów wszystkich tych, którzy obok bojowników niewątpliwie mogących być dla nas wzorami cnót rycerskich i patriotycznych, wymieniają jednym tchem ludzi o rękach zbrukanych krwią niewinnych; uwikłanych w pogromy, masakry, krwawe pacyfikacje, morderstwa a nawet zbrodnie tak odrażające jak gwałt i znęcanie się.

By mit „żołnierzy wyklętych” miał dla nas znaczenie uszlachetniające, wychowawcze i dydaktyczne, należy wyeksponować w nim to wszystko, co faktycznie było w nim wzniosłe i szlachetne, odrzucić zaś to wszystko, co było haniebne i zbrodnicze. Twórcza weryfikacja mitu nie będzie jego „odbrązowieniem”, tylko wzmocnieniem przez oczyszczenie go z błota, by mógł świecić jaśniejszym światłem. Nie możemy dopuścić, by egzaltacja zepchnęła polską politykę historyczną w podobny ślepy zaułek, jak stało się to w Ukrainie, gdzie brakuje wystarczającego potencjału moralnego i intelektualnego, by zbrodnie nazwać zbrodniami i stwierdzić wyraźnie, że zbrodniczy element dziedzictwa nacjonalistycznej partyzantki się odrzuca, potępia i nie zamierza do niego nawiązywać.

Insurekcyjna strategia…

Mit powojennej partyzantki antykomunistycznej ma też swoje znaczenie strategiczne i taktyczne. Przy czym przez strategię rozumiem tu sposób zabiegania o cele narodowe, przez taktykę zaś, metodę prowadzenia kampanii i bitew. W tym pierwszym wymiarze, szczególnie z dzisiejszej perspektywy, oczywiste jest że partyzantka antykomunistyczna po wojnie nie miała szans powodzenia, tak więc również sensu. Jej epopeja wpisuje się w smutny i tragiczny ciąg kolejnych szkodliwych dla Polski insurekcji wyznaczonych datami 1794, 1831, 1846, 1848, 1863 i 1905. Szczególnie wyraźne są podobieństwa z Powstaniem Styczniowym i rewolucją 1905 r.

Nasz stosunek do tradycji insurekcyjnej powinien przybrać postać konstruktywnej krytyki. W literaturze polskiej najlepiej znany jest głos Elizy Orzeszkowej (1841-1910) wyrażony przez nią w będącej lekturą szkolną powieści Nad Niemnem (1888). Jak pamiętamy, w utworze tym obecny jest motyw symbolizującej Powstanie Styczniowe i otaczanej czcią przez pozytywnych bohaterów powieści leśnej mogiły, gdzie pogrzebano kilkudziesięciu poległych powstańców. Kult poległych bohaterów, ich walki i poświęcenia nie prowadzi jednak rodzin Korczyńskich ani Bohatyrowiczów do prób wznowienia działalności powstańczej. Czują się oni natomiast zobowiązani do urzeczywistnienia społecznego i politycznego programu powstańców: odrodzenia polskości poprzez zbratanie szlachty z ludem i ponowne zakorzenienie się w rodzinnej ziemi.

Również dzisiejsza polska polityka historyczna, odnosząc się do historii antykomunistycznego podziemia i budując na niej mit „żołnierzy wyklętych”, powinna unikać pułapek zarówno demoralizującego „odbrązawiania”, jak i bezmyślnej insurekcyjnej egzaltacji. W pisarstwie młodych historyków z IPN i w działalności młodzieżowych organizacji narodowych uwidacznia się szczególnie podatność na to drugie niebezpieczeństwo. Wydaje się wręcz, że tak jak w latach 1990. ruch narodowy musiał się zmagać z problemem „talmudycznego” podejścia do pism i doktryny międzywojennej endecji, tak w latach 2000. zmagać się musi z równie „talmudycznym” stosunkiem do działalności powojennego podziemia.

