Hezbollah to najlepsza armia Bliskiego Wschodu

10.04.2018

Prezentujemy Państwu wywiad z posłem Kukiz ’15 Pawłem Skuteckim, który niedawno zasłynął w polskich mediach z przeprowadzenia oficjalnych spotkań z przedstawicielami Hezbollahu oraz prezydentem Libanu.
Redakcja: W ostatnim czasie Internet obiegły Pana zdjęcia z wizyty w Libanie, gdzie spotkał się Pan z przedstawicielami Hezbollahu. Czy wyjazd konsultował Pan z kolegami z Kukiz ’15? Czy uczestniczyli w nim parlamentarzyści z innych krajów? Czy ruch wypracuje wspólne stanowisko względem ugrupowania libańskich szyitów?

Paweł Skutecki: Wizyta w Libanie nie była przypadkowa, to tak nie działa, że ktoś się budzi rano i wpada na pomysł wylotu do Libanu, a tam podejmują go najważniejsi ludzie w państwie [śmiech]. Pierwszy raz byłem w Bejrucie dwa lata temu, później powstał mój Zespół do spraw dialogu międzykulturowego i międzyreligijnego. Zrobiłem m.in. wystawę w polskim Sejmie poświęconą jedynemu na świecie świętu łączącego islam, chrześcijaństwo i będącemu zarazem świętem narodowym: Święcie Zwiastowania. Podczas ostatniej wizyty byłem w Libanie razem z przedstawicielami Polsko-Arabskiego Klubu Społeczno-Gospodarczego, to była że tak powiem brzydko połączona wizyta: polityczno-gospodarcza. Spotkałem się m.in. z prezydentem, głową kościoła maronickiego i szefem klubu parlamentarnego Hezbollah. Odpowiadając wprost: nie ma u nas zwyczaju konsultowania wyjazdów nieautoryzowanych przez polski Sejm, więc informację o samym wyjeździe miał przewodniczący, ale szczegółowego programu nie. Dzisiaj wiem, że powinien ode mnie dostać takie informacje.

Na jednym z portali społecznościowych umieścił Pan informację, że na spotkaniu prócz pojawienia się „dobrej chemii”, zapadły też „konkretne deklaracje”. Czy mógłby Pan zdradzić jakie?

Dzisiaj najważniejszą sprawą dla Bliskiego Wschodu, w tym dla polskich przedsiębiorców wreszcie coraz odważniej patrzących na tamtejsze rynki, jest bezpieczeństwo. Zgodziliśmy się z posłem Raadem, że to priorytet. Cały Liban rozumie, że nie poradzi sobie z problemem uchodźców bez konkretnej pomocy z zewnątrz, a niestety, przez niektóre kraje jest dzisiaj wciąż traktowany jako „ziemia niczyja”, gdzie można trzymać Syryjczyków i Palestyńczyków bez końca. Dla Polski Liban jest drzwiami do całego MENA (Bliski Wschód i Północna Afryka), a dla Libanu Polska może być megafonem do mówienia Europie o faktycznej sytuacji w tej części świata. Jesteśmy sobie potrzebni też z tego powodu, że traktujemy się podmiotowo. Nie mamy bagażu kolonializmu, jesteśmy narodem wierzącym w Boga.

Czy może Pan potwierdzić opinię, że Hezbollah jest jedną z ostatnich realnych sił w tej części Bliskiego Wschodu, która roztacza opiekę nad miejscowymi chrześcijanami? Jakie są Pana ogólne wrażenia z podróży?

