Indie rozpoczynają nowy plan 5-letni
Na początku czerwca zakończyły się w Indiach wybory parlamentarne, które trwały około dwóch miesięcy. Głosy zostały podliczone stosunkowo szybko i okazało się, że rządząca Indyjska Partia Ludowa (Bharatiya Janata Party (BJP) straciła znaczną część mandatów w porównaniu z ostatnimi wyborami sprzed pięciu lat, spadając z 303 do 240 mandatów w 543-osobowym parlamencie.
Po raz pierwszy od 15 lat partii premiera Narendry Modiego nie udało się zdobyć większości mandatów w najbardziej zaludnionym stanie Indii, Uttar Pradesh, będącym wizytówką wyborów krajowych. Należy zauważyć, że jest to centrum wiary większości ludności Indii, szeroko popierający hindusko-nacjonalistyczny program Modiego.
W ciągu ostatniej dekady reprezentował główny elektorat BJP. Partia uzyskała tam zaledwie 33 mandaty, a opozycja 43.
Sam premier zdobył mandat stanowy, reprezentując święte hinduskie miasto Varanasi: zaledwie 152 000 głosów, w porównaniu z prawie pół miliona pięć lat temu.
Kandydat BJP przegrał także w okręgu wyborczym reprezentującym Ajodhję, mimo że w styczniu tego roku Modi otworzył tam budzącą sprzeciwy świątynię hinduistyczną, zbudowaną na miejscu zburzonego historycznego meczetu Babri.
Dlaczego Modi, otoczony przez wielkich oligarchów i posługujący się dość mądrą retoryką populistyczną, obejmującą także politykę zagraniczną, tym razem stracił na popularności?
Ruch spadkowy
Powodów spadku jest kilka.
Po pierwsze, można pamiętać czasy Covida, kiedy w kraju wprowadzono poważne obostrzenia.
Po drugie, nieudane próby zmiany prawa rolnego, które doprowadziły do masowych protestów rolników.
Po trzecie i najważniejsze, z powodu walki w formie sojuszy.
Jeśli wcześniej partie opozycyjne ze sobą konkurowały, to tym razem powstała koalicja pod nazwą I.N.D.I.A. Z tej przyczyny BJP starła się z silniejszymi rywalami w kilku stanach. W wyborach z tej grupy Indyjski Kongres Narodowy zdobył 99 mandatów; Samajwadi – 37; Ogólnoindyjski Kongres Trinamool - 29; Dravida Munnetra Kazhagam - 22, a mniejsze partie – mniej, niż dziesięć.
BJP ma także koalicję zwaną Sojuszem Narodowo-Demokratycznym (NDA). BJP zajęła odpowiednio 240 mandatów; Telugu Desam – 16 lat; Janata Dal (Zjednoczona) – 12, a inne – także jednostkowe miejsca.
Jeśli spojrzymy na mapę wyborczą Indii w oparciu o wyniki wyborów, zobaczymy naprzemienność, w której preferencje wyborców zmieniają się dramatycznie w zależności od stanu i okręgu. Tylko centralna część kraju reprezentuje masyw zwolenników sił prawicowych z niewielkim udziałem opozycji. Chociaż na południu (Tamil Nadu), Bengalu Zachodnim (tradycyjna ojczyzna lewicy) oraz chrześcijańskich stanach Goa i Kerala dominuje I.N.D.I.A.
Krytycy i organizacje praw człowieka oskarżają również Modiego o nasilenie antymuzułmańskiej retoryki podczas jego kampanii wyborczej w celu zmobilizowania hinduskiej większości. Na swoich wiecach nazywał wyznawców islamu „infiltratorami” i argumentował, że w przypadku zwycięstwa główna partia opozycyjna, Kongres Indyjski, dokona redystrybucji bogactwa narodowego na swoją korzyść.
Strategia ta nie zdołała jednak pozyskać hinduskich wyborców dla BJP, jednocześnie zwiększając poparcie mniejszości dla opozycji.