Nie poprawia bynajmniej sytuacji zalew jednostronnie apologetycznych i bezkrytycznych, a przez to prowadzących do fałszywych wniosków, publikacji historycznych, stąd też, żeby zrozumieć i wyciągnąć właściwe nauki z doświadczenia jakim była dla Polski powojenna partyzantka antykomunistyczna, nie wystarczy jedynie czytać ale trzeba też myśleć. Myślący zaś czytelnicy negatywnie muszą się odnieść do publicystycznego sloganu, jakoby odmawiający wyjścia z lasu partyzanci byli wówczas „jedynymi, którzy zachowali się jak trzeba”. To szkodliwa bzdura, obrażająca pamięć tych wszystkich, którzy nie będąc bynajmniej komunistami ani pachołkami komunistów, z różnym powodzeniem próbowali włączyć się w powojenną odbudowę Polski, tak by była ona jak najmniej marksistowska i sowiecka, a jak najbardziej polska.

…i insurekcyjna taktyka

O ile obrana wówczas (często niedobrowolnie a pod przymusem okoliczności, warto jednak zaznaczyć) przez partyzantów antykomunistycznych strategia zbrojnego zabiegania o cele narodowe zasługuje dziś na ocenę ujemną, o tyle uważniej powinniśmy przyjrzeć się zastosowanej przez nich taktyce walki. Polska posiada długą tradycję walki kryjących się po lasach niewielkich i słabo uzbrojonych grupek partyzanckich, skutecznie wiążących przewyższające je pod każdym względem siły przeciwnika. Tradycja ta sięga prowadzonego w podobny sposób i w podobnych warunkach co powojenna partyzantka antykomunistyczna Powstania Styczniowego.

Do tych doświadczeń historycznych można się twórczo odwołać, tworząc ideologiczną i strategiczną podbudowę dla planowanych dziś wojsk obrony terytorialnej, którym zapewne przyszłoby walczyć w podobnych warunkach co powstańcom styczniowym i „żołnierzom wyklętym”. Przez odwołania takie wzmocniono by tożsamość żołnierzy wojsk obrony terytorialnej, wkomponowując ją w polską tradycję niepodległościową i militarną oraz nasycając jej duchem. Wzmocnienie tożsamości takich jednostek podniosłoby z pewnością morale żołnierzy i dostarczyło wzoru długotrwałego opierania się okupacji w warunkach załamania państwa i zajęcia kraju przez najeźdźców.

Program społeczny

Na marginesie rozważań o taktyce podziemia antykomunistycznego wspomnieć należy o towarzyszącej wszystkim polskim insurekcjom „kwestii społecznej”. Zajmuje ona miejsce na granicy rozważań nad programem politycznym i strategią, o ile jednak dla tego pierwszego jest jednym z niekoniecznych bynajmniej elementów, o tyle dla tej drugiej stanowi istotne obciążenie. We wszystkich polskich powstaniach pojawiał się bowiem problem pozyskania dla nich ludu i w żadnym się to nie udało. Polskie powstania były powstaniami elit i inteligencji i dotyczy to również powojennej partyzantki antykomunistycznej.

O takiej jej słabości zadecydowały oczywiście bardziej generalne uwarunkowania; przede wszystkim świadomość braku sensu walki zbrojnej po zakończeniu wojny. Odzwierciedla to różnica w liczebności AK dochodzącej do 300 tys. członków i podziemia antykomunistycznego w okresie największego jego wzrostu sięgającej nieledwie 17 tys. Znaczenie miało jednak również odrzucenie przez podziemie zbrojne programu reformy gospodarczej i własnościowej popieranej wówczas przez wszystkie znaczące siły polityczne i społeczne. Zmniejszyło to dodatkowo i bez tego nikłe postrzeganie podziemia jako poważnej alternatywy politycznej.

Analizując dziś fenomen „wyklętych”, musimy być świadomi tej jakże polskiej ich słabości. Każdy, kto nawiązuje dziś do idei budowy Wielkiej Polski, musi opowiedzieć się przeciwko kapitalizmowi i patologicznej strukturze gospodarczej i społecznej którą on stworzył. Gospodarka organiczna i personalistyczna to gospodarka wpisana i porządkowana przez autorytarne i wspólnotowe całości społeczne. Opiera się na dekoncentracji, upowszechnieniu własności, partycypacji i organizacji korporacyjnej. Jest na miarę człowieka i zaspokaja potrzeby człowieka.