Spotkałem się m.in. z ministrem sprawiedliwości, panem Jreissatim, to było dzień czy dwa po tym, jak polskojęzyczne media zrobiły wielkie halo z mojego spotkania. Pod koniec rozmowy, jako ciekawostkę powiedziałem o tej sytuacji. Mój rozmówca przybrał bardzo poważną minę i powiedział coś w stylu: „Nic nie rozumieją. Oni nas bronią”. Nas – chrześcijan, pan Jreissati jest maronitą. Liban jest miejscem, które przeszło swój czyściec. Za wiarę oddało tam życie zbyt wielu ludzi. Dzisiaj żyją tam obok siebie ludzie wszystkich wyznań, włącznie z nieliczną społecznością żydowską, ale i ludzie niemanifestujący lub nieposiadający wiary. Żyją obok siebie głęboko się szanując. Gdzieś określiłem to może zbyt dosadnie: w Libanie szanuje się każdą wiarę, w Europie żadnej. Ale takie są niestety nie tylko moje wrażenia.

Hezbollah występuje często w roli niepaństwowego aktora stosunków międzynarodowych, obok struktur politycznych posiada również własną armię, system zabezpieczeń zdrowotnych i społecznych, jak mogliśmy to zaobserwować podczas wizyty Xportal.pl w Syrii i Libanie kilka lat temu. Czy spotykając się przedstawicielami „Partii Boga” chciał Pan nawiązać kontakt tylko z ugrupowaniem politycznym, strukturami cywilnymi, czy też akceptuje Pan całość tzw. polityki Oporu?

W relacjach z ludźmi Bliskiego Wschodu staram się nie zajmować żadnej pozycji, nie być niczyim stronnikiem. Z równą sympatią i szacunkiem traktuję tamtejszych szyitów, sunnitów, maronitów. Fakt jest jednak taki, że choć Liban jest państwem konfesyjnym, gdzie stanowiska przypadają według klucza religijnego, a nie demokratycznego czy wyłącznie kompetencyjnego, to od wielu lat Hezbollah po odrzuceniu metod uznawanych przez świat za terrorystyczne buduje nie tyle „kontrpaństwo”, co zapełnia te miejsca, których państwo nie może, nie umie lub nie chce. Nie jest to jednak w żadnym stopniu działalność antypaństwowa czy „obok państwowa”. Dzisiaj z całą pewnością Hezbollah dysponuje jedną z najlepszych armii Bliskiego Wschodu, w pełnym tego słowa znaczeniu: od kwestii logistycznych, wyposażenia, przeszkolenia do zabezpieczenia „służbowego”. Nie można udawać, że jest inaczej.

Czy zgodzi się Pan z twierdzeniem, że Polska podporządkowując swoją politykę zagraniczną po 1989 roku interesom USA i Izraela zaprzepaściła historycznie dobre stosunki z krajami arabskimi i Iranem?

Niestety jest w tym dużo racji. Trudno jednak było budować bezpieczeństwo militarne kraju opierając się na czymkolwiek oprócz NATO. Na pewno można było zrobić to nieco subtelniej. Histeryczna polityka choćby Radka Sikorskiego doprowadziła do tego co mamy dzisiaj: totalnej zapaści jeśli chodzi o polską obecność na Bliskim Wschodzie. Nie mamy bezpośredniego połączenia z Bagdadem, z Bejrutem, nasze tamtejsze placówki dyplomatyczne są homeopatyczne. Tak się nie da budować solidnych relacji. Przypomnę, że kiedy Polacy razem z Amerykanami, Australijczykami i Brytyjczykami obalali reżim Saddama Husajna, polskie firmy szykowały się na kontrakty stulecia. Guzik z tego wyszedł nie dlatego, że byliśmy słabi, niegotowi, drodzy. Polscy politycy zrobili wszystko, żeby nic z tego nie wyszło.

Czy Pańską wizytę w Libanie można traktować jako próbę poszukiwania alternatyw na Bliskim Wschodzie po niedawno ujawnionym krachu polityki bezkrytycznego wspierania wszelkich Izraela, którego antypolska postawa wyszła na jaw?

Moje relacje z arabskimi państwami Bliskiego Wschodu nie są przeciwko nikomu. Ani przeciwko Izraelowi, ani przeciwko polskiemu rządowi. Jako poseł opozycji mogę jęczeć, że nic się nie da, albo mogę spróbować uprawiać poletko, które jak się zdaje nikogo innego w Polsce już nie interesuje.