Istnieją inne niuanse regionalne. Na przykład jeśli weźmiemy stan Dżammu i Kaszmir (do którego roszczy prawa także Pakistan), to BJP zwyciężyła w okręgach Dżammu i Udhampur, gdzie większość ludzności stanowią Hindusi. A BJP całkowicie odmówiła udziału w wyborach w Dolinie Kaszmiru, spodziewając się porażki, wspierając jedynie swoich sojuszników – Konferencję Ludową, Partię Apni i Demokratyczną Partię Postępu Azad. Jdnakże również oni pokazali słabe wyniki i nie wygrał ani jeden kandydat z tych partii.
Powodem było to, że w 2019 roku Modi uchylił art. 370 indyjskiej konstytucji, pozbawiając Dżammu i Kaszmir autonomii. Uprzedzając masowe protesty, rząd uwięził przywódców politycznych i działaczy, na kilka miesięcy zamknął Internet i uciszył media, aresztując i stosując przepisy antyterrorystyczne przeciwko dziesiątkom dziennikarzy.
Dlatego też wybory powszechne stały się papierkiem lakmusowym nastrojów społeczeństwa w Kaszmirze po uchyleniu art. 370. Ponieważ frekwencja wyborcza przekroczyła 50 procent, a zwolennicy secesji nie wzywali do bojkotu wyborów, można stwierdzić że takim uczestnictwem „w dużej mierze kierowała chęć demonstracji w New Delhi, że nie zgadzają się one na uchylenie artykułu 370” oraz że „Kaszmirczycy chcą skorzystać z urny wyborczej, aby wyrazić swój gniew wobec Bharatiya Janata”.
Znaczące jest również to, że wybory wygrał szejk Abdul Rashid, były poseł do Zgromadzenia Legislacyjnego Północnego Kaszmiru, znany jako „Inżynier Rashid” z Baramulli. Wcześniej otwarcie nawoływał do separatyzmu, od 2019 r. przebywa w więzieniu pod zarzutem finansowania terroryzmu. Rashid pokonał byłego głównego ministra tego terytorium Omara Abdullaha, który po podliczeniu głosów powiedział: „Nie wierzę, że jego zwycięstwo przyspieszy jego zwolnienie z więzienia, a ludność Północnego Kaszmiru nie uzyska reprezentacji, do której ma ona prawo”.
Inny zwycięzca w wyborach, Sarabjit Singh Khalsa, jest synem ojca byłego funkcjonariusza służby bezpieczeństwa Indiry Gandhi. To właśnie on i jego wspólnik zastrzelili ją w 1984 r. w odwecie za atak na świątynię sikhijską.
W stanie Pendżab, gdzie mieszkają shikhowie, zwyciężył ideolog niepodległego państwa sikhów Khalistan Amritpal Singh, który również przebywa w więzieniu w Assam i któremu postawiono zarzuty na podstawie ustawy o bezpieczeństwie narodowym.
To wszystko są dzwonki alarmowe zarówno dla Modiego, jak i zwolenników jedności Indii.
Wybór kierunku
Niemniej jednak zwycięstwo Narendry Modiego zostało uznane. Po tym, jak został on wybrany jednomyślnie na lidera Narodowego Sojuszu Demokratycznego (NDA) (koalicji partii prawicowych w Indiach), lidera BJP w Lok Sabha (parlamencie) i szefa zarządu partii parlamentarnej BJP, prezydent kraju Draupadi Murmu zaprosiła go do złożenia przysięgi w niedzielę 9 czerwca. Po złożeniu ślubowania musi jeszcze przejść obowiązkowe wotum zaufania dla nowego zwołania parlamentu.
Tymczasem wśród BJP istnieje własna opozycja wobec Modiego. To jego kolega – polityk z Maharasztry i minister transportu drogowego Nitin Gadkari, postrzegany jako przyszła alternatywa dla premiera. Wcześniej był prezydentem BJP w swoim stanie, a później objął krajowe stanowisko przewodniczącego partii.
Kiedy w zeszłym tygodniu w centralnej sali parlamentu wszyscy wstali, aby powitać premiera, Gadkari nie wstał ze swojego miejsca, co uznano za faktyczne otwarte wyzwanie rzucone Modiemu. A teraz już na poziomie narracji zaczęto mówić nie o rządzie Modiego, ale o rządzie NDA, gdyż BJP samodzielnie nie była w stanie zdobyć większości. Poglądy obserwatorów na temat przyszłego kierunku polityki Indii są różne.