Nikt, kto zrozumiał i wyciągnął wnioski z tragedii podziemia antykomunistycznego, nie może popierać kapitalizmu ani liberalizmu. Łączenie programu narodowego z „wolnorynkowym”oraz z poparciem dla kapitalizmu i kapitalistów dowodzi jedynie, że nie wyciągnęło się wniosków z historii. Ten, kto nawiązuje dziś do dziedzictwa „żołnierzy wyklętych”, musi przyjąć narodowo-radykalny i antykapitalistyczny program gospodarczy i społeczny. Ideę narodową, niepodległościową, antykomunistyczną, patriotyczną i tożsamościową związać należy z ideą sprawiedliwości społecznej. W doktryny ruchów czerpiących z doświadczeń powojennego podziemia antykomunistycznego wpisane musi być rozwiązanie kwestii społecznej – uwolnienie dzisiejszego człowieka od kapitalizmu i uwolnienie jego potencjału jako osoby przez wpisanie go w gospodarkę organiczną i personalistyczną.

W przeciwnym wypadku, przy związaniu środowisk nacjonalistycznych i antykomunistycznych z kapitalizmem, kapitałem, kapitalistami, z obecnym układem własnościowym, gospodarczym i społecznym, nieuchronne stanie się ich oderwanie od problemów zwykłego człowieka i wejście po raz kolejny w prowadzące nad polityczną przepaść koleiny elitarnych i inteligenckich ruchów konspiracyjnych, patriotycznych i insurekcyjnych. Dzisiejszy program nacjonalistyczny i niepodległościowy musi być programem populistycznym. Musimy uczyć się na błędach między innymi powojennego podziemia antykomunistycznego.

Idea „wyklętych”a geopolityka

Na koniec wreszcie należy odnieść dziedzictwo ideowo-polityczne „żołnierzy niezłomnych” do współczesnej sytuacji geopolitycznej. Jest to tym bardziej potrzebne, że różni szarlatani starają się je zaprząc na rzecz tych sił, które stanowią dziś dla Polski największe zagrożenie. By nie być gołosłownym, popularny w środowiskach narodowych historyk Jan Żaryn w jednej ze swych wypowiedzi starał się bronić dobrego imienia Brygady Świętokrzyskiej NSZ nazywając ją „pierwszą polską jednostką w NATO”, czym w rzeczywistości ciężko obraził i znieważył dobre imię żołnierzy tej formacji. Również do niedawna popularny działacz Marian Kowalski, wraz prawicowym pastorem Pawłem Chojeckim, wyświadczył członkom podziemia równie niedźwiedzią przysługę, stwierdzając że spełnieniem ich testamentu politycznego jest rozmieszczenie w Polsce amerykańskich jednostek wojskowych.

W rzeczywistości, żołnierze powojennego niepodległościowego podziemia zbrojnego nie walczyli oczywiście o przekształcenie Polski w wojskowo-polityczny protektorat USA ani o przekształcenie polskiej armii w podwykonawców globalnej strategii obcego mocarstwa. Taki program wasalizacji Polski był programem wyniesionych do władzy sowieckim zwycięstwem wojennym komunistów z P(Z)PR – tyle że hegemonem miał być w tym przypadku ZSRS a nie USA. Antykomunistyczne podziemie nie godziło się na wasalizację Polski, narzucenie jej obcego ustroju, rozmieszczenie na jej terenie obcych wojsk, agenturyzację przez obce państwo jej elity politycznej, propagandowe urabianie społeczeństwa polskiego w duchu uwielbienia dla zagranicznego hegemona i jego państwowej ideologii. Żołnierze podziemia odrzucali ten program i zwalczali jego zwolenników.

Czy jednak katalog wymienionych wyżej elementów składających się na wasalizację czegoś nam nie przypomina? Oczywiście, to właśnie polityka demoliberalnej oligarchii rządzącej Polską dziś, z tą różnicą że w roli „wielkiego brata” nie występuje już ZSRS, tylko USA. Tak jak jednak w państwie komunistycznym, mamy do czynienia ze zdegradowaniem Polski do roli (amerykańskiego tym razem) protektoratu, narzuceniem jej obcego ustroju (demoliberalnego i kapitalistycznego), rozmieszczeniem na terenie naszego kraju obcych (amerykańskich) wojsk, agenturyzację polskiej elity politycznej przez obce państwo (USA), propagandowe urabianie społeczeństwa polskiego w duchu uwielbienia dla zagranicznego hegemona (USA) i jego państwowej ideologii (demoliberalizmu i atlantyzmu).

Wnioski nasuwają się same; prawdziwym i rozumnym podjęciem dziedzictwa politycznego „żołnierzy wyklętych”nie jest dziś bieganie w skarpetkach z symbolami NSZ w pogoni za dawno przepędzonym i od lat już nie krążącym po Europie widmem komunizmu, tylko podjęcie walki z nowym demoliberalnym bolszewizmem Waszyngtonu. Powojenne polskie podziemie nie uganiało się w połowie lat 1940. za zjawami pokonanych już i przepędzonych faszystów. Partyzanci nacjonalistycznego podziemia niepodległościowego już w trakcie trwania wojny zidentyfikowali nowe i dużo poważniejsze niż faszyzm zagrożenie w postaci komunizmu i sowietyzmu, miejscami podejmując nawet przeciwko temu nowemu niebezpieczeństwu współpracę z faszystami.

Dzisiejsi domorośli wskrzesiciele tradycji powojennego podziemia spotykają się pod domami dogorywających bezzębnych starców i krzyczą na pochodach rocznicowych „raz sierpem, raz młotem…”, nie dostrzegając stojącego im przed samym nosem rzeczywistego niebezpieczeństwa dla Polski. W ten sposób mit „żołnierzy wyklętych”przestaje być mitem politycznie twórczym, odziera się go z treści i znaczenia, politycznie się go kastruje, wyrywa mu kły i pazury. Staje się on narzędziem w rękach kompradorskiej i zaprzedanej Waszyngtonowi demoliberalnej oligarchii. Zamiast podmywać narzucony nam system obcej dominacji, staje się jego częścią i go umacnia. Tworzy złudzenie działalności patriotycznej, kanalizując ją w bezpiecznym dla demoliberałów kierunku. Zamiast twórczo nawiązywać i kontynuować dzieło powojennego podziemia zbrojnego, prowadzi się nas na patriotyczny odpust z niepodległościową tandetą.

Nie to jest prawdziwym testamentem politycznym „żołnierzy niezłomnych”.„Żyją prawem wilka” dziś wszyscy ci, którzy w politycznym i organizacyjnym osamotnieniu – odrzuceni przez Kościół, elity i z coraz większą niechęcią traktowani przez zamerykanizowane i pogrążone w konsumpcyjnym amoku społeczeństwo, cierpliwie prowadzą pracę organiczną nad uwolnieniem nas od atlantyzmu i budową Wielkiej Polski Katolickiej. „Tropem wilczym”zdążają dziś zabiegający o zdemontowanie dominacji USA, usunięcie z naszego państwa amerykańskich żołnierzy, wyprowadzenie Polski z NATO, zniesienie ogłupiającej demoliberalnej propagandy, tak więc o usunięcie najważniejszych czynników stojących na przeszkodzie odbudowy Polski jako państwa wielkiego i katolickiego.

Kontynuacją dzieła „wyklętych” nie jest ani patriotyczna cepeliada ani „talmudyczne” powracanie do idei insurekcyjnej w zmienionych warunkach historycznych. Dziedzictwo antykomunistycznego podziemia zbrojnego to nie zabawa w skansen historyczny z przebierankami grup rekonstrukcyjnych. To podjęcie idei Wielkiej Polski Katolickiej i praca dla niej takimi środkami, jakie są nam dostępne i takimi sposobami, jakie efektywne mogą być w zastanych przez nas okolicznościach. Kontynuacja dzieła „wyklętych” to również uczenie się na ich błędach; od zidentyfikowania tych błędów po ich odrzucenie, tak by ich już więcej nie popełniać.

Spadkobiercą nacjonalistycznej partyzantki lat 1940. jest dziś ten, kto stoi po stronie tożsamości, zakorzenienia, wspólnoty, autorytetu, tradycji i kultury, religii i twórczości, ten, kto jest po stronie „europejskiej Europy”. Prawowitym następcą „wyklętych” jest dziś przeciwnik USA, NATO, atlantyzmu, demoliberalizmu, kapitalizmu i permisywizmu. W zamerykanizowanej i atlantyckiej Polsce on sam staje się „wyklętym” i właśnie dlatego musi uczyć się na doświadczeniach i błędach swoich poprzedników sprzed siedemdziesięciu lat. Bo to on jest ich jedynym prawowitym następcą i kontynuatorem ich walki.