Obserwator wydania „The Diplomat” Mohamed Zeeshan uważa, że „podczas poprzedniej kadencji Modiego Indie faktycznie odsunęły się od liberalnego porządku międzynarodowego. Ponieważ Modi skoncentrował władzę w New Delhi i zabiegał o globalne uznanie hinduskiego nacjonalizmu, Indie gwałtownie odeszły od zachodnich norm demokracji, praw człowieka i prawa międzynarodowego.
Potężny nacjonalizm Modiego doprowadził go do prowadzenia bardziej ryzykownej polityki zagranicznej, włącznie z próbami prześladowania dysydentów za granicą i monitorowaniem diaspory. Osłabienie instytucji demokratycznych w Indiach skierowało także New Delhi na ścieżkę wojny przeciwko instytucjom wielostronnym, które według Modiego są zdominowane przez zachodnie normy”.
Wszystko to, według autora, „zawęziło granice styczności Indii z Zachodem, bez względu na to, że w New Delhi coraz częściej zaczęto mówić o pokoju w kategoriach używanych przez Pekin i Moskwę. Nie jest jasne, jak nowy rząd podejdzie do tych kwestii. Rozsądnie byłoby jednak założyć, że wiele z tych kontrowersyjnych miar politycznych będzie trudniejsze do wdrożenia teraz, gdy Modi musi polegać na wsparciu sojuszników, którzy nie podzielają jego hinduskiego, nacjonalistycznego światopoglądu”.
Obserwator pakistańskiego wydania „Tribune” Shahzad Chaudhry mówi, że „na froncie geopolitycznym Modi z powodzeniem wyprowadził Indie do wyższej ligi, jeśli nie na pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Połączenie dziesięcioleci rozwoju społeczno-gospodarczego i odnoszącej całkiem sukcesy diaspory pomogło przezwyciężyć inercję codziennego życia. Modi wykorzystał to jako dźwignię, aby zrobić miejsce dla Indii. W jaki sposób zamieni tę szansę w dziedzictwo – Indie nie są pozbawione wad i historii konfliktów w regionie, zwłaszcza w Kaszmirze – czas pokaże”.
Jedyną inną możliwością, z punktu widzenia Pakistanu, jest to, że Indie podążą drogą Chin polegającą na utrzymaniu zysków gospodarczych, wydobyciu większej liczby ludzi z ubóstwa, wzmocnieniu ekonomicznego potencjału i pozycji, a także odłożą rozwiązanie większości problemów geopolitycznych na późniejszy okres, chyba że osiągnięcie celów geostrategicznych stanie się możliwe bez rozpoczynania wojny.
W ten sposób Indie będą mogły zwiększyć swoje znaczenie strategiczne w ujęciu geopolitycznym, a „do 2030 roku prawdopodobnie staną się trzecią co do wielkości gospodarką, co może jedynie wzmocnić jej pozycję w świecie”.
Przy wyraźnym skłanianiu się w stronę wielobiegunowości jasne jest, że Indie będą musiały liczyć się przede wszystkim z Chinami, ale także ze swoimi sąsiadami. Jeśli mówimy o stosunkach z Rosją, jest mało prawdopodobne, aby zmiana równowagi w parlamencie i nowym rządzie doprowadziła do zmiany kursu. Indie, niezależnie od tego, kto im przewodzi, są zainteresowane rozwojem stosunków z Rosją w wielu kierunkach.
Inna sprawa, że istnieje tam lobby proamerykańskie, a jego znaczna część jest obecna wśród wojska, które współpracę z Waszyngtonem uzasadnia hipotetycznymi zagrożeniami ze strony Chin i Pakistanu. Jednak wojsko powinno także zdać sobie sprawę, że konfiguracja polityczna obecnie się zmienia, Stany Zjednoczone są daleko, a główne siły BRICS+, które obecnie kształtują przyszły program, są blisko i wraz z uczestnikami tej organizacji będą trzeba ustalić porządek świata.
Tłum.: KK